Aż trudno w to uwierzyć, ale minęły już trzy wiosny od wydania ostatniego solowego albumu K. Dota. Coachella 2017, pamiętamy.
Pierwsze odpalenie DAMN.? BLOOD. powitało nas nieco ckliwą historyjką wypowiedzianą ustami Kendricka o ślepej kobiecie, którą spotkał na chodniku. Zdawało się, że coś zgubiła, dlatego postanowił jej pomóc. Hello ma'am, can I be of any assistance? / It seems to me that you have lost something / I would like to help you find it. W tym momencie ckliwa opowiastka zmienia swój bieg o 180 stopni: Oh yes, you have lost something / You’ve lost… your life.
Ta metaforyczna opowiastka zarówno otwiera DAMN., jak i je zamyka. Klamra kompozycyjna sugeruje słuchaczowi, że wszystko, co dzieje się w międzyczasie, stanowi nierozerwalną całość. Ta sama scenka rodzajowa na końcu albumu, choć nie jest to powiedziane wprost, ma się potoczyć już zupełnie inaczej. W tle cały czas przygrywa jednak intro wykonywane przez Bēkona: Is it wickedness? / Is it weakness? / You decide.
Oczekiwania wobec kolejnego albumu Kendricka przed premierą DAMN. były gigantyczne. Wcześniej wydał przecież jedną z najlepszych i najważniejszych rapowych płyt poprzedniej dekady, jaką było To Pimp a Butterfly i zbiór luźnych odrzutów, które brzmiały równie dobrze (Untitled Unmastered). Dzięki TPaB Kendrick zdobył także jako pierwszy (i póki co jedyny) raper nagrodę Pulitzera. Czy DAMN. sprostało oczekiwaniom świata czekającego na kolejny projekt laureata kilku nagród Grammy i człowieka obrośniętego w piórka przez ustawiczne nazywanie go najlepszym raperem wszech czasów? I przede wszystkim: czy DAMN. dobrze się zestarzało?
I tak, i nie. Album doczekał się doskonałych recenzji na najważniejszych zagranicznych portalach muzycznych i kulturowych; na Metacriticu średnia ocen to 95/100. To płyta, która jest tematycznie inna od poprzednich produkcji rapera z Compton. Komentarze społeczne, ocena tendencji, przypominanie historii czy refleksje na temat pochodzenia (zarówno w odniesieniu do małej ojczyzny, jak i do Ameryki, a także do historii Afroamerykanów) ustąpiło miejsca dywagacjom na temat osobistej natury Kendricka, jego autoanalizy i… transcendencji.
Wiara, boskość i sam Bóg to jeden z najważniejszych, jeśli nie najważniejszy motyw na DAMN. Poczynając od samej tracklisty, która swoją formą przypomina dekalog albo listę życiowych pryncypiów, przez dość oczywiste odwołania do Boga w tekstach, po biblijną, rodzajową konstrukcję niektórych numerów. Kendrick nie stawia się jednak w roli moralizatora wobec swojego słuchacza – woli raczej zadawać pytania i skłaniać do refleksji na temat własnej egzystencji (Hell-raising, wheel-chasing, new worldy possessions / Flesh-making, spirit-breaking, which one would you lessen?/ The better part, the human heart, you love ’em or dissect ’em. /Happiness or flashiness? How do you serve the question?). Jeśli już kusi się o wypowiadanie prawd, to raczej dotyczą one jego, albo bliżej niesprecyzowanego adresata. Kultowa już odezwa Bitch, be humble (Hol’ up, bitch) / Sit down (Hol’ up, lil', hol’ up, lil' bitch) / Be humble (Hol' up, bitch) to rozmowa Kendricka z jego własnym ego.
DAMN. to album Kendricka, który nie jest tak pewny o słuszności i wielkości swoich dokonań, jak piewcy jego twórczości. Myśl zawarta w numerze ELEMENT. (Bitch, all my grandmas dead / So ain’t nobody prayin’ for me, I’m on your head) jest kontynuowana w epicentrum dokonującego autoanalizy Kendricka – na FEEL., gdzie wymieniając przywary wynikające ze swojego statusu wciąż powtarza, że Ain’t nobody prayin’ for me. Kendrick Lamar na DAMN. to Kendrick przygnębiony, nieco depresyjny i zmagający się z własnymi demonami. To Kendrick utwierdzający nas w przekonaniu o istnieniu dualistycznej natury zarówno człowieka, jak i boskości. Tytułowe DAMN staje się w tym kontekście bardziej potępieniem niż cholerą.
Wydając DAMN. Lamar po raz kolejny udowodnił, że nie bawi się w nic nieznaczące kawałki, nie próbuje podchodzić do muzyki tylko przez wzgląd na aspekty rozrywkowe. Każdy kolejny album jest o czymś, każdy eksploruje odrobinę inne zakresy tematyczne. DAMN. jest niewątpliwie jednym z najbardziej uniwersalnych projektów Kenny'ego, stanowiącym doskonały punkt odniesienia do jego przyszłych albumów. Jak zmieni się Kendrick na kolejnym krążku? Jakie poruszy kwestie, co z brzmieniem? Te pytania pozostaną bez odpowiedzi do momentu, w którym usłyszymy następne wydawnictwo K-Dota, na które czekamy jak na mało co.
