
Jak to możliwe, że do tej pory nie pochyliliśmy się nad naszymi tekstowymi faworytami? Nie wiemy, ale naprawiamy to przeoczenie.
Pisanie lyricsów jest nieodłączną częścią polskiego rapowego rzemiosła, bo gdzie jak gdzie, ale w tym gatunku próby ghostwritingu nadal obrywają mocno po głowie.
Już na wstępie musimy zaznaczyć, że będziemy traktować wersy raperów jak teksty literackie – co sprawia, że oderwiemy je od flow, bitu czy osobistych sympatii. Szukamy historii, innowacyjności oraz ciekawego podejścia do języka, więc nie znajdziecie tu zbyt wielu zwrotek i refrenów z gatunku rapowej woltyżerki, piętrzącej rymy na wysokość Burj Khalify. Przyświeca nam oryginalność.
Stawiamy przy tym na różnorodność – w zestawieniu z jednej strony pojawią się storytellingi, zaś z drugiej próby zredefiniowania słownika. Do czytania zapraszają Marek Fall, Krzysiek Nowak i Kuba Skalski.
50. Zeus – Symfonia smaków
Na liście tematów, na których najłatwiej polec jako raper, miłość plasuje się wysoko. Bardzo wysoko. Najwyżej? Nic zresztą dziwnego; gdy pisze się o jej rozkwicie, łatwo utopić wersy w ckliwości i infantylnym szczebiocie, zaś przy zmierzchu – wpaść w karykaturalnie jęczenie. Istnieją jednak tracki, które pokazują, że kolejne etapy subiektywnego, nienamacalnego i często wyjątkowo porywistego uczucia da się wtłoczyć w ramy rzetelnie rozpisanej, nierozpoetyzowanej ponad miarę opowieści. Symfonia smaków jest najdobitniejszym przykładem na poparcie tej tezy. Ten swoisty list do niej to pamiętnik początku i kresu. Ekshibicjonistyczny? I to jak, ale na tyle uniwersalny w leksyce, prawidłach i przesłaniu, że zdolny do dawania ciarek każdemu, kto nie zamienił serca w twardy głaz. Krzysiek Nowak
49. Syny – Synoski Sen
Robert Piernikowski długo przymierzał się do wykreowania kompletnego uniwersum językowego, jakie ostatecznie zafunkcjonowało u Synów. Zapowiedzi takiego kierunku można doszukiwać się zarówno na jego solowych produkcjach, jak i płytach zespołu Napszykłat. W ramach projektu współtworzonego z 1988 ten pisarski styl – inspirowany być może twórczością Wojciecha Bąkowskiego z czasów Niwei – osiągnął najwyższy stopień ewolucji. Teatr wyobraźni Synów nie były możliwy bez osobnego kodu językowego z tymi wszystkimi białasami i pozornie chaotycznymi strzępkami zdań; jednocześnie magicznego i grubo ciosanego. Oniryczną sztukę marginesu na skalę Synoskiego Snu to przecież ostatni robił u nas Nikifor. Interesującym wyjaśnieniem w jednym z wywiadów poratował sam Piernikowski, który w tym całym świecie przedstawionym widzi filmową sytuację rodem z Inaczej niż w raju Jarmuscha. Marek Fall
48. Eripe – 100 linijek szaleństwa
Gdybyśmy brali pod uwagę efekt końcowy, ten kawałek nie znalazłby się ani w TOP 100, ani nawet TOP 200 tracków w historii polskiego rapu, bo jego muzycznym motorem napędowym jest dojmująca chałupniczość. W tym zestawieniu wypada jednak go umieścić, ponieważ Eripe dokonał rzeczy historycznej. Bardzo szybko doprowadził bowiem do perfekcji hartującą się latami w podziemiu formułę rymów, które przez zagęszczenie skojarzeń, odniesień (pop)kulturowych, follow-upów i panczlajnów bardzo dobrze wypadają na papierze (a przez niedostatki we flow danego rapera lepiej się je czyta niż ich słucha). Patrząc przez pryzmat czystego, oderwanego od bitu tekstu, 100 linijek szaleństwa jawi się jako krynica błyskotliwej bezczelności, której nadrzędnym – i zupełnie realnym – celem jest wypalenie branży do gołej ziemi. Krzysiek Nowak
47. Sentino – Wiecznie
Je**ć Niemcy, ja chcę, ku**a, szacun w Polsce – nawinął sześć lat temu Sentino, wchodząc z kopa w polską branżę rozrywkową. I mimo tego, że z dawnego GM2L większe sukcesy święci tylko Malik Montana, Sentino zostawił kilka kapitalnych, odświeżających zwrotek. Bragga i przewózka wylewały się z tekstów przez wzgląd na gangsterską kreację Sebka, Wiecznie jest jednak emocjonalnym numerem, którego lyricsy chwytają za gardło. Zwrotki traktujące o nieodwracalnej stracie kogoś bliskiego; wersy W Warszawie pójść do szkoły i pomieszkać u dziadka/On jako jedyny nigdy na nas się nie darł/Pamiętam jak wróciłem na rowerze do domu/I matka mi ze łzami w oczach mówi, że zmarł wplecione zupełnie z zaskoczenia są głównym punktem tego przemocnego, osobistego tekstu, z którym bardzo łatwo się utożsamić. Majstersztyk, zarówno na poziomie oddanych emocji, jak i mechanicznego złożenia ze sobą wersów. Kuba Skalski
46. Smarki Smarki/Kixnare/DJ Pysk – Kawałek o życiu (Najebawszy Theme)
Nie chcemy zabrzmieć górnolotnie, ale Smarki Smark miał w sobie ten pierwiastek X, który sprawiał, że w gruncie rzeczy nieskomplikowany i bardzo dosłowny tekst urastał przy jego flow do miana wydarzenia. Abstrahując jednak od undergroundowych supermocy gorzowianina – w jego repertuarze z powodzeniem znajdziemy kawał lyricsów, które bronią się nawet bez akompaniamentu bębnów. Tak właśnie jest z kontrastowym i nawarstwiającym linijki Kawałkiem o życiu. Rozpoczyna się małolackim storytellingiem z browarowym posmakiem, a kończy skądinąd nieco smutną, choć rozsądną konstatacją typa, który nie zamierza całe życie biegać w baggach. Jeden z tych raportów z czasów dorastania, z którymi można utożsamiać się nawet po 15 latach od daty premiery. Krzysiek Nowak
45. Bisz – Wilk chodnikowy
Jeszcze w pierwszej dekadzie XXI wieku reprezentant B.O.K. zaczął uchodzić za klasyka intelektualnego odłamu podziemnego rapu. Stało się tak za sprawą EP-ek, Zim oraz Idąc na żywioł. Nie ma sensu owijać w bawełnę czy kaszmir – z perspektywy czasu oba wydawnictwa (jak również Burza i napór) brzmią pod względem treściowym i muzycznym jak nieskoordynowane, zbyt często nurzające w czarnych chmurach lub bujające w obłokach wprawki. Dopiero Wilk chodnikowy z 2012 roku pokazał pełnię talentu Bisza. Tytułowy kawałek z tego albumu doczekał się wręcz przesadnego tłumaczenia na Geniusie – przecież facet nigdy wcześniej ani nigdy później tak dobrze nie połączył komunikatywności, precyzji wypowiedzi i rapowej poetyckości, podnosząc zmagania z trudami życia codziennego do rangi klarownego, eskapistycznego manifestu. Gdyby ktoś jeszcze używał w tamtych czasach Gadu-Gadu, byłaby to kopalnia nieprzypałowych opisów. Krzysiek Nowak
44. Alcomindz Mafia – Dinxhajs
Protoplaści polskiego newschoolu po prostu musieli się tutaj znaleźć. Za wymyślenie języka, którym gadasz z kolegami odpowiedzialni są w dużej mierze Mobbyn i Hewra, ale to ekipa Koldiego i Jacy pierwsza zaczęła ignorować dotychczasowe ramy języka polskiego, tworząc go na nowo. Numer wprowadza nas w świat dinxhajsu, melanżowego stylu życia przeplatanego wyolbrzymionymi przechwałkami, nawiązującymi do typowego dla Ameryki flexu. Oczywistym jest przecież, że grupa z Małkini wersami Cztery wille na Bahamach, trzy w Miami/Pięć jachtów w porcie, osiem Ferrari kręci pierwszą w Polsce nową Amerykę, mimo że nie posiada nawet ułamka wymienionych dóbr. Nie byłoby się jednak nad czym pochylać, gdyby nie kapitalne pancze takie jak Idziemy po złoto, wyciągnij wnioski/Idziemy po złoto #Korzeniowski, które na stałe weszły do klasyki raczkującego wtedy polskiego trapu. Za wszystkie tego typu wersy Alcomindz oberwało się od połowy starej sceny, obstającej wtedy na straży prawdziwości i real talku, co tylko napędzało kolejne działania grupy. Jeden z wielu ważnych tekstów ALCMDZ, które ruszyły grę do przodu - ucieleśnienie całej filozofii, stojącej za karierą legend newschoolowego podziemia. Kuba Skalski
43. Jimson – Twarze
Swego czasu wspominaliśmy na łamach newonce, że w Jimsonie zawsze najbardziej ceniliśmy elastyczność rzemiosła, dzięki której słusznie tytułuje się go królem podziemia. Choć w swojej karierze mierzył się z niemal każdą stylistyką, to nie napaskudził sobie tym w dyskografii. Z jednej strony mieliśmy do czynienia z estetą operującym poetycką frazą i przemycającym swoje odpowiedzi na fundamentalne pytania, z drugiej – berserkerem, który gdy tylko poczuje krew, rzuca się, by wersami rozerwać aortę wyimaginowanego lub realnego oponenta. W 2008, gdy wychodziła Gorączka w parku igieł, echa podziemnego konfliktu wszech czasów między Jimim a VNM-em wciąż dźwięczały na scenie, a Twarze spokojnie możemy potraktować jako szturm na aż dwóch największych underowców (bo jest tu także Smarki). Korespondencyjne załatwienie sprawy było wspierane gęstymi, doraźnymi i follow-upowymi linijkami, ale też tak mocnymi, że działają nawet bez kontekstu. Kwintesencja braggi, która głośno śmieje się ze strzałów w powietrze. Krzysiek Nowak
42. Dwa Sławy – SMGŁSK
Astek i Rado Radosny to najbardziej błyskotliwi copywriterzy w historii polskiego rapu. Dysponują jednak przy tym na tyle dużym intelektualnym luzem, że swoich tekstów nie zwykli zamieniać w taniec na chuju, he he. Pozornie niezobowiązująca miniatura, jaką jest SMGŁSK, staje się w rzeczywistości tour de force autorów, którzy talent do skojarzeń i językowych gierek zamykają tym razem w granicach konceptualnej konstrukcji, opartej na tytułowych samogłoskach. Mogłoby się zatem teoretycznie ulewać od punchline’ów, ale dostajemy zamkniętą formę, co sygnalizują siane gęsto wyrazy dźwiękonaśladowcze. Uwadze nie powinien umknąć także frywolny finał z puszczeniem oka, że ostatecznie chodzi o kumpelską popisówkę, a nie pisanie na nowo W poszukiwaniu straconego czasu. Marek Fall
41. Molesta – 28.09.97
W kolejnych latach nie brakowało tekstów po stokroć kunsztowniejszych czy storytellingów, które nakrywały 28.09.97 czapką, ale dzieło Molesty jest jak Rękopis Heilsberski; to Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj dla naszej sceny hip-hopowej. - Jazda. Ty, Wilku, powiemy chłopaczynom, jak to wtedy było, co Łysy dostał bęcki, poszliśmy go pomścić, a tu nas psy nawinęły – już wprowadzenie Włodiego wskazuje na to, że mamy tutaj do czynienia z blokerską gawędą, stanowiąca odpowiednik średniowiecznych kronik z wypraw. Zresztą uczestnikom słynnego wrześniowego zajazdu poszło trochę tak, jak rycerstwu, które wzięło udział w krucjatach 1101 roku. U początków polskiego rapu doszło w ten sposób do spektakularnego połączenia osiedlowej gwary i literackiego opisu, które zaowocowało takimi wydarzeniami, jak choćby wersy: Zacznę od momentu, jak leżałem na ziemi/Z szalonym Wilkiem kajdanami złączeni... Marek Fall