
Tylko 15? Trzeba było ustawić sobie jakieś granice. Ciężko, ale jakoś się udało: klasyki vs współczesność. I co z tego, że większość już widzieliśmy.
My tak, ale nie każdy jest za pan brat z historią kina. I pewnie zdarzyło wam się stanąć przed obliczem biblioteki HBO GO, po czym załamać ręce, bo nie wiecie, co włączyć. Przychodzimy z pomocą i wrzucamy wam bardzo mocną piętnastkę. Nie ma za co!
Dziecko Rosemary, reż. Roman Polański (1968)
Jeden z najbardziej znanych filmów najbardziej znanego polskiego reżysera. Muzyczny motyw przewodni autorstwa Krzysztofa Komedy nie pozwolił zasnąć całym pokoleniom, a nad sceną finałową zastanawiali się chyba wszyscy, którzy widzieli Dziecko Rosemary. Czyli jakieś miliardy widzów? Po premierze Roman Polański był niejednokrotnie oskarżany o flirty z satanizmem, ale to po prostu świetny horror - nie ma co doszukiwać się żadnych podtekstów. Co do szatana - on też dopisał do życia Polańskiego smutny epizod, o czym dowiecie się, idąc na nowy obraz Quentina Tarantino.
Taksówkarz, reż. Martin Scorsese (1976)
Film, który na stałe wpisał się w historię współczesnego kina i mimo upływu lat nadal wywołuje ciary. Czym? Na przykład swoją... surowością. Opowieść o weteranie, który po powrocie z Wietnamu cierpi na bezsenność i zostaje taksówkarzem, a w międzyczasie trochę odkleja się od rzeczywistości, należy do najważniejszych filmów w dorobku Scorsese. Bohater kursuje po dzielnicach, gdzie diabeł mówi dobranoc, popada w stopniowy obłęd, a jego pasażerami są złodzieje, prostytutki oraz sutenerzy, których najchętniej zmyłby z powierzchni ziemi.
Top Gun, reż. Tony Scott (1986)
Skórzana kurtka, ciemne okulary, samoloty no i oczywiście Tom Cruise - wtedy jeszcze idol nastolatek. Tak tworzy się film, który przechodzi do historii. Opowieść o pilotach z amerykańskiej szkoły lotniczej z romantycznym wątkiem w tle nie nosi znamion skomplikowania, za to Tony Scott postawił na fabułę, świetnie rozrysowanych bohaterów, umiejętnie pograł elementami miłosnymi i stworzył najważniejszy film dla nastolatków tamtej dekady, do którego wracamy przede wszystkim dla klimatu ejtisów. Uwaga, za chwilę sequel!
Pulp Fiction, reż. Quentin Tarantino (1994)
Bez Pulp Fiction lista nie miałaby sensu. Ten film na zawsze zmienił myślenie o współczesnym kinie. Nie bez powodu z Tarantino zżynają wszyscy, nawet jeśli o tym nie wiedzą.
Clerks - Sprzedawcy, reż. Kevin Smith (1994)
Ulubiony film części redakcji niuansa, obraz, który zwiastował naprawdę srogi talent Smitha do obserwacji swojego pokolenia. Że rozmieniony później na drobne - to już inna sprawa. Film przedstawia serię randomowych sytuacji z życia 22-letniego Dantego – sprzedawcy wrobionego w dodatkową zmianę w lokalnym sklepie. Ta niepozorna historia frajerowatego gościa z New Jersey zyskała status jednej z najlepszych produkcji niezależnych lat 90. za sprawą autentycznych dialogów oraz ironicznego humoru i natychmiast stała się manifestem bezsensu codzienności dla ówczesnych dwudziestolatków. Obejrzyjcie, bo to może być też wasz ukochany film.
Desperado, reż. Robert Rodriguez (1995)
Spluwy na wierzch! Ten amerykańsko-meksykański film zyskał miano kultowego za sprawą ironicznej mieszanki kina akcji z gangsterskim oraz wybitnej obsady (Banderas, Hayek, Buscemi). Historia stara jak świat: tajemniczy El Mariachi szuka zemsty na zabójcach swojej dziewczyny. Niby nic nowego, ale Desperado udowodnił, że pod koniec XX wieku nie trzeba było dysponować wielkim, jak na standardy Hollywood, budżetem, żeby podbić światowy boxoffice. Wystarczy tylko olbrzymi talent do opowiadania.
Słoń, reż. Gus van Sant (2003)
Ze Słoniem jest tak: niby od samego początku wiemy, jak ta historia się zakończy, a mimo to przez całe 80 minut nie możemy uwierzyć w to, co dzieje się na ekranie. Reżyser maksymalnie zwolnił narrację; zbudował napięcie i paraliżujący nastrój zbliżającego się piekła. Nagrodzony Złotą Palmą w Cannes film jest zapisem ostatnich godzin życia uczniów Columbine High tuż przed jedną z największych szkolnych masakr w historii USA. Van Sant doskonale wiedział, jak opowiedzieć o tej tragedii - dosłownie. I tym samym, wraz z innym filmowcem, Michaelem Moore'em, wywołał ogromną dyskusję na temat dostępu do broni w amerykańskim społeczeństwie.
Persepolis, reż. Marjane Satrapi, Vincent Paronnaud (2007)
Mniej oczywisty wybór, ale w naszym zestawieniu nie mogliśmy zapomnieć o choć jednej animacji. Persepolis to adaptacja komiksu przestawiająca historię Marjane, dziewczynki dorastającej w Iranie w czasie islamskiej rewolucji. Ten coming-of-age movie z prawdziwą historią w tle opowiada o zderzeniu wyobrażeń z europejską rzeczywistością oraz o konsekwencjach fanatyzmu religijnego. Niech fakt, że dystrybucja Persepolis jest zabroniona w Iranie, tylko podkręci waszą ciekawość.
Melancholia, reż. Lars von Trier (2011)
Na naszej liście nie mogło zabraknąć tej czarnej owcy europejskiego kina. Melancholia to planeta, która w zawrotnym tempie zbliża się w kierunku Ziemi, co ma skutkować zagładą całej ludzkości. Film Larsa von Triera to pokrętny zapis depresyjnych lęków reżysera, ale też wizualizacja zbliżającej się zagłady (pamiętacie, że 2012 miał być ostatnim przewidzianym przez starożytnych Majów rokiem). Na pamiętny koniec świata byliśmy nieźle przygotowani, i na szczęście przeżyliśmy go bez szwanku. Dzięki Lars! Ale co zostawił nam bardzo smutny film, to jego.
Sugar Man, reż. Malik Bendjelloul (2012)
Dokument ukazuje wysiłki dwóch freaków z Kapsztadu, którzy pragnęli odszukać Sixto Rodrigueza – tajemniczego mega utalentowanego muzyka z Detroit, o którym nikt spoza RPA nigdy nie słyszał. Film zmontował spory hype na wiekowego dziś Sixto i zafundował mu sławę, na jaką czekał całe życie. My muzycznym dokumentom nigdy nie odmawiamy, zwłaszcza gdy opowiadają historię na granicy prawdopodobieństwa. Must see.
Miłość, reż. Michael Haneke (2012)
Austriacki mistrz triggeru (kojarzycie Funny Games?) nakręcił film o poświęceniu życia drugiej osobie. W tym przypadku Titanica możecie odłożyć na półkę – jeśli mielibyśmy wymienić tytuł, który równie mocno rozdziera serce, na pewno wskazalibyśmy na tę historię. Reżyser nie bawi się w tani sentymentalizm, zamiast tego serwuje film o cierpieniu - brzmi strasznie, wiemy, ale nie bez przyczyny Miłość zdobyła pięć nominacji do Oscara. Bo to po prostu świetne kino. I nikt przecież nie obiecywał, że będzie wesoło.
Wielkie piękno, reż. Paolo Sorrentino (2012)
Ten film uznawany jest za najwybitniejsze dzieło Sorrentino, idola ambitnych kinomanów z całego świata. Przedstawia historię starzejącego się Jepa, który błądzi po Rzymie w poszukiwaniu sensu egzystencji. Jeśli szukacie tu tradycyjnej fabuły – nie znajdziecie jej. Wielkie piękno to wizualny esej, przewodnik po współczesnym Rzymie dla elit, gdzie na botoks chodzi się równie często jak na prosecco. Żeby nie zatracić się w zachwycie, trzeba wczuć się w ten abstrakcyjny świat Sorrentino i płynąć wraz z filmem, uczestnicząc w tej wiecznej, hipnotycznej wiksie.
Tylko kochankowie przeżyją, reż. Jim Jarmusch (2013)
Jim Jarmusch nie musi już nikomu udowadniać, że jest bossem. W Kochankach pozwolił więc sobie na solidną porcję beki z sagi Zmierzch i wyszło mu to, jak zwykle zresztą, śpiewająco. Zblazowane wampiry snują się po Detroit, mają depresję i noszą Ray–bany, a Tom Hiddlestone, w kontrze do roli w Avengersach, wzbija się na szczyty pretensjonalności. Film jest gęsty od nawiązań do popkultury, a Jarmusch nieustannie puszcza oko do co czujniejszych widzów. Polecamy odpalić soundtrack i odlecieć.
Florida Project, reż. Sean Baker (2017)
Opowieść odzierająca american dream – film przedstawia historię dzieciaków mieszkających w motelu na obrzeżach Disneylandu. Raj dla bogatych zderza się ze zwykłym życiem ulicy; dragi, alkohol i seks za pieniądze. To wszystko opowiedziane jest z perspektywy sześciolatków, które mimo wszystko są szczęśliwe, bo zawsze wyżebrzą drobne na lody. Dziwne, mocno gadane, ale wyjątkowe kino.
Dunkierka, reż. Christopher Nolan (2017)
Nolan nie idzie na kompromisy i tworzy filmy zgodnie z autorską wizją, dlatego Dunkierka tak bardzo nie przypomina stawiającego na efekt Mrocznego Rycerza, a jednak - oglądając ją, doskonale wiemy, kto stał za kamerą. Mimo pozornej skromności scenariusza Nolan jak nigdy wcześniej jest niesamowicie blisko widza i do tego udało mu się uciec od zbędnego patosu.
tekst: Zosia Wierzcholska