Termin „skanowanie przestrzeni” robi karierę. Kiedyś mówiliśmy, że piłka to prosta gra: ty do mnie, ja do ciebie. Dzisiaj zwracamy uwagę na detale jak to, że Kevin de Bruyne w ciągu dziesięciu sekund ruchem głowy potrafi sześć razy „zbadać” położenie graczy. Belg ostatnio w rozmowie z „France Football” przyznał, że nawet nie miał o tym pojęcia. Najlepsi nie myślą. Oni to mają we krwi.
Jest tego cały YouTube i jeszcze trochę. Najlepiej w roli głównej wypadają środkowi pomocnicy. Włącz filmik z Joshuą Kimmichem, sprawdź jak robi to Ilkay Guendogan albo Frank Lampard, bo to on jeszcze przed erą internetowych analiz zwracał uwagę ekspertów tym, że na boisku ma oczy dookoła głowy. Jego ojciec w czasach West Hamu krzyczał mu z trybun: „Zdjęcie”. A on od razu stawał na baczność i zamiast patrzeć na piłkę, obserwował przesuwających się rywali.
Jest nawet w sieci filmik z 2009 roku, gdy w meczu z Blackburn w ciągu siedmiu sekund robi dziesięć „skanów” boiska. Owszem, Lampard zawsze bazował na tym, że miał świetny strzał i ostatnie podanie, ale rzeczą, dzięki której robił różnicę, była boiskowa inteligencja.
KROK W PRZYSZŁOŚĆ
Wtedy jeszcze rzadko się o tym mówiło. Dopiero ostatnie dekada i otwarcie na naukę przyniosły nam nowe terminy i zjawiska. Wreszcie potrafimy opisywać to, co dawniej było nieopisane. Skoro futbol stawał się coraz szybszy, to jasne było, że najwięcej zyskają ci, którzy najszybciej podejmują rozsądne decyzje. Zaczęliśmy doceniać Tonich Kroosów. I baczniej przyglądać się słowom Arsene’a Wengera, który już lata temu mówił, że najlepsi gracze to ci z radarem w głowie.
Oni nie tylko więcej widzą, ale też podświadomie zbierają więcej informacji. Francuz był jednym z pierwszych, który użył słowa „skanowanie”. Dodał też, że to nie tyczy się tylko piłki, bo podobnych ludzi znajdziesz w marketingu, biznesie albo na środku Oceanu jak Ellen MacArthur, która pływając samotnie, nauczyła się wysłuchiwać fal, by przewidzieć warunki pogodowe i dotrzeć do celu. Al Siebert opisał to wszystko w książce „The Survivor Personality”. Po prostu istnieją ludzie, którzy gęściej kodują wzorce i widzą większy obraz. Wiedzą, co się stanie zanim to się stanie.
GRA VERATTIEGO
Mówił o tym też kiedyś Xavi. Wywiad w magazynie „So Foot” z 2018 roku przedstawia nam kogoś, kto wymyka się ramom i w prosty sposób przedstawia sól piłki. Owszem, musisz w niej dbać o przygotowanie fizyczne i technikę. Ale to są fundamenty. Dalej wynik robi to jak obserwujesz sytuacje wokół siebie i gdzie znajdujesz najlepsze rozwiązania.
– Jak gra Verratti? Jest mały i niezbyt szybki. Ale jaki mądry! – mówi były triumfator Ligi Mistrzów. I zaraz potem zachwyca się prostą grą w dziadka, bo to tam najłatwiej wyrobić automatyzmy. Chodzi o to, by nie pakować innych w kłopoty. Przewidywać zagrożenie. Cały czas widzieć większy obraz, co Xavi wytłumaczył na przykładzie krzeseł.
– Mam na tym punkcie obsesję. Kiedy wchodzę do sali, patrzę jak ustawione są krzesła i stoły. Zawsze siadam tak, by widzieć wszystko. To odruch, ale nie lubię niespodzianek – przyznaje obecny trener Barcelony.
Parę lat temu norweski badacz Geira Jordeta wyliczył, że Hiszpan średnio osiem razy na dziesięć sekund kątem oka analizuje położenie graczy. Badanie obejmowało 250 zawodników i żaden z nich nie uzyskał lepszego wyniku. W czołówce byli Cesc Fabregas, Ilkay Guendogan, Frank Lampard, Steven Gerrard i… Kylian Mbappe.
Ten ostatni jest fenomenem, bo napastnicy skanują przestrzeń średnio dwa razy rzadziej niż środkowi pomocnicy. Francuz robi to sześć razy w ciągu dziesięciu sekund. Podobne wyniki notuje tez Erling Haaland, co pokazuje, że obaj są bardzo świadomi tego, co dzieje na boisku i że do szybkości oraz warunków fizycznych dokładają coś extra.
RADAR Z YOUTUBE'A
Kevin de Bruyne naturalnie też jest w tej paczce. Dopiero ostatnio odkrył jednak filmiki, na których internetowi analitycy doklejają mu radar i pokazują jak często, czekając na piłkę, bada teren. Belg w rozmowie z „France Football” przyznaje, że nigdy nie zwracał na to uwagi, nie stosował specjalnych ćwiczeń, to po prostu praktyka. Instynkt podpowiada mu robienie rzeczy, które przynoszą największy efekt.
Wszystko dzieje się poza świadomością. Jest nawykiem, który wbijał do głowy latami gry i treningów. Swoje robi też spotkanie odpowiednich ludzi na wczesnym etapie kariery. Jordet zauważa, że najlepsi „skanerzy” to ci, których ojcowie grali w piłkę: jak Lampard, Haaland albo Mbappe.
Zagadnienie boiskowej percepcji rośnie do tego stopnia, że z każdym rokiem pojawiają się nowi eksperci. Jordet, który bada temat od 1997 roku, ostatnio działa z Karlem Mariusem Aksumem, pracującym w norweskim Odds Ballklubb. Razem w tym roku przeprowadzili eksperyment w Arsenalu. Próbka 10 tysięcy podań wykazała, że „skanowanie” ma znaczący wpływ na to jakie podanie wykona dany graczy, kiedy wreszcie dostanie piłkę.
Aksum zawarł to nawet w swojej pracy magisterskiej, gdzie zgłębiał choćby fenomen Ajaxu. To tam zauważył ponadprzeciętne badanie terenu przez środkowych obrońców. Wynikało to z tego, że bardziej niż w innych zespołach odpowiadali za budowanie gry. Często ich rola przypominała zadania środkowych pomocników w typie Frenkiego De Jonga.
BYĆ JAK DE JONG
Holandia jest pod tym względem fascynująca. Obsesję przestrzeni wysysa się tam z mlekiem matki, co trzeci cytat z Cruyffa zawiera to słowo, ale to też potem widać w grze ludzi wychowanych w tym kraju. Po tym jak Xavi zakończył karierę, to De Jong jest dziś naczelnym „skanerem” futbolu. Antoine Griezmann mówi, że to najgorszy rywal, jakiego możesz sobie wyobrazić, bo ucieknie spod każdego pressingu. Jest świetny, gdy czeka na piłkę od partnera, ale też znakomicie analizuje ruchy rywala i zawsze wie, kiedy do niego podejść.
Anglicy o takich piłkarzach mówią, że bawią się lusterkami wstecznymi. Ruben Jongkind, były szef rozwoju talentów Ajaxu mówił w „The Telegraph”, że De Jong dużo nad tym pracował, m.in. z Jordetem. Siłą rzeczy będzie to umiejętność przyszłości. Nic dziwnego, że coraz więcej firm wypływa na to morze i obiera kurs na kluby z topu.
Jedną z firm, która mocno pozycjonuje się w tym temacie jest Be Your Best. Współpracuje z nią reprezentacja Norwegii U-19 plus kilku graczy jak Martin Odegaard. Wielu graczy ćwiczy widzenie peryferyjne za pomocą specjalnych okularów VR, bo pierwsze - to inwestycja w siebie, po drugie - trenować można w domu, nie obciążając mięśni i nie martwiąc się o zmęczenie.
System podczas pierwszego lockdownu wykorzystywał choćby Morten Thorsby z Sampdorii. Kluby jak Hoffenheim albo Southampton mają własne sale z tego typu cudami, nie mówiąc już o drużynach ze Skandynawii, bo tam romans start-upów z piłką wchodzi w fazę mocno zaawansowaną.
ZŁE KOSZULKI
Petr Cech powiedział kiedyś: „Futbol musi być bardziej naukowy, bo w głowie drzemie największy potencjał”. Do dziś można z łatwością odnaleźć jego wywiad w „Evening Standard” z 2016 roku, gdzie opowiada o tym jak po 15 latach treningu łatwo popaść w stagnację i że cały czas trzeba szukać nowych bodźców. Jako bramkarz Chelsea za pomocą maszyny lubił bronić piłki od ping-ponga albo tenisa po to, by głowa cały czas miała inną stymulację. Przy obronionych strzałach wykrzykiwał kolory, by dodać sobie dodatkowych bodźców. I cały czas zgłębiał temat widzenia peryferyjnego, by widzieć więcej i reagować szybciej.
Gary Neville niedawno w Sky przypomniał, że już w latach 90. piłkarze przed meczem stosowali ćwiczenia rozluźniające oczy. Mieli nawet dwa razy w tygodniu specjalne sesje z niejaką Gail Stephenson, zatrudnioną przez Alexa Fergusona i będącą z klubem przez dwie dekady. To ona zresztą zasugerowała zmianę koszulek w przerwie słynnego meczu z Southampton w 1996 roku, gdy Manchester przegrywał 0:3. Stephenson upierała się, że szare koszulki źle wpływają na zawodników. Ich wzrok wolniej reaguje – zresztą nieprzypadkowo na szybkiej autostradzie pracownicy noszą jaskrawe kamizelki, by byli dobrze widoczni.
Wtedy nikt tego dokładniej nie badał, ale dziś każdy raport pokazałby, że nawet takie rzeczy mają znaczenie. Borussia Dortmund nieprzypadkowo miała kiedyś treningi z zasłoniętym okiem dominującym, żeby wzmacniać niedominujące. Wzrok i lepsze postrzeganie przestrzeni robią różnicę.
DZIEWCZYNKA Z EGZORCYSTY
– Ile znasz dyscyplin sportowych, w których sportowiec poradzi sobie nawet wtedy, gdy zamknie oczy? – pyta dr Daniel Laby w materiale Red Bulla, w którym specjalnego badaniu poddał się Trent-Alexander Arnold. Film został opublikowany niecałe pół roku temu i pokazuje to o czym rozmawiał Michał Trela z profesorem Bradelem, gdy na newonce.spot przeprowadzili unikalny test. Mianowicie: najlepsi gracze na boisku widzą głębię. Mają w głowie obrazek 3D podczas, gdy zwykły człowiek stojąc na murawie widzi płasko.
Alexander-Arnold przez sześć tygodni trenował według zaleceń dr Laby’ego, po czym poprawił widzenie peryferyjne o 240 procent. To kolejny gracz, o którym powiemy, że gole i asysty notuje nogami, ale gra głową.
– Spędziłem całe życie szukając wolnych uliczek – mówi Xavi w rozmowie z „So Foot”. – Myślałem: gdzie jest przestrzeń? Obracałem głowę 500 razy na mecz, na prawo i lewo do tego stopnia, że ludzie mówili na mnie „dziewczynka z Egzorcysty”. Czasem oglądam mecz i widzę: „Oni źle atakują. Robią to skrzydłem, na którym jest więcej rywali. Robią tak, bo nie umieją obserwować. Ja umiem. Obserwuję. Trenowałem to całe życie. To jest zapisane głęboko w moich neuronach – dodaje trener Barcelony.