YANN: „Punkowy brud nie wypłynął z Wrocławia”

Yann
Fot. sprzedamjasmin

Gdy Osa przechodzi kolejne plansze gry zwanej polskim showbusinessem, u jego boku rośnie w siłę zupełnie osobny ruch artystyczny. Nazywa się Thirdeye, a YANN jest jego najbardziej melodyjnym i… wściekłym głosem.

15 marca ukazuje się jego kolejny album, Wszywki, gleby, zszywki. Punk, zimna fala, elektronika i opis świata wrocławskich małolatów. Do sieci trafiły już cztery single promujące wydawnictwo, a my przypominamy nasz nie tak dawny materiał, w którym przybliżyliśmy postać YANNa – jeszcze przed wydaniem płyty Postpandemiczna.

Kurwa, ukradli mi plecak, nie będę miał wakacji… Jestem wkurwiony, sfrustrowany… – jeden z numerów ze swojej płyty Postpandemiczna rozpoczyna YANN, naczelny pieśniarz thirdeye’owej załogi. Towarzyszące mu przy tym emocje są głównym kołem napędowym jego ekspresji twórczej; Janek za mikrofon wchodzi często wkurwiony i sfrustrowany.

Bardzo źle reaguję na stres i zwykle mnie ścina. Instynktownie zaczynam działać, a instynkt zwykle mam taki, żeby pójść po wińsko i nagrywać. Kłócę się z dziewczyną i zaraz już jestem pod chatą ziomala, wydzwaniam domofonem i mówię: „dawaj Ben, klep gitarki”. Nieraz się zdarzyło, że jak już mnie wpuścił do siebie do kotłowni, to przez półtorej godziny potrafiłem się do niego nie odezwać. On od razu wiedział, że u mnie coś nie gra i po prostu dłubał sobie beat, ja dłubałem tekst i dopiero jak ten numer nagraliśmy, mówiłem „o, siema Ben, co tam u ciebie?”. Bo najpierw trzeba się było wyrzygać – opowiada nam YANN.

Tak proces rejestracji wielu numerów relacjonuje kamrat Zdechłego Osy. Na trasie promującej BRESLAU HARDCORE YANN zresztą występował kilka razy jako support, ogrywając przed publicznością rzeczoną wściekłość i bezradność.

Potężnie mi to pomaga! Jak już sobie trochę pokrzyczysz, nagle schodzi z ciebie całe to ciśnienie. Jakby nie patrzeć takie darcie mordy do mikrofonu, to jest nie lada wysiłek fizyczny. Od razu się uspokajam. A że jeszcze pisząc te teksty zawsze coś tam sobie w głowie poukładam, to się obiema rękami mogę podpisać pod tym, co mówili ci wcześniej Osa czy Eter, że to jakaś forma terapii. Bo też, jak tak sobie żyjemy wspólnie w tej naszej ekipie, to wiem, jak dużo w ich tekstach pojawia się insidowych, niezrozumiałych dla ludzi wątków. Jak Osa nawija „koncert, dołek, seks, magisterka”, to ja wiem, że w tych czterech prostych słowach jest zamknięty cały tydzień jego życia. Takie niby pierdoły, ale to jest wszystko real talk. Nikt z nas nie kłamie w tym, co gada i – przede wszystkim – niczego nie wymyśla.

Yann
Fot. sprzedamjasmin

Papieros w ustach

To chyba jedyne, co zostało YANNowi z okresu, w którym zadebiutował na scenie rapowej jako reprezentant krajowego podziemia skupionego wokół Kstyka. I był jednym z najdonioślejszych głosów wrocławskiego kolektywu muzycznego znanego jako AYA. Wrzucone na youtubowy kanał tej towarzyskiej inicjatywy wydawniczej Poranki mają dziś ponad sześć i pół miliona wyświetleń. Ich młodzieńczy, bezpretensjonalnie emocjonalny sznyt idealnie współgra z nastrojami sporej części nastoletnich słuchaczy rapu, którzy w muzyce szukają zwykle identyfikacji i tematów sercowych. Już wtedy jednak Janek niczego nie wymyślał i nigdy nie kłamał do mikrofonu. Po prostu był młody i wrażliwy.

To był pierwszy track, który na serio napisałem, nagrałem i sam wrzuciłem do neta; drugi czy trzeci, który w ogóle zrobiłem – po blisko sześciu latach od premiery tego młodzieżowego love songu wspomina YANN.

Pierwszy powstał w ogóle dla żartu. Jakoś na początku liceum siedliśmy z ziomalem z flachą i zrobiliśmy na szkolny projekt coś zupełnie losowego. To już miało jakieś koślawe ręce i nogi, dlatego doszliśmy do wniosku, że może warto teraz zrobić coś na serio. I właściwie wszystko, co w tamtym czasie nagrywaliśmy, szło od razu do neta. Bujałem się wtedy z chłopakami ze składu AYA i zwykle to szło dalej niż tylko po znajomych. „Poranki” stały się viralem, a później… różnie to bywało. Trochę była wyjeba, trochę sobie coś tam nagrywaliśmy dla siebie, a trochę co innego wrzucaliśmy na kanał; w sumie do sporej części z tych rzeczy nie chciałbym się dzisiaj przyznawać.

Zapisem tego czasu jest wydana własnym sumptem EP-ka Letarg, która najlepiej sprawdza się w roli dosyć poetyckiego filmu o trudach dorastania; na wskroś spontanicznego zapisu nastoletniej emocjonalności, której intensywność pozwala przymknąć oko na wszelkie techniczne niedociągnięcia i dominującą w tych numerach naiwność. Żeby prześledzić kolejne lata z życia Janka trzeba się natomiast wybrać na jego własny kanał, gdzie każdy kolejny numer jest coraz ciemniejszy i bardziej śpiewny. Beaty powoli zaczęły obrastać w elektronikę, YANN coraz częściej wchodził w dialog z siedzącym w nim sadboy’em, a tuż obok ktoś już tańczył pogo. Ale wjechało srogo! Supersport; zaufaj znanym kardiologom! Nocne cardio, cztery metry pod podłogą.

Yann
Fot. sprzedamjasmin

Strzeż się tych miejsc

Trochę to wszystko w „międzyczasie” przycichło, jakieś rzeczy sobie sam wrzucałem na mój kanał i dopiero jak już miałem gotowe kilka solidnych tracków na tę „Postpandemiczną” płytę, wyszło tak, że zacząłem mieszkać z Hermesem i Osą na Komandorskiej. I od Osy padł pomysł, żeby to wrzucić na Thirdeye wspomina YANN okres dzielący wydanie Letargu i dołączenie do ekipy Trzeciego oka. Zanim jednak spisany i porysowany w melanżu przez Osę – kontrakt został przez Janka podpisany, a jego pierwsza długogrająca płyta ukazała się z tym charakterystycznym logiem, niejedno już chłopaków łączyło.

Wrocław jest naprawdę mały. Jeśli ktoś robi tutaj coś twórczego, właściwie z każdym zna, bo w sumie do kupy jest nas tu pewnie z pięćdziesiąt osób. Jeszcze zanim zaczęliśmy razem mieszkać, to ja już Hermesa znałem przez Kstyka. Z Osą nieraz się przecinaliśmy na jakichś balangach. Z Eterem chodziłem do liceum, choć nawet słowa chyba wtedy nie zamieniliśmy. Bywałem jednak często na imprezach, które grał z Sokosem w DK Luksus. Przez Tamkę też mnóstwo osób się przewijało, a ja jeszcze przez jakiś czas pracowałem na barze w takim starym rockowym pubie, co się nazywa Niebo i tam wielu starych panczurów poznałem, bo po prostu wpadali się najebać piwskiem najtańszym i zawsze chwilę pogadaliśmy – kreśli pokrótce YANN kontrkulturową mapę twierdzy Breslau.

Nieważne bowiem, czy na warsztat weźmiemy punkowe poruszenie lat osiemdziesiątych Zwłoki, Sedes czy Klausa Mittfocha czy współczesne, międzygatunkowe wyziewy stolicy Dolnego Śląska Guziora, ×DZVØN× czy właśnie Thirdeye wszystko, czym rozbrzmiewa to miasto zdaje się nieco bardziej ciemne i surowe.

Ta scena punkowa na pewno coś tu po sobie zostawiała i ten brud stąd jeszcze nie wypłynął. To jakoś wżarło się w okoliczne mury, a dodatkowo jest tu dzisiaj gigantyczny problem z opioidami i innymi lekami, od których też często jest krótka i prosta droga w dół. Mnóstwo znam osób co – poza benzo – zaczęło jakieś oksy żreć i zaraz kończyli na helupie w innym mieście dywaguje YANN nad powodami tego, skąd się bierze ten straceńczy rys Wrocławia. Przede wszystkim jednak wydaje mi się, że tan nasz wspólny sznyt bierze się z tego, że to wszystko wyrasta w tych samych klubach, na tych samych squotach i pewnie z trzy czwarte tych numerów jest nagrywane na tych samych afterach. Bez większej dbałości o szczegóły czy jakąkolwiek postprodukcję; spontanicznie, od kopa i prosto do neta.

Yann
Fot. sprzedamjasmin

Vajbuj szmato!

Po premierze Postpandemicznej ruszył w małą trasę po Polsce, podczas BRESLAU HARCORE tour wykonał niejeden support. Wszędzie gra z zespołem znanym jako Pretensje. To (post)punkowe trio z udziałem Bena gitarzysty i producenta ukrywającego się pod aliasem Imitation Zone. Odkąd wspólnie działamy, to mi się na maksa zmienił proces twórczy. Bo wcześniej wyglądało to zazwyczaj tak, że dostawałem od kogoś – albo kradłem – beat i wszystko robiłem sam. Na mieście, po pijaku zbierałem bodźce, a później na trzeźwo siedziałem po nocach i w nich rzeźbiłem pisząc te teksty, a później nagrywając piosenki. A teraz to wygląda zwykle tak, że idę do Bena albo do Etera i robimy te wszystkie numery od zera. To, co nagrywamy na spontanie – wszystkie te głupkowate freestyle i pomelanżowe duety czy tercety – ląduje zaraz w sieci, a to, co mam lepszego i bardziej przemyślanego, sobie czeka na płytę. Kolekcjonuję kolejne numery i jak już się ich zbierze kilka, to wychodzi płyta – podsumowuje YANN. Pierwsze efekty takich działań można znaleźć na Postpandemicznej płycie wydanej w drugim obiegu przez Thirdeye.

Często się w ogóle na tym zastanawiam, dlaczego te nasze różne rzeczy są zazwyczaj klasyfikowane jako rap? Dlaczego to, co robi Osa jest porównywane z tym, co wychodzi na scenie rapowej, a nie jakiejś szerzej rozumianej scenie ogólnie muzycznej?! pyta retorycznie wychowanek współcześnie rozumianej, międzygatunkowej muzyki, dla której cechami wspólnymi jest częściej klimat niż brzmienie; estetyka, a nie tempo czy wykorzystywane instrumentarium. U nas gitary grają tak dużą rolę głównie dlatego, że… mamy ziomali gitarzystów i te naleciałości jakieś punkowe. Jak idziemy razem na podwórko, to krzyczymy głównie do muzyki naszych starych, a nie jakichś współczesnych rapowych hitów. Jak czasem trafię gdzieś na imprezę, na której lecą te różne aktualne hity, to się łapię na tym, że nie znam nawet słowa z tych tekstów, a pamięć do refrenów mam całkiem niezłą. Ale co ja w ogóle będę o tym gadał, ja przez połowę liceum słuchałem tylko Jesse Stewarta. On gdzieś tam sobie siedział w na tym trailer parku, grał na mandolinie i ja przez miesiąc słuchałem tylko tego na pętli.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.