Tylko w 2021 roku wypuścił pięć pełnowymiarowych wydawnictw? 2022? Na razie dwa single, za to będzie koncert w Polsce, na katowickim OFF Festivalu. I to pomimo tego, że dwa lata temu Pi'erre pisał: nigdy więcej nie przyjadę do Polski!
Wtedy poszło o to, że... on i jego ekipa byli jedynymi czarnymi na lotnisku Okęcie. Pi'erre szybko usunął wpis, ale internet pamiętał. Za to on sam już chyba zapomniał, skoro zapowiedział się na najbliższego OFF-a.
Dobrze, że przyjeżdża. Gość produkuje w stachanowskim tempie, jest wciąż jakościowy i ważny dla rapsceny. Kiedy to aż tak ruszyło?
Pomimo aktywności od początku ubiegłej dekady, dopiero 2017 rok był przełomowym w karierze producenta. Wydane wcześniej trzy części mikstejpu The Life of Pi’erre nie zdobyły wielkiego rozgłosu. A szkoda, bo już wtedy Bourne zaskakiwał nietypowym podejściem do bitowych konstrukcji i ulotnych, cloudowych melodii. Wszystko zmieniło się po przeprowadzce do Atlanty i rzuceniu pracy inżyniera dźwiękowego w Epic Records. Co się odwlecze, to nie uciecze, w pełni zasłużone fama i rozgłos przyszły niedługo później.
Nadworny producent Playboia Cartiego
Yo Pierre, you wanna come out here? Ten producencki tag zna każdy słuchacz. Linijka zsamplowana z telewizyjnego show Jamiego Foxxa stała się znakiem rozpoznawczym Bourne’a. Z kolei singlowa Magnolia z Playboia Cartiego stanowiła trampolinę do większej rozpoznawalności. W końcu to utwór, który swego czasu grany był wszędzie. Wtórował mu Woke Up Like This z gościnnym udziałem Lil Uzi Verta.
Te dwa znakomite tracki były przedsmakiem jednego z najważniejszych albumów we współczesnym trapie. O Die Lit wspominaliśmy już przy okazji trapowego przewodnika: Producenckie opus magnum i wrota do sławy beatmakera Pi’erre’a Bourne’a oraz początek szału na queerowego, androgynicznego i przełamującego utarte gangsterskie schematy Cartiego. Po sukcesie self-titled mixtape'u przyszedł czas na rozwinięcie skrzydeł i stylistyki zaproponowanej m.in. na Magnolii. (...) Do zacnego grona auto-tune’owych rewolucjonistów – T-Paina, Lil Wayne’a, Kanye'ego Westa czy Future’a i Younga Thuga – dołączył Playboi Carti ze swoim baby voicem. Możesz nie lubić, ale nie możesz nie docenić. Ale wokal to nie jedyny wyróżnik Die Lit, bo przecież Bourne dokonuje tu producenckiej woltyżerki i serwuje oniryczny ambient wymieszany z trapową estetyką. Efemeryczna produkcja, chiptune’owe ornamenty i kodeinowa atmosfera spowodowały, że debiut Cartiego brzmiał odświeżająco i nieporównywalnie z niczym innym. Die Lit to trapowy ASMR i weź z tym handluj.
W tym krótkim blurbie zawierają się w zasadzie wszystkie cechy charakterystyczne Bourne’a. Amerykanin opiera swoje kompozycje na ambientowych pasażach, gęstym basie i słodkich melodiach. Świeża sprawa. Szczególnie w czasach, kiedy w trapie dominowała agresywna perkusja, hałaśliwe ozdobniki i generyczne cykacze. Ulubiony producent Cartiego wniósł beatmaking na zupełnie nowy poziom. Co ciekawe, na nokturnowym Whole Lotta Red pojawił się tylko w dwóch kompozycjach.
Wyczekiwany debiut
Nie ma lepszego czasu na debiut niż ten moment, gdy twoja kariera znajduje się w absolutnym peaku. Pierwszy studyjny longplay Pi’erre’a Bourne’a – nadwornego producenta Playboia Cartiego – to nie tylko beatmaking, ale również nawijka. (...) Bourne posiada rzadko spotykaną umiejętność montowania euforycznych, trapowych piosenek, które zupełnie nie brzmią trapowo. Znacznie im bliżej do eksperymentalnego R’n’B. Na fioletowym albumie Jordan Timothy Jenks płynie na chmurce niczym Son Gokū i dostarcza muzyczny masaż mózgu, serwuje sesję mindfulness. Zastąpił – siejący spustoszenie – lean dźwiękowymi substytutami. Debiut 28-letniego producenta z Columbii stanowi przykład płyty bez słabych momentów, chociaż trzeba zaznaczyć, że pojawiały się zarzuty dotyczące wokalu. Ale weźmy opener – Poof i genialne ballady „Romeo Must Die”, „Ballad”, „Doublemint” – czy ktoś pisał w ostatnich latach piękniejsze rapowe piosenki? Nie kojarzę. Damn Pi’erre, where’d you find this?
Czwarta część – i zarazem oficjalny studyjny debiut – The Life of Pi’erre to zaskakująco niedoceniona sprawa. Oceny krytyków były raczej średnie, a Bourne’owi zarzucano nieciekawe flow i wokalne niedociągnięcia. Inaczej z odbiorem słuchaczy, którzy w większości byli zachwyceni. Na podstawową wersję składało się szesnaście numerów. W wydanej rok później opcji deluxe dołożono kolejne 15. Sporo. Faktycznie długość tego albumu potrafi przytłoczyć, znużyć i wywołać wrażenie monotonii. Jednak dla fanów i fanek producenta to kamień milowy jego solowej twórczości. I znakomite preludium do piątej odsłony, która ukazała się w 2021.
Błogosławieństwo od Kanye'ego Westa
Zyskujesz uznanie w undergroundzie, wspinasz się po drabinie sukcesu i nagrywasz z absolutną trapową czołówką. To nie mogło umknąć uwadze Ye. Czołowy ekscentryk branży zaprosił Bourne’a na – ostatni do tej pory – album Jesus is King. 27-latek był współproducentem dwóch numerów: On God i Use this Gospel, w którym udziela się niesławny saksofonista Kenny G. Beatmaker znalazł się w doborowym towarzystwie: Timbaland, Mike Dean czy Benny Blanco. Co jak co, ale obecność na płycie Westa to zasłużona nobilitacja. Life goal odhaczony.
Pełne rapowe wsparcie
Intensywna kariera Pi’erre’a Bourne’a to nie tylko współpraca z Cartim, solowe dokonania i symboliczne trzy grosze u Westa. Artysta udzielał się gościnnie na wydawnictwach Drake’a, Younga Thuga, Lila Uziego Verta, Chance'a the Rappera czy 6ix9ine’a. Jest autorem bitu do znakomitych singli Thuggera: Surf i Light It Up. Poza tym wziął pełną odpowiedzialność za albumy Chavo'a, Jelly’ego, Fraziera Trilla oraz Younga Nudy’ego. Ze wszystkich najciekawszy jest joint album z kuzynem 21 Savage’a. Wydany w 2019 roku Sli’merre to rzecz, która przeszła bez większego echa. Niezasłużenie. My fani, postanowiliśmy wrzucić płytę do trapowego przewodnika. Po triumfalnym marszu z Playboiem Cartim i na niewiele ponad miesiąc przed wydaniem debiutanckiej solówki, Pi’erre Bourne wypuścił album ze stojącym nieco na uboczu, ale zdecydowanie wartym uwagi raperem o ksywce Young Nudy. „Sli'merre” to klasyczne ambient-trapowe bity Bourne’a, na których Nudy doskonale przewozi się za pomocą wyrazistego flow. Do tego udane gościnki: jego kuzyn 21 Savage, Megan the Stallion, Lil Uzi Vert i DaBaby. Zaryzykuję stwierdzenie, że jest to wręcz krzywdząco niedoceniony album, który zwyczajnie zginął w natłoku lepiej wypromowanych, ale znacznie słabszych wydawnictw. Make Nudy Great Again.
Nagrywki z Nudym, bliskie relacje z Playboiem Cartim, uznanie w rapowym środowisku. To wszystko powoduje, że Pi’erre Bourne jest nie tylko w czołówce względem oryginalności brzmienia i autorskiej stylówy. Beatmaker posiada spore zasięgi, niesamowite wyczucie do melodii i wyjątkową muzyczną wrażliwość. I wbrew powszechnej opinii – coraz lepsze wokalne umiejętności. Damn Pi’erre, where’d you find this?
Komentarze 0