Yorgos Lanthimos mówi: „mogę wszystko”. I kręci „Rodzaje życzliwości” (RECENZJA)

Rodzaje Życzliwości

Yorgos Lanthimos nawet nie ukrywa, że Rodzajami życzliwości chciał po prostu pobawić się kinem. W sumie – ma już taką pozycję, że może (artykuł sponsorowany przez Disney Polska)

I nie ukrywał tego także podczas tegorocznego festiwalu filmowego w Cannes, gdzie nagrodę za najlepszą rolę męską otrzymał grający w Rodzajach Jesse Plemons. Wymyśliłem sobie, żeby ci sami aktorzy grali w „Rodzajach życzliwości” różne postacie. Może i te trzy historie mogłyby toczyć się równolegle, ale zdecydowałem się na trzy niezależne, odrębne opowieści, żeby było jasne – ci sami aktorzy, ale inne postacie – w rozmowie z IndieWire opowiadał w Cannes Lanthimos. Dodając od razu, że postawił na proces twórczy, nie analityczny. I że podczas pisania scenariusza (stworzonego wspólnie z jego wieloletnim współpracownikiem, Efthymisem Filippou, autorem m.in. Zabicia świętego jelenia i Kła) rozwijające się nowele kleiły mu się z czasem coraz bardziej. Tak nie brzmi człowiek, który planuje realizację nowego klasyka. A nawet, jeśli Rodzaje życzliwości się nim staną, to przypadkiem.

Tak brzmi człowiek, który po nakręceniu najważniejszego filmu w karierze, jedenastokrotnie nominowanych do Oscara Biednych istot, wziął sobie trochę luźniejszej roboty na wakacje. I nagle na ekranie facet robi wszystko pod dyktando szefa (który nawet instruuje go, kiedy ma kochać się z małżonką) i usiłuje zabić innego w wypadku samochodowym. Z kolei innemu znika żona, potem się odnajduje, ale tak jakby jakaś inna. Albo kobieta, która szuka innej, potrafiącej wskrzeszać zmarłych, sama będąc przy tym w szponach new age’owego zgromadzenia. Bez zbędnych wyjaśnień, bez szukania spoiwa, łączącego składające się na Rodzaje życzliwości trzy godzinne nowele. Trochę jak u dadaistów – pamiętacie, to ci od wbijania noża w książkę i wybierania tych losowych słów, które wskaże ostrze.

Na pewno, zgodnie z tym, co mówią krytycy, Rodzajom życzliwości bliżej jest do pierwszych znanych filmów Lanthimosa, nakręconych jeszcze w jego rodzinnej Grecji Kła i Alp, aniżeli nieco bardziej zdyscyplinowanych formalnie Biednych istot i Faworyty – obrazów, na których Grek szybciutko wskoczył do Hollywood. Różnica tkwi w backgroundzie. I krzyczące wylewającą się dosłownie z ekranu emocjonalną pustką Alpy, i ekstrawagancki, brutalny Kieł, w którym rodzice izolują dzieci od świata, ucząc ich meta-języka, są sprzeciwem Lanthimosa wobec tego, co stało się z greckim społeczeństwem, złamanym kryzysem finansowym z lat zerowych. Ci, którzy jeszcze płyną nad powierzchnią, zamykają się w enklawach, reszta dryfuje, szukając bezpiecznego gruntu. Finansowy krach był dla Grecji szokiem. A tam, gdzie zawala się świat, sztuka odpowiada na rzeczywistość przy użyciu zupełnie nowych środków wyrazu. Tak było w międzywojennych Niemczech, erze kinowego ekspresjonizmu, tak stało się w greckiej nowej fali, której apostołami był właśnie duet Lanthimos-Filippou.

Mówimy o przełomie lat zerowych i poprzedniej dekady, gdy niepewny jutra Lanthimos wyjechał do Londynu. Teraz to syty kot, którego filmy zdobyły łącznie 23 nominacje do Oscara. Idol kinomanów poszukujących, sprawnie nurzający absurd i abstrakcję w leciutkim tonie narracyjnym; kto wie, czy na przecięciu arthouse’u i kina masowego Grek nie zastąpił właśnie odchodzącego na emeryturę Davida Lyncha. Obok Rubena Ostlunda to najważniejsza postać współczesnego kina autorskiego. Zresztą obaj lubią sobie poszydzić z bożków współczesności, jadąc przy tym na tyle uniwersalnych rejestrach, że bez problemu odczytają je nawet mniej wprawni widzowie; W trójkącie Ostlunda to ubaw z influencerów, zaś jedna z nowel Rodzajów życzliwości wykpiwa fenomen duchowych guru. Ktoś kiedyś powiedział, że Yorgos Lanthimos to ulubiony reżyser tych, którzy lubią, jak jest dziwnie, ale nie muszą wnikać mocno wewnątrz, żeby zrozumieć, skąd ta dziwność. Chyba zgoda?

Tu nie trzeba wnikać wewnątrz i zastanawiać się, co poeta miał na myśli. Jak pan Lanthimos chce, żeby w jednej scenie psy prowadziły samochód, to tak będzie. Oczywiście – generalnie, jak to u niego, idzie o zagubienie w toksycznych relacjach. Samozwańczy guru w zamian za opiekę i seksualne rozpasanie oczekuje prawa do całkowitej kontroli. Podobnie jak szef korposzczura, który nawet daje mu piękny dom, byle tylko ten łaził mu na smyczy. Nieco inna jest tylko nowela numer dwa, alegoria zmian zachodzących w ludziach na przestrzeni lat. Sytuacji, w której ta osoba, przy której budzisz się od lat, jest nagle obca. Natomiast, jeszcze raz – to film dla złapania twórczego oddechu. Ucieknięcia od pułapki zamykania się w jednej formie. Kontrapunkt do rozbuchanych formalnie Biednych istot. Tu Yorgos Lanthimos skrzykuje paczkę znajomych i kręcą film na amerykańskich ulicach. Niebywałe, że w tym zrobionym od niechcenia filmie Jesse Plemons w końcu dostał pierwszy plan i od razu wykręcił rolę, a właściwie trzy role życia. Może właśnie w tym braku presji jest metoda.

Dlatego Rodzaje życzliwości nie są niczym innym niż pokazem siły Yorgosa Lanthimosa. Można go nie lubić? A można, jak najbardziej, jeszcze jak. Natomiast tu zachodzi podobna sytuacja co przy Bobie Dylanie, który nawet wydając zbiór sesyjnych odrzutów trafia na końcoworoczne listy najlepszych albumów. Nie wiadomo, czy tak naprawdę to nie jest ślepe zapatrzenie krytyki filmowej w styl Greka, ale wiadomo za to, że gdyby ten tylko chciał, to pewnie nakręciłby o tym całkiem celną szyderę.

Artykuł sponsorowany przez Disney Polska

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.
Komentarze 0