Z NOGĄ W GŁOWIE. Pięciu szczęściarzy. Co nas czeka w walce o utrzymanie

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
Ekstraklasa
Paweł Andrachiewicz/Pressfocus

W wielu domach w Krakowie, Poznaniu, Lubinie, Wrocławiu i Mielcu to nie będą spokojne święta. Połowa bezpośrednich starć, jakie odbędzie się do końca sezonu na dole tabeli Ekstraklasy, zostanie rozegrana w świąteczny weekend. A przecież walka o utrzymanie to najlepsze, co w futbolu istnieje.

Odkąd futbol stał się moim zawodem, a mecze zacząłem oglądać zadaniowo, by orientować się, o czym piszę, desperacko szukam w futbolu emocji. Lubię oglądać mecze analitycznym okiem i rozumieć, co się dzieje na boisku, ale jeszcze bardziej lubię je przeżywać. Nie co dzień mam ochotę spontanicznie w środku nocy ruszać do sklepu po wino. Ale gdy Marko Roginić łupnął w okienko bramki Lecha, ruszyłem. Niestety, gdy akurat w Ekstraklasie nie ma Podbeskidzia Bielsko-Biała, tego typu emocjonalne zrywy się mi nie zdarzają. Czasem udaje mi się wykształcić tymczasową więź z jakimś klubem, bo akurat lubię jego trenera, czy z jakiegoś innego powodu dobrze mu życzę. Jednak przy zdecydowanej większości meczów, widząc kibiców szalejących z radości po golu albo załamanych po niewykorzystanym rzucie karnym, czuję zazdrość, że ma to dla nich aż takie znaczenie. Jesteście szczęściarzami.

Dlatego nie ma dla mnie w futbolu nic lepszego niż finisz walki o utrzymanie. Przed starciami decydującymi o spadku z ligi atmosfera jest tak napięta, że nie sposób tego nie odczuć nawet neutralnemu obserwatorowi. W każdej lidze, którą śledzę, bardziej interesuje mnie dół tabeli niż góra. W tej kwestii jest mi bardzo bliskie podejście Nicka Hornby’ego: też uważam, że nie ma w futbolu niczego piękniejszego niż wygrana walka o utrzymanie w lidze. I niczego bardziej tragicznego niż niepowodzenie w tej batalii. Sezon Ekstraklasy wkroczył więc w moją ulubioną fazę, w której trenerzy i piłkarze mówią o kilku finałach, każdy punkt może się okazać decydujący, każdy błąd sędziego brzemienny w skutki, każdy słupek lub poprzeczka kluczowa. I w której nie ma meczów o nic. Bo nagle śledzi się już nie tylko swoją drużynę, ale też jej rywali, kalkulując, jaki wynik byłby najkorzystniejszy (zazwyczaj remis). A kibice przerzucają się argumentami, kto ma najtrudniejszy terminarz.

W Niemczech, gdzie pokolenie nieznające walki o mistrzostwo powoli wkracza w dorosłość, już dawno uknuto hasło, że walka o utrzymanie to nowa walka o mistrzostwo. To tam dzieją się w Bundeslidze najciekawsze historie, największe dramaty, temu poświęca się najwięcej miejsca w medialnych dyskusjach. Powstają nawet regularnie aktualizowane strony, analizujące terminarz kolejnych drużyn. Podoba mi się w nich systemowe podejście. Restprogramm.de oblicza współczynnik trudności danego rywala, biorąc pod uwagę tabelę (by uwzględnić ogólną siłę danej drużyny), tabelę meczów domowych i wyjazdowych oraz tabelę za cztery ostatnie kolejki (by wziąć pod uwagę formę z ostatniego miesiąca). Nie mogąc się doczekać sobotnio-poniedziałkowej serii gier, postarałem się przygotować polską wersję tego zestawienia.

PIĘCIU SZCZĘŚLIWCÓW

Na sześć kolejek przed końcem ligi cztery czołowe drużyny są już matematycznie utrzymane. Dla kibiców Lecha, Pogoni, Rakowa i Lechii nie ma więc już w tym sezonie ratunku, na pewno nie przeżyją emocji związanych z walką o pozostanie w lidze. Radomiak, Wisła Płock i Piast Gliwice teoretycznie jeszcze mogą spaść, ale już teraz osiągnęły barierę 41 punktów, która w kilkudziesięciu sezonach różnych lig grających systemem osiemnastozespołowym zawsze dawała utrzymanie. Można więc je uznać za bezpieczne. Zazwyczaj do utrzymania wystarczały 34 punkty, co do grona bezpiecznych każe doliczyć także Górnik Zabrze, Legię, Cracovię i Jagiellonię. Wprawdzie w tym sezonie Ekstraklasy pewnie trzeba będzie zdobyć ciut więcej punktów, ale te drużyny w sześciu kolejkach powinny uciułać brakujące oczko lub dwa. Nie biorę ich więc pod uwagę. Podobnie jak Bruk-Betu Termaliki Nieciecza i Górnika Łęczna, których straty na tym etapie są już na tyle wyraźne, że praktycznie nie ma możliwości, by jeszcze się z nich wywinąć.

Zostaje więc pięciu szczęśliwców, którzy do ostatniej kolejki powinni się bić o uniknięcie jednego spadkowego miejsca. Według wyliczeń Pawła Mogielnickiego z 90minut.pl, w 2/3 przypadków utrzymanie w tym sezonie da 35 punktów. Przy zdobyciu 36 szansa na utrzymanie jest jeszcze większa. Stali Mielec i Warcie Poznań brakuje do tej granicy trzech punktów, Śląskowi i Zagłębiu Lubin pięciu, Wiśle Kraków siedmiu. Przy sześciu meczach pozostających do końca dla nikogo nie brzmi to, jak zadanie nie do zrobienia. Co tym bardziej wzmaga atrakcyjność końcówki. Każdy ma też bardzo wyraźne argumenty, by pozostać w lidze.

AUTOSTRADA ŚLĄSKA

Z tej piątki zdecydowanie najłatwiejszy terminarz ma Śląsk. W dwóch najbliższych meczach gra u siebie z dwiema najsłabiej prezentującymi się na wyjazdach drużynami w lidze, czyli Wisłą i Niecieczą. Później jedzie do niewalczącej już o nic Jagiellonii i do będącej wiosną w beznadziejnej formie Stali, która w przedostatniej kolejce i tak może już mieć pewne utrzymanie. Jako wentyl bezpieczeństwa wrocławianie mają jeszcze w ostatniej kolejce mecz z Górnikiem na własnym stadionie. Zabrzanie o nic nie walczą, w ostatnich ośmiu meczach wygrali raz. Są na ten moment dość wdzięcznym rywalem. Jeśli Śląsk przy takim kalendarzu nie zdoła się utrzymać, nawet nie będzie mi go szkoda. Jedyny mecz, w którym jakikolwiek punkt dla graczy Piotra Tworka byłby sensacją, to starcie z Pogonią Szczecin u siebie.

WSPOMNIENIE PODBESKIDZIA

Na przeciwległym biegunie jest Stal Mielec, która terminarz ma jak z koszmarów. Jej teoretycznie najłatwiejszym meczem jest domowe starcie z Legią Warszawa, która o nic już nie walczy i marnie gra na wyjazdach. Ale to jednak Legia. Do tego dochodzą dwa mecze u siebie z bezpośrednimi rywalami: z Wartą w najbliższej kolejce i Śląskiem w przedostatniej. One na pewno nie będą jednak łatwe, bo urastają do rangi finałów, biorąc pod uwagę, jakie jeszcze starcia czekają mielczan: wyjazdy na Lecha, Lechię i Wisłę Płock, czyli do drużyn, które raczej do końca sezonu będą miały o co grać (mistrzostwo lub europejskie puchary) i które należą do najlepiej punktujących na własnych stadionach. Do tego mentalna sytuacja Stali zaczyna mi przypominać Podbeskidzie z czasów pierwszego spadku, gdy omal nie weszło do grupy mistrzowskiej, a w fazie finałowej zsunęło się na ostatnie miejsce. Wszyscy wiedzieli, że jedno zwycięstwo załatwiłoby sprawę, ale jakoś nie nadchodziło. A im bliżej było końca sezonu, im gorzej wyglądała sytuacja, tym bardziej zawodnicy mieli spętane nogi. Jeśli Stal nie chce kusić losu, powinna załatwić sprawę szybko. Brakuje jej bardzo niewiele: trzy, może nawet dwa punkty i prawdopodobieństwo spadku będzie bardzo małe. Trzeba je jednak zdobyć. W ostatnich siedmiu meczach gracze Adama Majewskiego uzbierali dwa punkty.

Bożidar Czorbaczijski
Marta Badowska/Pressfocus

KRÓTSZY SEZON ZAGŁĘBIA

W specyficznej sytuacji jest Zagłębie Lubin. Piłkarze Piotra Stokowca mogą mieć poczucie, że do końca sezonu zostało im nie sześć, a cztery kolejki. W ostatnich dwóch zmierzą się z Rakowem Częstochowa i Lechem, które będą się ścigać o mistrzostwo Polski. Bezpieczniej z perspektywy “Miedziowych” byłoby mieć pewne utrzymanie przed tymi dwoma meczami. Jest to do zrobienia: Zagłębie gra teraz z dwiema drużynami niewalczącymi o nic i będącymi w słabej formie (Cracovią na wyjeździe i Górnikiem u siebie). Później przychodzi starcie z Lechią, która na wyjazdach spisuje się fatalnie i z Radomiakiem, który wiosnę ma znacznie słabszą niż jesień. Zagłębiu do 36 punktów wystarczy jedno zwycięstwo i dwa remisy w tych czterech meczach. To zdecydowanie do zrobienia. Ale im dłużej lubinianie będą niepewni utrzymania, tym większe będzie prawdopodobieństwo, że spadną.

EMOCJONALNE CIĘŻARY

Największą trudnością terminarza Wisły Kraków jest niewielki margines błędu i nagromadzenie spotkań o dużym stężeniu emocjonalnym. O ile dla Zagłębia Lubin mecz wyjazdowy z Cracovią może być całkiem niezłą okazją do zapunktowania, o tyle dla Wisły będzie to spotkanie o nadzwyczajnej temperaturze. Z perspektywy kibiców “Pasy” mają tej wiosny jeszcze tylko jedno zadanie: spróbować spuścić Wisłę z ligi. Spadek “Białej Gwiazdy” oznaczałby, że Cracovia pierwszy raz w historii byłaby jedynym klubem z Krakowa w najwyższej lidze. Dałby jej też okazję zemszczenia się za 2012 rok, gdy porażka na Wiśle przypieczętowała degradację “Pasów”, a odtworzenie wówczas z głośników “Time to say goodbye” przez gospodarzy przeszło do historii tej rywalizacji. Wyrwanie trzech punktów na Kałuży na pewno będzie wymagało od wiślaków stoczenia psychologicznej wojny. Nie inaczej będzie w meczach ze Śląskiem Wrocław i Wartą. To bezpośrednie pojedynki o utrzymanie. Wyobraźmy sobie sytuację, w której w ostatniej kolejce obie drużyny jeszcze mogą spaść, a o wszystkim zadecyduje bezpośredni mecz na Reymonta. To wcale nie brzmi jak łatwe spotkanie.

Ekstraklasa
Krzysztof Porębski/Pressfocus

Paradoksalnie większe nadzieje wiślacy powinni wiązać z tymi meczami, w których na pewno to im będzie zależało bardziej: z Jagiellonią czy z Wisłą Płock u siebie. Tyle że “Nafciarze” zaczęli po zmianie trenera wyglądać naprawdę nieźle i ogranie ich wcale nie jest przesądzone. Wygrana w Radomiu to też niełatwe zadanie. Radomiak mocno obniżył loty, ale akurat na jego ziemi mało kto daje radę wygrywać. Nawet mimo wygranej z Górnikiem i rosnącej formy, utrzymanie Wisły będzie karkołomnym zadaniem.

POZNAŃSKIE BITWY

Położenie Warty przed finiszem jest natomiast do pewnego stopnia analogiczne do Stali Mielec. Poznaniacy też mają piekielnie trudny kalendarz. Mecze, które teoretycznie są do wygrania, rozegrają na wyjazdach, z bezpośrednimi rywalami w walce o utrzymanie (Stalą i Wisłą). U siebie zagrają z Piastem, który jest w dobrej formie i potrafi grać na wyjazdach oraz z Lechem (wiadomo). Do tego dochodzą wyjazdy do bardzo mocnych u siebie Lechii Gdańsk i Wisły Płock. Oczywistych i łatwych punktów zawodnicy Dawida Szulczka nie mają do podniesienia nigdzie. Ich główną nadzieją jest, że do umownego spokoju brakuje im trzech punktów. A w przeciwieństwie do mielczan są w formie, więc nawet przy takich rywalach nie powinno to być zadanie nie do wykonania.

WARTA W GAZIE

Dochodzimy do drugiego kluczowego punktu w walce o utrzymanie. Jedno to klasa rywali, ale jeszcze ważniejsze jest, jak dany zespół prezentuje się na finiszu i czy potrafi wykorzystać swoje atuty. Własne boisko, biorąc pod uwagę aktualną formę oraz ogólną klasę zespołu, powinno być największym atutem dla Warty, a najmniejszym dla Śląska. Wrocławianie lepiej spisują się na wyjazdach. Ogólna sytuacja, uwzględniająca formę, klasę rywali i liczbę brakujących punktów, sprawia, że w najlepszym położeniu przed finiszem wydaje się Warta, nieznacznie wyprzedzając Zagłębie. Sytuacja Śląska jest trochę gorsza, bo problemem z wykorzystaniem dobrego terminarza może być słaba dyspozycja drużyny. W zbliżonym położeniu są natomiast Wisła i Stal. Za mielczanami przemawia to, co już mają. Za krakowianami to, że zdają się iść w górę. I są w psychologicznie lepszym położeniu. Lepiej na ostatnich metrach gonić niż uciekać ostatkiem sił.

Lech Poznan - Warta Poznan
fot. Pawel Jaskolka

WISŁA LEPSZA NIŻ W TABELI

Punkty na końcu okazują się najważniejsze, ale w trakcie sezonu nie są czasem najlepszą wskazówką, co będzie się działo. Warto więc zajrzeć jeszcze na gole oczekiwane, by spróbować wyłowić, które z zespołów miały ostatnio pecha i wkrótce może dojść do poprawy ich wyników przy takiej samej grze, a które korzystały ze szczęścia, mogącego w każdej chwili się skończyć. Z tzw. punktów oczekiwanych wynika, że Wisła Kraków ma ich aż o osiem mniej, niż wynikałoby z jakości stwarzanych sytuacji. To najbardziej rażąca dysproporcja w lidze między tym, co w tabeli, a tym, co na boisku. Statystyki wskazują także Wartę jako zespół grający lepiej, niż punktuje. Śląsk i Zagłębie są mniej więcej tam, gdzie zasłużyły (odpowiednio o trzy i 1,5 punktu “za mało”), a Stal ma trochę punktów więcej, niż wynikałoby z gry, co tym bardziej zapowiada trudne tygodnie przed mielczanami.

PECHOWE ZAGŁĘBIE

Gdy zagłębić się mocniej w gole oczekiwane dla i przeciwko konkretnym drużynom, wychodzi, że Warta i Wisła mają najwięcej pecha (nieskuteczności) pod bramkami rywali, Stal strzela tyle, na ile zasługuje, a Śląsk gra w ofensywie gorzej niż wskazuje liczba strzelanych goli. Wiele wyrównuje się natomiast pod własną bramką: Warta traci mniej a Śląsk więcej, niż powinny. Najbardziej nieszczęśliwą z tych drużyn jest Zagłębie, które nie wykorzystuje wielu dogodnych sytuacji, a traci bramki ze wcale nie tak klarownych okazji. Nie zawsze w skali sezonu wychodzi to na zero, ale jest szansa, że jakoś się wypłaszczy. Gole oczekiwane zwiastują więc dobry finisz Zagłębia, Warty i Wisły oraz trudny Stali, za to w grze Śląska nie przepowiadają większych zmian.

LEPSZE NIŻ JAJKO

Choć wszyscy mówią, że nie kalkulują i zawsze walczą o zwycięstwo, tak naprawdę wszyscy kalkulują. I w każdej szatni mają przed ostatnim miesiącem ligi jakiś klarowny plan do utrzymania. Gdy prześledzi się sposoby dojścia do 36 punktów, dla każdego wygląda to względnie realnie. Stal musi tylko wygrać jeden z domowych meczów z Wartą lub Śląskiem. Warcie wystarczy wygranie jednego z dwóch wyjazdowych bezpośrednich spotkań — w Mielcu lub na Wiśle Kraków. Śląsk z czterech spotkań z Bruk-Betem, Wisłą, Stalą i Górnikiem musi uzyskać jedną wygraną i dwa remisy. Zagłębie tyle samo powinno zdobyć w starciach z Cracovią, Lechią, Górnikiem i Radomiakiem. Wisła potrzebuje dwóch wygranych w meczach ze Śląskiem, Cracovią i Jagiellonią i raptem jednego remisu z Wisłą Płock, Radomiakiem lub Wartą (oczywiście konfiguracja dowolna). Choć jeśli każdy wykonałby zadanie, nagle okazałoby się, że 36 punktów to jednak za mało. Dla kogoś więc to, co dziś wygląda na wykonalne, okaże się zbyt trudne. Kluczowe w tej kwestii mogą się okazać bezpośrednie mecze. Te, w których chodzi nie tylko o to, by samemu mieć punkty, ale też o to, by nie miał ich rywal. Do końca sezonu między zespołami walczącymi o utrzymanie odbędą się cztery takie starcia: Wisła — Warta, Śląsk — Wisła, Stal — Śląsk i Stal – Warta. Połowa z nich w najbliższej kolejce. W wielu domach w Krakowie, Wrocławiu, Mielcu i Poznaniu to nie będą spokojne święta. Mimo to wszystkim życzę, by na koniec mogli w rodzinnym gronie zaśpiewać: “nigdy nie spadnie!”. Smakuje lepiej niż jajko.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.
Komentarze 0