Z NOGĄ W GŁOWIE. Pochwała spokoju. O trzymaniu ekstraklasowych standardów

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
Cracovia
Jakub Gruca/400mm

O Cracovii mówiło się tej zimy niewiele, bo nikogo nie sprzedała i nikogo nie pozyskała. Jednak także dlatego była to jedna z jej najsensowniejszych przerw w rozgrywkach w ostatnich latach. Bo trener Jacek Zieliński na kilku płaszczyznach pokazał, że nie toleruje dziadostwa. I właśnie takiego podejścia tej lidze trzeba.

Zawsze miałem problem z Marcosem Alvarezem. Nawet gdy świetnie debiutował w Cracovii meczem z Pogonią Szczecin, zapowiadając się na przyszłą gwiazdę ligi. Nawet gdy w powitalnym wywiadzie ze mną odgrażał się, że ze wszystkimi, którzy mówią, że waży za dużo, porozmawia po sezonie, gdy zobaczą, na co go stać (na dwa gole). Nie jestem zwolennikiem tezy, że zawodnik może być gruby, ważne, żeby strzelał. Obecność kogoś o takiej sylwetce była dla mnie wręcz obraźliwa dla wszystkich, dla których ta liga i ten klub są ważne. Kojarzyło mi się to z tymi rozgrywającymi z buddyjskimi brzuszkami, którzy są wiejskimi bogami, bo kiedyś byli na testach w III lidze, a teraz bawią się okręgówce. Lecz właśnie przez te brzuszki grają w okręgówce, a nie w III lidze. Nigdy jednak nie przychodzi im to do głowy. Mówią, że trener się na nich uwziął.

Dlatego miałem pretensje do Michała Probierza za to, że aż tak bardzo się zmienił. Petteriego Forsella potrafił na początku pracy w Krakowie odrzucić za niesportową sylwetkę. Później wielokrotnie mu to, także kibice Cracovii, wypominali. Jednak to kwestia standardów. Ktoś, kto ma kilka kilo za dużo, strzeli czasem gola z rzutu wolnego i może nawet zagra dobry mecz. Jednak nie przestrzega wspólnie ustalonych zasad. Nie traktuje poważnie kolegów z zespołu. Więc czasem warto machnąć ręką na strzelane gole i poświęcić kogoś w imię zasad. Z Forsellem Probierz to zrobił, z Alvarezem nie, co było dla mnie dowodem, że rzeczy, które kiedyś by u niego nie przeszły, później stały się normalne. A nie powinny.

Gdy Jacek Zieliński został trenerem Cracovii, widziałem w Alvarezie potencjalnego beneficjenta tej zmiany. To zawodnik, który potrafi grać w piłkę, jest niezły technicznie, dobrze czuje się w grze kombinacyjnej. A za poprzednich czasów tego szkoleniowca w Krakowie udało mu się stworzyć miejsce na boisku właśnie dla fałszywej dziewiątki, którą Alvarez mógłby być. Jakby na potwierdzenie tych przypuszczeń, Niemiec wyszedł w jego debiucie w podstawowym składzie, co zdarzyło mu się po raz pierwszy od półtora miesiąca. Nie dotrwał jednak nawet do przerwy, bo doznał kontuzji. Kolejnej już. Rok wcześniej o tej porze był niedostępny przez dwa miesiące. Przez cały pobyt w Polsce z regularnością co kilka tygodni łapał jakiś uraz. Ani razu, odkąd przeszedł z VfL Osnabrueck, nie zdarzyło mu się być w kadrze więcej niż w ośmiu meczach z rzędu.

alvarezglowne200822MIS003.jpg
MICHAL STAWOWIAK / 400mm.pl

KONTUZJE A KILOGRAMY

W wywiadzie dla wp.pl, w którym wyżalił się, że trener nie widzi dla niego miejsca w drużynie, cały czas podkreślał, że przez te przeklęte kontuzje ciągle nie może pokazać tego, co by chciał. Zastanawia mnie, czy nigdy nie zaszedł u niego proces przyczynowo-skutkowy pomiędzy tym, jaką ma posturę, a tym, jak często ma urazy. Są oczywiście w futbolu kontuzje pechowe, którym nie da się zapobiec, nawet żyjąc jak Robert Lewandowski. Ale wielu da się uniknąć. Wierzę Zielińskiemu, gdy mówi, że Alvarez przyjechał po świętach “źle przygotowany do treningów”, bo przecież sam piłkarz przyznawał, że ma to w zwyczaju. Oto fragmenty wywiadu, który udzielił mi w lipcu 2020 roku. - Gdy przyjechałem do Krakowa, miałem o dwa kilogramy za dużo, ale zrzuciłem je podczas indywidualnych treningów […] Nigdy nie byłem szczupły. Na boisku pracuję ciałem i potrzebuję tego […] Nie zawsze byłem profesjonalistą. Zresztą uważam, że my też mamy prawo, by mieć normalny urlop. Jesteśmy ludźmi. Jeśli ktoś z nas wróci z urlopu z kilkoma kilogramami więcej, nie powinno się cały czas o tym mówić. Mamy rodziny, które chcą spędzić z nami miło czas, a nie tylko słyszeć, że tego i tamtego nie mogę jeść […] Przerwa to przerwa. Między sezonami możemy sobie pozwolić na trochę luzu”.

W IMIĘ ZASAD

Alvarez uważa, że ma prawo przyjechać z nadwagą, bo jest człowiekiem, a Zieliński uważa, że nie ma prawa, bo jest zawodowym piłkarzem, który przed świętami dostał rozpiskę zapobiegającą temu, by w trakcie przerwy przybrał dodatkowych kilogramów. Skoro przybrał, to znaczy, że nie wywiązał się z obowiązków. Treningi i obóz przygotowawczy to nie kuracja odchudzająca. A przerwy są teraz na tyle krótkie, że trenerzy mają pełne prawo oczekiwać od piłkarzy, że nie przyjadą zapuszczeni. Dawniej, gdy przerwa zimowa trwała cztery miesiące, parę poświątecznych kilogramów może faktycznie nie było dramatem. Teraz trener ma wykorzystać czas do maksimum, by przygotować zespół do rywalizacji, a nie martwić się, czy Alvarez już zdążył coś zrzucić. We wspomnianej rozmowie z wp.pl Alvarez mówi, że jeśli klub chce się go pozbyć, powinien go wziąć na obóz, żeby potencjalni zainteresowani widzieli, że już nie jest kontuzjowany. Myślę jednak, że Zieliński pokazał na przykładzie Alvareza co innego: że kto nie przestrzega zasad, wypada z gry. Nawet jeśli jest najlepiej zarabiającym piłkarzem w drużynie. Zresztą samo to, że pozwolił sobie na dodatkowe kilogramy tuż przed przeprowadzką do nowego klubu, a później przed pierwszym okresem przygotowawczym u nowego trenera, wiele mówi o jego podejściu do zawodu.

TRZYMANIE POZIOMU

Także dlatego podoba mi się wejście Zielińskiego do “Pasów”. Bo nawet jeśli nie robi niczego spektakularnego, stara się pilnować, żeby nie było dziadostwa. Dotyczy to także spraw transferowych. Nie zgadza się na sprzedaż Mateja Rodina czy Kamila Pestki za małe pieniądze do średnich klubów, bo trzeba się szanować. Można stracić podstawowych piłkarzy, ale na rzecz znacznie lepszego klubu, za duże pieniądze, a nie osłabiać się, bo ktoś obiecał, że da kilkaset tysięcy euro. Ale też nie sprowadza do klubu byle kogo, nawet jeśli ma to oznaczać, że nie sprowadza nikogo. Zawiesił jakąś poprzeczkę, którą powinien prezentować piłkarz jego drużyny i jeśli okazuje się, że potencjalny nowy nabytek jej nie przeskakuje, to nie ma sensu obniżać poziomu. Trzeba bardzo grubej skóry, by coś takiego robić, patrząc, jak wszyscy wokół uczestniczą w wyścigu, prezentują nowych piłkarzy, niecierpliwią się też kibice Cracovii, a dziennikarze ciągle dopytują co ze wzmocnieniami. Często jednak najlepszym transferem jest odpuszczenie transferu.

POCZUCIE ULGI

Ostatnie lata “Pasów” były permanentną rewolucją. Zmiany kapitana, konflikty z czołowymi zawodnikami, transfery ze wszystkich możliwych kierunków. Ciągły przemiał. Teraz nastała błoga cisza. Zawodnicy mają czas, by się ze sobą zgrać, dobrze się poznać, zrozumieć, czego oczekuje od nich trener, który ma z kolei czas wpasować ich w nowy system. Nikt nie przyszedł, nikt nie odszedł. Absolutny spokój. Jeśli trafi się okazja, można zareagować. Jeśli się nie trafi, poczeka się do lata. Dla niektórych to minimalizm jednak dla klubu, w którym co pół roku hulało ostatnio tornado, może mieć to zbawienny efekt. Wywołać uczucie podobne do wyłączenia okapu albo przykręcenia nawiewu w samochodzie. Uczucie ulgi.

WĄSKIE WIDEŁKI

Cracovia przed rundą wiosenną jest w sytuacji, w której naprawdę nie ma sensu się szarpać, próbując za wszelką cenę kogoś pozyskać na trudnym zimowym rynku transferowym. Nie gra w Pucharze Polski. Do strefy pucharowej traci dużo, czyli dziewięć punktów, biorąc pod uwagę, że zostało tylko piętnaście kolejek, a wyprzedzić trzeba by pięć drużyn. Nad strefą spadkową ma dziesięć punktów, czyli też dużo, biorąc pod uwagę, żeże aby do niej wpaść, musiałaby się dać wyprzedzić siedmiu drużynom. Jeśli rozegra bardzo dobrą rundę, skończy sezon w okolicach szóstego miejsca. Jeśli rozegra słabą, obsunie się w okolice trzynastego. Jednak to są maksymalne widełki. Nigdzie wyżej ani niżej Cracovia raczej nie pójdzie. Choćby wzięła nowego dobrego napastnika. Albo choćby nie wzięła nikogo. Inwestować w zimie można w sytuacji, gdy coś to może dać. Nie dziwię się Wiśle, że przeprowadza wiele transferów, bo jest blisko strefy spadkowej i straciła dwóch czołowych piłkarzy. Nie dziwię się Piastowi, że się wzmocnił, bo on jeszcze może uratować sezon Pucharem Polski. Ale nie dziwię się też Cracovii, że teraz woli być wybredna i czekać na okazje, albo wręcz oszczędzać pieniądze na lato, gdy ciekawych kandydatów jest znacznie więcej.

Cracovia
Jakub Ziemianin/400mm

SPOKOJNA WIOSNA

Jedną z potencjalnych zalet osiemnastozespołowej ligi jest to, że kluby będące w sytuacji Cracovii nie muszą już działać ad hoc. Nie muszą się martwić, że za chwilę wylądują w grupie spadkowej, a przewaga nad strefą spadkową zostanie zniwelowana o połowę. Nie mogą się też łudzić, że jeszcze wskoczą do pucharów. Dla kibica to może mniej emocjonujące, ale klubom dające szansę spokojniejszego działania. Cracovia może nie ma szans wepchnąć się do pucharów, lecz może mieć szansę zobaczyć, czy Jakub Myszor i Karol Knap to odpowiedni poziom na Ekstraklasę. Ma też komfort niewpychania im przed nos kogoś, kto doraźnie pomoże w najbliższych miesiącach, lecz spokojnego ogrywania tych, których ma i przygotowania ich do kolejnych wyzwań.

RACJONALNE OKNO

W mojej ulubionej “Futbonomii”, którą stanowczo zbyt często cytuję, ale która jest chyba najmądrzejszą książką o futbolu, jaką napisano, jest rozdział o tym, jak uniknąć błędów w zarządzaniu klubem. Bardzo wiele miejsca poświęcone jest transferom. Przede wszystkim temu, by dokonywać ich jak najmniej, bo bardzo niewiele z nich naprawdę się sprawdza. A już szczególnie, by unikać ich tuż po zatrudnieniu nowego trenera, który zwykle ma jakieś zachcianki, a klub jeszcze wtedy jest skłonny je spełniać, bardzo często zostając potem z problemem. O Cracovii mówiło się tej zimy niewiele, bo niewiele się w niej działo, ale mam poczucie, że była to jedna z jej najbardziej racjonalnych przerw w rozgrywkach w ostatnich latach. A przy nowym trenerze, który ma zupełnie inny pomysł na grę niż poprzedni, zawsze jest szansa na jakieś “transfery wewnętrzne”, czyli na zawodników, którzy już wcześniej byli w kadrze, ale nagle pokazali się od zupełnie innej strony.

TO NIE ZABAWA

Pod wpisem na Twitterze, w którym cytowałem Zielińskiego, mówiącego o Alvarezie, że to Ekstraklasa, a nie zabawa, wiele osób pisało, że właśnie dlatego, że to Ekstraklasa, to jest zabawa. Życzyłbym jednak Ekstraklasie, żeby częściej brało się w niej stronę trenera, który pilnuje standardów, niż piłkarza, który ich nie trzyma. Jeśli będziemy mieć więcej trenerów, którzy nie przymykają oka na brak profesjonalizmu, nie puszczają podstawowych piłkarzy przy pierwszej ofercie i nie biorą nowych piłkarzy tylko po to, by kogoś wziąć, nie będzie żadnych wątpliwości, że Ekstraklasa to nie zabawa.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.
Komentarze 0