Z undergroundu do mainstreamu. FKA twigs to artystka totalna

Zobacz również:Steez wraca z Audiencją do newonce.radio! My wybieramy nasze ulubione sample w trackach PRO8L3Mu
FKA Twigs - Caprisongs
fot. okładka FKA Twigs - Caprisongs

Dzisiaj w muzyce popularnej nie dziwią nas produkcje skąpane w pogłosie, radykalne eksperymenty brzmieniowe i ekstremalne procesowanie wokali.

Przez dekadę 2010-2020, a nawet chwilę wcześniej, mainstream zassał postacie i patenty z elektronicznego undergroundu, wykuwając dla siebie nowe brzmienie, chociaż trochę uwalniając się od paradygmatów lat 80.

Paradygmatów, które okazały się w jakimś sensie nieśmiertelne, bo do dzisiaj dostajemy płyty mocno czerpiące z tego okresu. Lepsze, jak u The Weeknda, czy koszmarne, jak u Tory’ego Laneza, którego Alone at Prom to jeden z najgorszych albumów ubiegłego roku. Niemniej jednak, eksperymentalny duch nowoczesnej elektroniki zadomowił się w popie na dobre. James Blake, Evian Christ, SOPHIE (będzie jej brakować jeszcze długo), A.G. Cook i wiele innych osób, które dzisiaj wspiera produkcyjnie i kompozycyjnie duże gwiazdy, zaczynało od undergroundu, biorąc udział w jednej z najwyższych kreatywnych fal w dziejach muzyki. Z tej fali wyszła także FKA twigs, artystka unikalna i wielowymiarowa. Początkowo związana z branżą przez taniec, stała się jedną z najbardziej wyrazistych postaci muzyki popularnej, a jej EP-ki i albumy to radykalne świadectwa autorskiej muzyki. I rozrywająco szczere, emocjonalne artefakty. Twigs podchodzi do swoich projektów konceptualnie i całościowo, w czym również wytyczała trendy. Właśnie ukazał się jej mixtape, CAPRISONGS, który jest sporym odbiciem względem poprzedniej twórczości artystki. Ale po kolei.

Pierwsza EP-ka FKA twigs, wydana w 2012 roku, to wyśmienity start. Muzyka wstrząsająco intymna, a jednak o bardzo eksperymentalnym ostrzu. Nawiązująca do R&B, ale stojąca zupełnie z boku ówczesnych trendów. Atmosferyczna, ale nie popadająca w eteryzm. Drugie wydawnictwo artystki, zatytułowane po prostu EP2, pogłębiło najciekawsze brzmieniowe aspekty debiutu. Tutaj całość wyprodukowała ikona futurystycznej muzyki, Arca. To stąd pochodzi Papi Pacify, jedna z najmocniejszych propozycji twigs. Wracając do dwóch pierwszych EP-ek niemal dekadę później, można usłyszeć z jak dojrzałą wizją brytyjska artystka wkroczyła na scenę. Zdekonstruowane, klimatyczne R&B to jedno, ale warstwa tekstowa to kolejny warty uwagi aspekt jej twórczości. Zmysłowość twigs ewoluowała na przestrzeni lat, ale od samego początku jest stanowcza i bardzo unikalna. W jednym z wywiadów artystka wspominała, że jako jedyna niebiała osoba w swojej szkole odczuwała koszmarną alienację, którą przepracowywała w ruchu i kreatywności.

Tak zostało do dzisiaj – na niemal każdym z wydawnictw odsłania swoje przeżycia, emocje i uczucia. Czasami aż do bolesnego stopnia, za którym wkradało się niezręczne poczucie, że nie powinno nas być przy tych wyznaniach. W 2014 roku przyszedł czas na pełnoprawny debiut, po raz kolejny okraszony bardzo prostym kodem: LP1. Album z miejsca podbił serca publiczności i krytyki, mimo dochodzących tu i ówdzie malkontenckich głosów, że jest mniej ciekawy niż EP-ki. Trudno się zgodzić z tymi opiniami, bo LP1 uporządkował wiele estetycznych patentów, którymi operuje artystka, zaoferował też o wiele bardziej różnorodną produkcję. Można oczywiście rozpaczać nad ograniczonym do jednego utworu udziałem Arki, ale i tak mamy tu do czynienia z muzyką brawurową, fascynującą i niejednokrotnie przeszywającą serce. Nie potrafię słuchać Pendulum bez fontanny łez, bo wizja nieodwzajemnionej miłości jest wyrazista i opakowana w przepiękne melodie w epickiej aranżacji. Kicks, hymn niezręcznej cielesności, jest napisany wręcz perfekcyjnie, z rosnącą dramaturgią. Two Weeks kipi od intrygujących wokaliz i ekscentrycznej zmysłowości. Można tak w nieskończoność, bo LP1 to genialna płyta, na której każdy moment to miód dla uszu. Twigs nie zrezygnowała z eksperymentów, ale przy okazji zaprezentowała popowe aspiracje. Wydana w kolejnym roku EP-ka M3LL155X była kontynuacją tych wątków. Na płycie znajdziemy także Glass & Patron, postclubowo-vogue’owy singiel, jeden z najlepszych w dorobku Brytyjki.

Kariera FKA twigs rozwijała się wybornie, ale jej życie osobiste było znaczone wyzwaniami. Kiedy związała się z Robertem Pattinsonem, znalazła się nie tylko na łamach tabloidów, ale także na celowniku co bardziej agresywnych fanów i fanek aktora. Wspominając tamten czas, artystka mówiła o niespotykanej skali rasistowskich ataków, jakie ją spotkały, co pogłębiło jej izolację i pracoholizm. Jeszcze większe piętno odcisnął jej związek z Shią LaBeoufem. Aktor okazał się być toksycznym przemocowcem, który niszczył twigs emocjonalnie, fizycznie, ale także zawodowo, ograniczając jej pracę i negatywnie wpływając na kreatywność artystki. Związek z LaBeoufem doczekał się sprawy w sądzie. Rozstanie z Pattinsonem zainspirowało Magdalene, drugi album FKA twigs, który ukazał się jesienią 2019 roku.

Tak się złożyło, że w tym przedpandemicznym roku byłem na festiwalu Primavera, kilka miesięcy przed premierą albumu, gdzie artyska zaprezentowała utwory z Magdalene. Ten koncert zaliczam do najpiękniejszych, najważniejszych i najlepszych w moim życiu. Zaczynając od wręcz absurdalnej wartości produkcyjnej show – kilku pięter, po których hasali tancerze i tancerki, kapitalnej scenografii, czy świetnego oświetlenia – przede wszystkim mogłem posłuchać utworów z nowego albumu, które na żywo wybrzmiały jeszcze mocniej, o jeszcze potężniejszym emocjonalnym ładunku. Być może przez kontekst tego występu uważam Magdalene za najbardziej dojrzałe dzieło FKA twigs. Szczególnie pod względem tekstów, które często sakralną i biblijną metaforykę zaprzęgają do roboty na rzecz cielesności. Twigs przepracowuje tu rozstanie i medialną wrzawę wokół związku (Thousand Eyes), ale szykuje się na nową miłość, bacznie obserwując siebie i to, czego szuka w uczuciach. Pod względem produkcji to zderzenie wielu światów: od Jacka Antonoffa, przez Cashmere Cata i Daniela Lopatina po Skrillexa. Magdalene jest emocjonalną ekspozycją dopracowaną pod każdym względem, przejściem pomiędzy lirycznymi dziełami sztuki złożonymi z prawdziwych uczuć. No i wciąż nie mogę uwierzyć, że Holy Terrain to utwór, w którym spotkała się FKA twigs, Future, Skrillex, Koreless i Jack Antonoff.

CAPRISONGS na tym tle wypada o wiele mniej imponująco, ale nic dziwnego. To mixtape, o którym sama artystka mówi, że powstał z potrzeby pójścia w poprzek oczekiwaniom. FKA twigs chciała nagrać coś luźniejszego, a przede wszystkim pozbawionego emocjonalnego bagażu. Trudno ją o to winić, biorąc pod uwagę rozrywający charakter poprzednich wydawnictw. CAPRISONGS buzuje pozytywną energią i beztroską, w czym spora zasługa El Guincho, który współprodukował większość bitów. Znajdziemy tu i nawiązanie do złotego okresu R&B (Oh My Love), dancehall (Papi Bones), czy cytaty z popowego hitu You're Not Alone autorstwa Olive (Darjeerling). Spuchnięta lista gości (m.in. Pa Salieu, Jorja Smith, Shygirl, czy The Weeknd) składa się na materiał mocno popowy, przystępny i swobodny.

To zresztą pop o mocno brytyjskim rodowodzie, z karaibskimi rytmami, a nawet drillowym posmakiem, który pojawia się gdzieniegdzie. Owszem, w tym wszystkim gubi się autorski charakter muzyki FKA twigs – taką płytę mogłoby nagrać wiele innych artystek, ale chyba też o to trochę tu chodzi. O ile wcześniej tematy miłości i seksu były zamykane w podniosłym języku i wydumanej metaforyce, tak tutaj funkcjonują na bardzo przyziemnym poziomie, szczególnie w skitach. Te są najsłabszym elementem mixtape’u i mimo, że dzięki kapitalnej oprawie muzycznej są ciekawsze niż zazwyczaj, to i tak można było z powodzeniem z nich zrezygnować, bez większej szkody dla tematów obecnych na wydawnictwie. Ale rozumiem ich funkcję – CAPRISONGS to taki milenialsowo-gen z girls night out (na taśmę wjechała nawet zodiakara). Swawolne pogrywanie z konwencją. Biorąc pod uwagę dotychczasowy dorobek artystki, należało jej się miejsce na wydawnictwo w tym stylu. Tym bardziej, że to nie jest zły materiał, a najmocniejsze momenty są wciąż fenomenalne. Głos twigs jest dalej intrygujący i angażujący, a produkcja, choć czasami sztampowa, stoi na bardzo wysokim poziomie.

Nazwanie CAPRISONGS mixtapem uspokaja mnie co do dalszych losów FKA twigs. To tylko odskocznia od wysokokonceptowych albumów, za które ją uwielbiam i które zagwarantowały jej poczesne miejsce w historii muzyki. Jednocześnie to pokazanie kolejnej twarzy, zaskakująco ludzkiej. Przez całą swoją karierę twigs dała się poznać jako twórczyni o gruntownie przemyślanej strategii artystycznej, która przełamywała kolejne bariery własnych możliwości – również fizycznych. W końcu taniec z mieczem to dość trudna sprawa do ogarnięcia. Mniej zobowiązujący charakter CAPRISONGS jest oczyszczającym przystankiem przed następnym skokiem na głęboką wodę. A że z pływaniem po nawet najgłębszych artystycznych odmętach FKA twigs nie ma żadnego problemu, co udowodniła wielokrotnie na przestrzeni całej kariery.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz, muzyk, producent, DJ. Od lat pisze o muzyce i kulturze, tworzy barwne brzmienia o elektronicznym rodowodzie i sieje opinie niewyparzonym jęzorem. Prowadzi podcast „Draka Klimczaka”. Bezwstydny nerd, w toksycznym związku z miastem Wrocławiem.