Za co lubimy każdy z 11 filmów Christophera Nolana?

interstellar cover.jpeg

Szybko poszło! Ani się spostrzec, a już Nolan będzie świętował ćwierć wieku w branży. Zaczął w roku 1998 skromniutkim Following, które kosztowało tyle, za ile niektórzy lecą na wczasy. A potem przedstawił się światu filmem o pewnym facecie z zanikami pamięci, którego akurat (filmu, nie faceta) nie sposób z pamięci wyrzucić.

Gdyby - parafrazując Kaza Bałagane - zaordynować: pokaż, kto ma lepszą filmografię, zrobiłby się poważny problem. Tytułowy myk na posegregowanie Nolanów od najgorszego do najlepszego jest problematyczny, bo tutaj nie ma żadnego najgorszego, a chcąc precyzyjnie ustalić kolejność w czołówce, trzeba byłoby odpalić fotokomórkę jak na Diamentowej Lidze. Dlatego Marek Fall i Jacek Sobczyński spowiadają się z tego, co szczególnie utkwiło im w pamięci po każdym z filmów Brytyjczyka. I za co je lubią. Nawet Tenet.

batman poczatek.jpg

Batman: Początek

Ktoś kiedyś ładnie powiedział – Nolan nie kręcił filmów o Batmanie, kręcił filmy o Mrocznym Rycerzu. No i to było duże zaskoczenie, bo Początek zerwał z komiksowym uniwersum, serwując nam kawał porządnego kina sensacyjnego o ostatnim sprawiedliwym. Nie dość, że niewtajemniczonym wyjaśnił wszystko, o co chodziło z tym Batmanem, to jeszcze zapoczątkował nową modę na realistyczne podejście do jak najbardziej nierealnych superbohaterów. I zrobił film, który sam się oglądał, nawet jeśli momentami był lekko przydługi. Po doświadczeniach związanych z Mrocznym Rycerzem temperatura ocen otwarcia trylogii z 2005 roku zdecydowanie spadła, ale w momencie premiery to był kopernikański przewrót estetyczny i cios w reguły kanonu, po którym niełatwo było zebrać szczękę z podłogi.

bezsennosc.jpg

Bezsenność

Stare piłkarskie prawidło głosi, że każda drużyna jest tak dobra jak jej najsłabszy zawodnik. Traktowana częstokroć per noga Bezsenność staje się w takim układzie znacznie precyzyjniejszym miernikiem skali talentu Nolana niż jego flagowe dokonania. Detektyw Will Dormer (Al Pacino) wyrusza na Alaskę, żeby rozwiązać sprawę zabójstwa nastolatki. W międzyczasie jego partner zapowiada, że będzie zeznawał przeciwko niemu w wewnętrznym śledztwie. No i wkrótce przez przypadek (?) dostaje od niego kulkę, co sprawia, że atmosfera gęstością zaczyna przypominać krochmal. To właściwie robi całą tytułową insomnię; niemal dotykalne wyrzuty sumienia jak u Dostojewskiego, niepokojące światło dnia polarnego jak wiele lat później w Midsommar; bezsenność, która sprawia, że nigdy tak naprawdę nie zasypiasz i nigdy naprawdę się nie budzisz. A do tego jeszcze Patch Adams w roli czarnego charakteru. Pacino nie jest w stanie zmrużyć oka i widz przez dwie godziny też nie ma na to najmniejszych szans.

dunkierka.jpg

Dunkierka

Chyba jednak trochę niedoceniony film. Wielu zarzucało Nolanowi, że bardziej skupił się na detalach i jak najwierniejszym odwzorowaniu realiów II wojny światowej, łącznie z odrestaurowywaniem prawdziwych Spitfire'ów, a zbyt chałupniczo wygląda tu fabuła. Dialogi faktycznie mieszczą się na kilku kartkach papieru, a podobno w ogóle miało ich nie być. Zero rozpoznawalnych twarzy. I nawet nie ma charakterystycznego dla współczesnej, wojennej narracji szokowania rozerwanymi ciałami czy podobną makabrą spod znaku Wołynia Smarzowskiego.

Wszystko dlatego, że Christopher Nolan chciał po prostu pokazać, jak to wyglądało z punktu widzenia żołnierza. I nie jest to patent Szeregowca Ryana, że nad głowami świszczą kule, ale przy obowiązkowym akompaniamencie patosu i łopocącej flagi. W Dunkierce nawet nie widać wrogów - grozę budzi warstwa wizualna i dźwiękowa, ale też pozornie banalne sytuacje, jak ta, w której młody żołnierz mocuje się z niedziałającym sprzętem. Nolan zerwał z bohaterstwem i pokazał, że wojna to przede wszystkim lęk. Efektem najbardziej arthouse'owy blockbuster ostatnich lat.

incepcja.jpg

Incepcja

W wywiadzie dla Wired Christopher Nolan opowiadał, że punktem wyjścia dla Incepcji był pomysł na heist film. Uznał jednak, że ten subgatunek nie ma zbyt wiele do zaoferowania, jeśli chodzi o eksplorację wewnętrzną bohaterów. Dopiero igraszka ze światem snów pozwoliła mu pogłębić narracje na poziomie emocji. Zwracał też uwagę, że posiłkował się mitem o Tezeuszu i bawił paralelą miedzy śnieniem a filmmakingiem. Całkiem niezłe założenia jak na hollywoodzkie widowisko, prawda? Pomyślcie, co musiał mieć w głowie taki Michael Bay, kiedy wyszedł z sali kinowej i doszło do niego, jak ambitnie da się spożytkować 160 milionów dolarów.

Nolan po Mrocznym rycerzu mógł pozwolić sobie na absolutnie wszystko. Wykorzystał więc bombastyczny budżet na stworzenie najodważniejszego blockbustera w historii kina. Na pewno spotkaliście się kiedyś z incelskimi rozkminami, że ładna dziewczyna nie może być szczególnie bystra. Odnosząc to do Incepcji - ten film ma właśnie full package. Został nakręcony z perfekcjonistyczną dbałością o szczegóły (stąd choćby analogowe podejście do sceny walki bez grawitacji) i napisany, jakby za scenariusz odpowiadał Jorge Luis Borges.

interstellar.jpg

Interstellar

Nie będziemy udawać, że nie czujemy tego przygniatającego patosu, lukru cieknącego wtedy, gdy Nolan mówi o odwadze i poświęceniu. Gdyby Interstellar był utworem na orkiestrę - byłby w całości punktem kulminacyjnym. Ale to jest jeden z tych nielicznych przypadków, w którym kino odbiera się zmysłami, nie rozumem. A Interstellar to właśnie taka wizualno-dźwiękowa symfonia. Tę historię o kolonizacji kosmosu ogląda się rewelacyjnie; światła atakują, potężna muzyka Hansa Zimmera bije po uszach, obrazy (autorem zdjęć jest absolwent łódzkiej Filmówki Hoyte von Hoytema) pokazują, jak małą, niewiele znaczącą pierdołką jest człowiek w zestawieniu z ogromem wszechświata. Niesamowita jest ta reżyserska wolta Nolana: od twórcy bazującego stricte na scenariuszu (jak w pierwszych filmach), po twórcę, u którego faktycznymi dialogami jest wszystko to, co dialogiem nie jest.

Swoją drogą - będziecie mogli wejść po całości w ten wizualno-dźwiękowy spektakl już w środę, 14 lipca o godzinie 20.15 na antenie stacji TNT. O Interstellar gadamy też w newonce.radio w poniedziałek, 12 lipca, godzina 11.30 - będzie to kolejny z epizodów To Nie Tylko Film. Na podcasty z pozostałych części (m.in. Strażnik Teksasu i Casablanca!) zapraszamy tu. Tylko dla tych, którzy jakimś cudem jeszcze nie widzieli, ogarnijcie najlepszy możliwy ekran i lekko podkręćcie głośniki. To jest potężna rzecz i trzeba doświadczyć jej bez brania jeńców.

memento.jpeg

Memento

Sorry, ale w tym przypadku im mniej wiecie o Memento, tym dla was lepiej. Prawdopodobnie najlepszy scenariusz w historii współczesnego kina. Seans bardziej niż obowiązkowy.

mroczny rycerz.jpg

Mroczny Rycerz

Nie wiadomo, czy Mroczny Rycerz faktycznie zmienił podejście do kina komiksowego. Wiadomo za to, że to blockbuster czujący ducha swoich czasów. Kilkanaście lat temu dopiero wchodziliśmy w erę social mediów, powodujących trwałe zmiany w ludzkiej psychice; większą tolerancję na przesyt bodźców i informacji, ale i coraz większe niepoukładanie. I tu wjeżdża lord chaosu w swoim krzywym makijażu, po czym podkłada bomby na promach pełnych ludzi i każe im uśmiercać innych, by samemu ocalić skórę.

Spróbujcie obejrzeć ten film dziś - to jeszcze bardziej nieprzyjemne przeżycie, niż wtedy, po premierze. Nagle hasła o szaleńcach rządzących światem stają się dziwnie znajome, zresztą podobnie jak rozpadające się na naszych oczach społeczeństwo Gotham City. Tym, co trochę różni Mrocznego Rycerza od niedawnego Jokera jest estetyzacja zła. Todd Philips próbuje swojego Jokera usprawiedliwiać, Christopher Nolan nie szuka żadnych wentyli: to jest po prostu wcielone zło. Ale i tak nie chcielibyśmy, żeby żaden z tych dwóch filmów okazał się jednym z najważniejszych, najlepiej wyjaśniających rzeczywistość dzieł filmowych, jakie znamy. Niestety jest jak jest.

roczny rycerx.jpg

Mroczny Rycerz Powstaje

Dwie pierwsze części The Dark Knight Trilogy bezpowrotnie zmieniły oblicze superbohaterskiego kina, a po nich reżyser dorzucił do puli Incepcję. Mroczny rycerz powstaje padł więc w pewnym sensie ofiarą dmuchania bez umiaru balonika oczekiwań. Dostaliśmy efektowną scenę otwierającą, pełnokrwisty czarny charakter i niespotykany w tego typu produkcjach antyestablishmentowy przekaz, ale na siłę nie próbowano wciskać Mroczny Rycerz Powstaje w ramy kategorii PG-13, co zakończyło się zmiękczeniem i infantylizacją fabuły. Symbolem była tutaj kuriozalna scena śmierci Bane'a. Odpowiednią lekcję wyciągnął z tego siedem lat później Todd Philips, który bronił Rated R jak niepodległości i nie dał w ten sposób zrobić krzywdy Jokerowi. Co nie zmienia faktu, że to dalej duże kino.

prestiz.jpg

Prestiż

Wiecie, jak zginął Harry Houdini? Okoliczności jego śmierci są owiane tajemnicą, ale prawdopodobnie stało się to na skutek ciosów w brzuch. Miał wyprowadzić je z partyzanta na backstage'u miłośnik kunsztu iluzjonisty - ciekawy, czy mistrz faktycznie jest odporny na obrażenia. Okazało się, że nie był, he he. Ale nie o tym.

Z bliżej nieokreślonych przyczyn w 2006 roku nastąpił wysyp produkcji poświęconych - mniej więcej - iluzji scenicznej. Właśnie wtedy do kin wszedł Iluzjonista Neila Burgera i Scoop Woody'ego Allena, ale żaden z tych tytułów nie może równać się z Prestiżem. Nolan zrealizował mroczną epopeję o rywalizacji dwóch magików w dziewiętnastowiecznym Londynie, wplótł jeszcze w tę opowieść... legendarną wojnę o prąd między Teslą i Edisonem, a całość zakończył piorunującym twistem. Zasadniczo - zdaniem jednego z naszych redaktorów - reżyser w szatach Edgara Allana Poe jest najlepszy w karierze, a czemu Prestiż nie jest wymieniany jednym tchem wśród fan favorites? To już czarna magia.

Following.jpg

Śledząc

W 1998 roku Christopher Nolan wchodził do zawodu bardziej niż obiecującym Śledząc. I po raz pierwszy mamy jego scenariuszowe fascynacje: autoanaliza i grzebanie w ludzkim umyśle, skrzętnie popychane przez ludzi, którzy z jakiegoś powodu planują to wykorzystać. Tu chodzi o poszukującego weny pisarza, który z nudów śledzi ludzi na ulicy. Nie wie, że on sam jest śledzony przez jedną ze śledzących go osób, włamywacza. Zawiłe? W końcu to Nolan, a jeśli dodać do tego nielinearną strukturę scenariusza, to już w ogóle. Wielu odbierało czarno-białe Śledząc za hołd złożony kryminałom noir, tymczasem reżyser użył tej taśmy, bo była tańsza, a czerń i biel pozwalały przykryć niedostatki scenograficzne (całość kosztowała, uwaga... 6 tysięcy dolarów). Inspiracje były inne - sam Nolan zdradził po latach, że na scenariusz wpłynęły dwie rzeczy: zatłoczone londyńskie ulice i... moment, w którym ktoś obrabował mu mieszkanie.

Fanów późnego, wysokobudżetowego Nolana Śledząc może nieco zmęczyć swoją surowością i powolną narracją. Ale jeszcze raz - ten facet nakręcił swój debiut za tyle, za ile plus minus kupilibyście dziś pięcioletniego Yarisa.

tenet.png

Tenet

To jedyny film, który podsumowaliśmy aż dwiema recenzjami - najpierw pozytywną, a potem, po drugim seansie, negatywną. I teraz pytanie: czy to nie najlepsze, co mogło mu się przydarzyć? Tenet jest hałaśliwym, trudnym w odbiorze, nieznośnym egotripem Nolanów, natomiast wywołuje emocje jak mało jaki tytuł od wielu lat; te zmiany recepcji to nie przypadek. I po seansie pozostawia z pytaniem: co tu się właśnie wydarzyło? A drugie pytanie: ile dać mu gwiazdek na Filmwebie? 1. Nie wiadomo. 2. Nie wiadomo. Więcej takiego kina, nawet jeśli Christopher Nolan stworzył scenariusz, którego rozwikłanie wymaga pomocy zaprzyjaźnionego astrofizyka.

Swoją drogą dopiero teraz dochodzi do nas, że w przerwie pomiędzy pierwszym a drugim lockdownem oczekiwaliśmy blockbustera kojącego, który postawiłby nas na nogi po traumie pandemii. A dostaliśmy Tenet. Witajcie w ciekawych czasach.

tekst powstał przy współpracy z TNT

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Różne pokolenia, ta sama zajawka. Piszemy dla was o wszystkich odcieniach popkultury. Robimy to dobrze.