Jeśli zatrudniasz menedżera 10. drużyny Premier League, to nie gonisz uciekającej czołówki ligi angielskiej, tylko aspirujesz do miejsca za jej plecami. Ale Barcelona z Ronaldem Koemanem i Real z Carlo Ancelottim widzą to inaczej. Florentino Perez jako człowiek lubiący sprawdzone opcje i przyjacielskie relacje ponownie zatrudnił włoskiego trenera, mając w pamięci chociażby sezon 2013/14 i wspólną Ligę Mistrzów. Powód postawienia na Ancelottiego odnajdziemy w cytacie z jego autobiografii: „W Milanie nauczyłem się, że żaden system taktyczny nie jest ważniejszy od prezydenta klubu”.
Sam trener z Reggiolo pisał w swojej książce tak: „Jeśli Berlusconi chce wejść do szatni, aby opowiadać swoje żarty, muszę nauczyć się, że to jego szatnia. Nawet pozwoliłem mu na to przed finałem Champions League z Juventusem w 2003 roku. To sam szef, więc jeżeli tylko chce, może słuchać dyskusji między piłkarzami. To w Milanie nauczyłem się, że żaden system taktyczny nie jest ważniejszy od prezydenta klubu”. Problem w tym, że Berlusconi był przypadkiem skrajnym – nie tylko wypytywał graczy, jak często mogą uprawiać seks, ale dawał im lekcje taktyczne, chciał wybierać skład i był święcie przekonany o swoich racjach. Jak przystało na człowieka znającego się na wszystkim: skoro czuł, że czteroosobowa linia obrony jest najlepsza, tak miało być.
Florentino Perez absolutnie nie jest Silvio Berlusconim i tu nie ma czego zestawiać. W tym cytacie bardziej zawiera się prawda, że Carletto wie, jak utrzymywać dobre relacje ze swoimi przełożonymi. A jak wiemy: chociażby relacja Zidane'a z Florentino nie należała do standardowych. Chociaż na końcu Francuzowi zabrakło skorupy ochronnej, to zawsze działali na specjalnych, niejako przyjacielskich warunkach. Bo w Realu niekiedy musisz być bardziej człowiekiem dopieszczającym ego, zarządzającym nastrojami szatni i umiejętnie poruszającym się w klubowych gabinetach, niż wybitnym trenerem-nauczycielem, który jak Rafa Benitez chciał uczyć Cristiano Ronaldo wykonywać rzuty wolne, co spotkało się z oburzeniem Portugalczyka.
W Madrycie musisz uwierzyć, że zarządzasz najlepszymi piłkarzami świata i stworzyć im warunki, aby potrafili uwolnić swoje najlepsze cechy. Florentino Perez chciał podtrzymać dotychczasową filozofię i znane metody, dlatego zdecydował się wrócić do opcji z Carlo Ancelottim. Znają się w ciemno, wiedzą, czego po sobie oczekiwać, stąd taki wybór, zamiast ryzyka. Ancelotti zna smak takich klubów, chociaż raczej obserwujemy u niego tendencją spadkową w karierze – trenerem nadal jest świetnym, ale w Neapolu nie spełnił mistrzowskich ambicji (skończył na 2. miejscu), a z Evertonem zajął 10. miejsce, podczas gdy w pucharach zameldował się West Ham oraz Leicester.
To nadal ryzykowna, zastanawiająca opcja. Teoretycznie futbol nie lubi powrotów do przeszłości, chociaż akurat druga kadencja Zinedine'a Zidane'a pozwoliła na uspokojenie sytuacji i odzyskanie mistrzostwa po nerwowym czasie pracy Lopeteguiego i Solariego. Florentino wierzy, że Carletto też zaprowadzi dawny spokój. W końcu w Madrycie wygrał 75 procent meczów, najwięcej w historii klubu, i świetnie zarządzał drużyną, która również wymagała poukładania i wygaszenia pożarów. To ma być całkowita podróż w czasie, bo Real chce również zatrudnić Antonio Pintusa, czyli trenera od przygotowania fizycznego z najlepszych czasów Królewskich. Sierżant nie pracował w Madrycie od dwóch lat, lecz w tym czasie zbudował u boku Antonio Conte mistrzowski Inter Mediolan. To jak dobrze wyglądali mediolańczycy, było właśnie zasługą Pintusa, co daje mu kolejną znakomitą recenzję do CV.
Ancelotti doskonale zna Benzemę, Modricia, Ramosa, Carvajala, Varane'a, Bale'a, Marcelo czy Isco – wspólnie przecież wygrywali Champions League w Lizbonie po pamiętnym finale 4:1 z Atletico. Pytanie tylko, czy w 2021 roku można się tak swobodnie przenieść w czasie i wrócić do tego, co było siedem lat wcześniej, kiedy wymagania piłki oraz możliwości finansowe są zupełnie inne. Sam status Realu Madryt się zmienił. To drużyna potrzebująca nie natychmiastowej, ale płynnej wymiany pokoleniowej, wymagająca przebudowy w ataku i odzyskania dawnej mocy ofensywnej, nalegajająca również na rozstanie z kilkoma nazwiskami ze starej gwardii na czele z Marcelo czy Isco, którzy od dawna nie spełniają oczekiwań topowej drużyny. Tu nie przejdzie powtórzenie starej historii.
Istnieją realne obawy, że Florentino Perez stawiając na stare metody, pozbawi drużynę potrzebnej świeżości. W końcu pełna formuła pracy już się tam wyczerpała. Jechanie na tym samym patencie ma swoje ograniczenia czasowe. Szatnia, nawet przyzwyczajona do pewnego sposobu prowadzenia, też potrzebuje nowych impulsów. I chociaż 35-letni Luka Modrić był jednym z najlepszych piłkarzy sezonu w Hiszpanii i przedłużył umowę, powoli trzeba już myśleć o zmianie warty, aby nie popaść w dawną pułapkę uzależnienia od gołej jedenastki.
Klasy Ancelottiego nie ma co kwestionować – trzy Ligi Mistrzów mówią same za siebie. Jego największym atutem z pewnością będą szeroko pojęte relacje z piłkarzami i pracownikami. Real jak nikt kocha czule „swoich ludzi”, dlatego widząc spalenie Andrei Pirlo w Juventusie, nie chcieli jeszcze ryzykować z Raulem Gonzalezem. Ale wiedzieli bardzo dokładnie, czego spodziewać się po Ancelottim, więc postawili na znane metody z aż trzyletnim kontraktem.
Niepokojące jest, że Real nie szuka konkretnego stylu gry, konkretnego pomysłu na siebie w nowoczesnej piłce, tylko odwołuje się do przyjemnych wspomnień z przeszłości. Ale być może to właśnie niepowtarzalna specyfika tego miejsca, gdzie w Realu trzeba w pierwszej kolejności być dobrym bossem. Zinedine Zidane na drugim etapie trenerskim w Madrycie poukładał drużynę i zdobył mistrzostwo, ale zarazem mocno sparzył się personalnie. Zobaczymy, jak z przygniatającą presją sukcesu w stolicy po latach poradzi sobie Carlo Ancelotti. Lista wątpliwości przy tym skoku w czasie jest naprawdę długa, ale kim trzeba być, aby podważać Florentino Pereza znającego się jak nikt na tym specyficznym biznesie.
