Zależy od nastroju? Recenzujemy „Kukonozaur Mixtape Mood” (DWUGŁOS)

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
Kukon
Łukasz Kuś

Chciałbym już mieć żonę, raz na pięć lat robić CD – rapuje Kukon w utworze Mood, ale to jeszcze nie czas na realizację podobnych deklaracji. Bo tylko w tym roku ma zrobić cztery CD i jest tego coraz bliższy, skoro prezentuje kolejny materiał. Do ROUGH N’ GENTLE dorzucił właśnie Kukonozaur Mixtape Mood.

Choć zabrakło poważniejszych twistów i zaskoczeń, a Kukon nawet w metawersum pozostaje tym samym Kukonem – „ROUGH N’ GENTLE” jest być może jego najlepszym materiałem. Najbardziej dopracowanym, konsekwentnie poprowadzonym i efektownym jakby palce maczał w tym Denis Villeneuve, chociaż wciąż podporządkowanym środkowoeuropejskiemu hardkorowi – pisaliśmy zaledwie dwa miesiące temu.

Jak jest tym razem?

1
Lech Podhalicz
Kukon 2
Łukasz Kuś

First things first – zajawa na Kukona przyszła u mnie z czasem. Obserwowałem kolejne ruchy biłgorajskiego rapera, ale nie będę nikomu mydlił oczu, że należałem do oddanego fanbase’u. Doceniam obie części Ogrody Mixtape, Dramat był raczej ciekawostką, a Afera z Magierą to przyzwoity materiał. Dopiero 2022 rok przyniósł – w moim odczuciu – życiową formę muzyka, który zwyczajnie dojrzał artystycznie. Również dzięki pozamuzycznym inspiracjom dostarczanym przez Anię Mazhyk, co ujawnia się w modzie, estetyce zdjęć czy designie.

Już na pierwszy rzut ucha słychać, że Kukon – wraz z kreatywną ekipą – wciąż poszukuje świeżych brzmień. Stara się być erudycyjny. I poszerza słownictwo, które do tej pory ograniczało się do kilku powtarzanych lejtmotywów. Rzetelnie dobiera featuringi i producentów, którzy dostarczają znacznie więcej niż tylko oldskulowy boom bap w zgodności z ulicznym kodeksem. Przykładem kwietniowy ROUGH N’ GENTLE, który stanowi pewnego rodzaju preludium do różnorodnych tracków składających się na Kukonozaur Mixtape Mood. Z mojej perspektywy najciekawszego kompozycyjnie, brzmieniowo i konceptualnie albumu osobliwego rapera z Ogrodów.

To jak jest? Mood to solidny otwieracz w pro8l3mowym klimacie, ale z otulającym reggaetonem na froncie. Zaczyna to zakrawać o lekką obsesję, ale nie mogę się nachwalić atutowego. Propsowałem go przy Okim i Atezecioku – na KMM beatmaker przesuwa inspiracyjne granice jeszcze dalej. Po niezłych, synthowych podkładach na poprzedniej płycie jeszcze podniósł sobie poprzeczkę. Jeden z fav numerów, Celebrity Net Worth, łączy w sobie triphopowe inklinacje pokroju Portishead czy UNKLE z IDM-ową perkusją z rodowodem w Warp Records. Nieprzesadnie podniosły mellow bit, melodyjny i intrygujący wokalnie refren, a do tego jeszcze zdroworozsądkowy, szczery tekst. Druga produkcja atuta, Not EAZY Life, również zalatuje Steezem. Psychodeliczna elektronika, ponownie w triphopowym slow motion, to refleksyjna odsłona Kukonozaura. I nie wadzi nawet lekko kiczowaty refren z trywializmami w stylu, że życie nie jest proste i nawet kiedy masz forsy jak lodu, nie jest słodkie.

Na maksa chwytliwy, klimatyczny refren to najjaśniejszy punkt London Rain. No i gościnka Kaza Bałagane – w jego stylu, bez monotonnego męczenia buły. A Kosmos zmontował tu bit, którego nie odrzuciłby Brent Faiyaz czy zmysłowa ekipa z Toronto. Popisowymi zagraniami chwali się Da Vosk Docta, który w nastrojowym tracku B Boje wrzuca psychodeliczne, ambientowe powidoki Boards of Canada. Podobnie wygląda sytuacja z koszmarnymi halucynacjami w po*ebanym Diablo. Zamykający mikstejp Crazy Horse Paris to już wkrętka w dystopijne techno z EBM-owymi naleciałościami. Jasne, że można kreatywniej, ale w tym przypadku się sprawdza. Kolejny dowód na to, że Kukon jest bezpośrednim beneficjentem pro8l3mowych zajawek. Ponure science fiction, sporo narkotyków, melanż poza kontrolą. No i oczywiście pełna wkręta w technologię: od VR-u przez krypto aż do metawersów. Co dalej, transhumanizm?

Słabsze momenty KMM to te, na których udziela się Młody Koala. Chociaż No To Wio (!) będący rekonstrukcją testosteronowego wypadu przypomina stylówę Sokoła, ale na sążnistych synthach. Zaskakująco zaprezentowała się Rosalie., której odrealniony wokal nadaje oldskulowej Samotności wykręconego sznytu. Z kolei zupełnie nie trafia do mnie Gibbs, dzięki któremu poczułem się, jakbym odpalił randomowe radio głównego nurtu. Coś pomiędzy Gabrielem Fleszarem a Pectusem, no nie wiem. Nie kumam do końca konwencji z Marysią Starostą śpiewającą refren z Białej Flagi Republiki w skrajnie melancholijnym, zahaczającym o pretensjonalność stylu. Too much.

Cieszy mnie, że na dwóch ostatnich płytach Kukon ewidentnie skręcił w dziwaczno-popową stronę. Jednocześnie nie siląc się na drastyczną zmianę charakterystycznej stylówy. I jest to na maksa słuszny kierunek, nie doświadczycie tu try hardu. Zarówno, jeśli chodzi o melodyjne refreny, warstwę bitową, jak i kompozycje. Ruch zauważalny zresztą u innych artystów, szczególnie jeśli chodzi o wokalny warsztat. Ostatnie dokonania Vae Victisa, Okiego, Miłego ATZ czy Młodego Jana pokazują, że nie wystarczy już precyzyjnie położyć linijki i od czasu do czasu wjechać z autotjunem. Dzięki coraz szerszej palecie umiejętności, raper z Biłograja dobrze rozładowuje ponury nastrój i zapodaje udany kontrast z ulicznymi korzeniami. Jak głosi wyświechtany klasyk: Panie Kukon, kiedyś miałeś moją ciekawość, ale teraz masz moją uwagę.

2
Marek Fall
Kukon 3
Łukasz Kuś

Na etapie ROUGH N’ GENTLE zestawiałem zapowiedź Kukona z tym, co wyczyniało się w 2018 roku na ranczu w Wyoming. Chociaż jego antyromans w realiach Cyberpunka 2077 nie pozostawiał większych zastrzeżeń, zarysowywałem karkołomność takiego przedsięwzięcia. I na wysokości Kukonozaura zaczyna już miejscami doskwierać to, czego można było obawiać się wcześniej.

To jest tak, że zasadniczo nie szalałbym z zarzutami, dotyczącymi monotonii w dyskografii Kuby. Wystarczy sięgnąć po – nie wiem – Kraków, Marzec 2020, Aferę i Dramat., żeby odnotować różnorodność, która się tam rozgrywa. ‎Z drugiej strony – ta różnorodność bierze się prędzej z pomysłu na oprawę brzmieniową niż w związku z woltami w delivery i tekściarstwie. Dwudziestokilkuletni raper może i rozbudował trochę asortyment środków wyrazu, ale w wersach wciąż eksploruje podobne terytoria, dopisując do nich jedynie pojedyncze nowe wątki. Jak fascynacja technologią. Zasadniczo dałoby mu się bez większych problemów zrobić podobny kupon bingo do tego, jaki zrobiono kiedyś Bedoesowi. Gdyby przyszedł na świat ze dwieście lat temu, sprawdziłby się pewnie jako poeta wyklęty, ale skoro tak się nie stało, zostaje mu monotonnie deklamować do beatu o mrokach sławy, fatalnych zauroczeniach, samotności, narkotykach. O aferach celebrytów przyłapanych z kokainą; o tym, co mogą zrobić psy, jak się jest pod bronią i ochroną. Plus: kolejne destynacje w podróży, NFT, metawersum.

Z Kukona czyta się więc jak z otwartej księgi. Dlatego jego twórczości służą koncepty jako forma ucieczki do przodu przed przewidywalnością. I z Kukonozaurem też w pewnym stopniu tak jest. Choćby z uwagi na to, że formuła mixtape'u klasycznie pozwala nie narzucać sobie najbardziej zwartych ram i luźniej podejść do materiału. Albo zaprosić mniej oczywistych gości, co akurat tutaj kończy się katastrofą w postaci zwrotki Dawkona, który bez wstydu rzuca szlagwort o tym, że chłop bez brzucha słabo rucha. Trudno też zachwycać się obecnością Młodego Koali. Żadnej sensownej roli nie pełnią przerywniki w postaci Profesjonalnego Skitu i Gdzie Są Pieniądze??? Może poza taką, żeby nadać mniej zobowiązujący sznyt. Co zresztą ma swój urok.

Przy wszystkich mankamentach – Kukonozaura nie sposób uznać za materiał nieudany. Największym atutem – co powraca u Kukona – pozostaje niemal nieodje*ywalny wybór beatów, które pozostają ze sobą w pewnej relacji, tworząc sensowną całość. Tym razem dominują minimalistyczne rozwiązania i selektywność. Takie Diablo zbudowane zostało właściwie wyłącznie na stopie i werblu. Choć to najbardziej radykalny przykład, faktycznie często dominującą rolę odgrywa rytm. W rozmaitych wariantach – weźmy wspomniane Mood, napędzane reggaetonem. Ale – jak to u Kuby – wychodzi też zamiłowanie do melodii; często melancholijnej czy podniosłej. Trafiają się tu fragmenty, które z miejsca mogłyby wylądować na Złotej kolekcji Kukona. Jak Celebrity Net Worth, czyli wariacja na temat Runaway Kanye Westa. Albo superprzestrzenne Not EAZY Life – popis w wykonaniu @atutowego. W Diamond Fetish czy Crazy Horse Paris wybrzmiewa z kolei retrowave’owe wiksiarstwo znane z ROUGH N’ GENTLE

Tak, jak za każdym razem, Kukon ciągnie w górę ten mixtape za sprawą swojej charyzmy i wystudzonego temperamentu. Jest rzeczywiście magnetyzujący w tym filmie noir, gdzie sam siebie obsadził; przekonujący jako ulicznik-android, który rapuje, ale – jakby się postarał – mógłby wystąpić na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej, bo ma w sobie taki spleen. Tylko, że – jakkolwiek intensywna nie byłaby jego rzeczywistość – teksty wskazują na to, że nie ma tam takiego progresu na poziomie doświadczeń czy emocji, żeby jeszcze długo mogła sprawdzać się formuła pisania kawałków o tym, jak on aktualnie się czuje. Zwłaszcza przy hurtowym trybie wydawniczym.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Komentarze 0