Zamach, który wysadził Borussię. Dlaczego Tuchel musiał odejść z Dortmundu

Zobacz również:Znów podlecieć bliżej słońca. Dylematy Borussii Dortmund wokół Luciena Favre'a
tuchelglowne.jpg
Pool - Getty Images

Żaden inny trener w historii nie zdobywał z BVB tylu punktów. Żaden inny nie zdobył dla niej w ostatnich ośmiu latach ani jednego znaczącego trofeum. A jednak Thomas Tuchel został z Dortmundu wygnany bez skrupułów. O osobistym konflikcie dwóch mężczyzn.

Zwalniając przed trzema laty Thomasa Tuchela, Borussia Dortmund zaapelowała, by nie sprowadzać tej decyzji do różnic pomiędzy dwiema osobami. Inaczej niż różnicami pomiędzy trenerem a prezesem tego zwolnienia wytłumaczyć się jednak nie dało. Wiedząc, jak silnie Tuchel oraz Hans-Joachim Watzke nadepnęli sobie na odciski, można być pewnym, że obu szczególnie zależy na wyeliminowaniu z Ligi Mistrzów akurat tego drugiego.

KLUCZOWY ZAMACH

Podczas rozprawy w sprawie zamachu na autokar Borussii Dortmund, do którego doszło przed ćwierćfinałowym meczem Ligi Mistrzów z Monaco przed trzema laty, Thomasa Tuchela, który został wezwany z Paryża jako świadek, zapytano, czy gdyby nie tamto zderzenie, nie straciłby pracy w Borussii. - Wychodzę z założenia, że nie – stwierdził. Można mieć wątpliwości, czy to prawda. Ale po zamachu Hans-Joachim Watzke nie widział możliwości, by dalej pracować z tym trenerem. I nie miało znaczenia, że do dziś nikt w historii Borussii Dortmund nie wypracował wyższej średniej punktów na mecz.

SPEKTAKULARNE WEJŚCIE

Jeden z najbardziej spektakularnych sezonów, jakie Borussia kiedykolwiek rozegrała, nie został ukoronowany zdobyciem choćby jednego trofeum. Ledwie rok wcześniej dortmundczycy z bardzo podobnym składem zdobyli pod wodzą Juergena Kloppa o trzydzieści dwa punkty mniej niż w pierwszych rozgrywkach Tuchela. Futbol, jaki prezentował zespół po objęciu go przez byłego trenera FSV Mainz, wręcz przerósł oczekiwania szefów BVB. Borussia nadal potrafiła kontratakować, jak za czasów Kloppa, ale nauczyła się znacznie lepiej grać atakiem pozycyjnym. Gdy Constantin Eckner, niemiecki dziennikarz, poprosił kibiców Borussii o napisanie u niego na Twitterze skojarzeń z trenerem Tuchelem, wiele osób pisało, że to był najefektowniejszy futbol, jaki w Dortmundzie widzieli. Na Bayern Monachium Pepa Guardioli i tak okazało się to zbyt mało. Przegrana walka o tytuł z zespołem Guardioli nie świadczy jednak o słabości zespołu. Zeszłoroczny Liverpool też został tylko wicemistrzem, jednak nie przestał przy tym być wspaniałą drużyną.

XNjM.gif

WYRWANE SERCE

Borussia przestała, bo Tuchelowi nie pozwolono jej dalej rzeźbić. Fenomenalny sezon sprawił, że trzech liderów zostało sprzedanych. Mats Hummels przeszedł do Bayernu, Ilkay Guendogan do Manchesteru City, a Henrich Mchitarian do Manchesteru United. Szczególnie odejście Ormianina zepsuło relacje pomiędzy trenerem a szefami. Rozgrywający był ulubionym zawodnikiem Tuchela, który mocno pracował, by dotrzeć do jego skomplikowanej psychiki. Motywacyjne książki, które mu podsuwał, przyniosły efekt, bo po roku wspólnej pracy, Mchitarian przestał być niewypałem, a został gwiazdą ligi. Watzke zapewniał, że cała trójka liderów na pewno nie odejdzie z zespołu jednego lata. Gdy więc prezes zgodził się jednak sprzedać cały tercet, Tuchel był rozczarowany, bo wiedział, że będzie mu trudniej o sukces w BVB. I wściekły, bo przekonał się, że nie może polegać na słowie Watzkego. Nie miało dla niego znaczenia, że Borussia biła wtedy rekord transferowy, sprzedając zawodnika, którego rok później straciłaby za darmo.

NAJGORSZA PRACA ŚWIATA

Wśród odpowiedzi, które Ecknerowi przesłali kibice z Dortmundu, było też stwierdzenie, że Tuchel podejmuje najtrudniejsze prace świata, bo już w dwóch klubach był następcą Kloppa. Coś w tym jest. O tym, jak ciężko było mu w Borussii, najwięcej mówi fragment biografii Watzkego, w którym prezes opowiadał o słonecznych wieczorach na zgrupowaniach w Hiszpanii. - Gdy tak samotnie siadam na hotelowym tarasie i patrzę na zachód słońca, czasem brakuje mi dochodzącego z dołu przeszywającego okolicę śmiechu Juergena. Gdy go słyszałem, wiedziałem, że wszystko jest w porządku. To jak z własnymi dziećmi. Niby wiedziałeś, że kiedyś się wyprowadzą, ale to i tak boli – opowiadał prezes klubu z Dortmundu. Nie ma tu nic o Tuchelu, ale te zdania pokazują, jak trudno ma w Borussii każdy trener, który nie jest Kloppem. Zwłaszcza jego bezpośredni następca. - Z ludźmi, z którymi wiele czasu spędzam zawodowo, lubię mieć bliskie relacje. Czasem się to udaje, czasem nie. Z Peterem Boszem czy Peterem Stoegerem miałem bardzo dobre kontakty – mówił w innym fragmencie. Między wierszami: z Thomasem Tuchelem nie miałem.

SIEROTY PO KLOPPIE

Mchitarian, tak jak Guendogan, Julian Weigl czy Ousmane Dembele, należy do zawodników, którzy przy Tuchelu wyłącznie skorzystali i pewnie skoczyliby za nim w ogień. Po dwóch latach pracy trenera w Dortmundzie szatnia była podzielona pomiędzy takich, którzy wiele mu zawdzięczali, i takich, którzy czuli się przez niego pokrzywdzeni. Należały do nich zwłaszcza sieroty po Kloppie, którzy przy nim wznieśli się na światowy poziom, ale nigdy później nie potrafili do niego nawiązać. Marcel Schmelzer, Neven Subotić, Nuri Sahin, Kevin Grosskreutz, Sven Bender, Roman Weidenfeller, czy Jakub Błaszczykowski. Specyficznym przypadkiem jest Mats Hummels, który z jednej strony wrócił u Tuchela do znakomitej formy, ale z drugiej, gdy pojawiały się pogłoski o możliwości przejęcia Bayernu przez tego trenera, zaczął rozmyślać o zmianie klubu. Przy okazji przenosin stopera do Monachium, Tuchel wystawił go na publiczny ostrzał. Po przegranym finale Pucharu Niemiec z Bayernem, ostatnim meczu Hummelsa przed przeprowadzką, mówił na konferencji prasowej, że stoper potrafi grać znacznie lepiej i podkreślał, że już dziesięć minut przed końcem podstawowego czasu prosił o zmianę. Sugerował, że Hummels nie dawał już z siebie wszystkiego w koszulce Borussii. Obrońca tymczasem naderwał mięsień, co wykluczyło go z udziału w inauguracji Euro 2016, która odbyła się kilka tygodni później.

tuchelwatzke.jpg
Team 2 Sportphoto/ullstein bild via Getty Images

KONIEC MIESIĄCA MIODOWEGO

To właśnie tamtego lata kończył się miesiąc miodowy Tuchela w Dortmundzie. Osłabiona drużyna nie potrafiła nawiązać do wyników sprzed roku i regularnie rozdawała punkty, co wyraźnie irytowało trenera. - Technicznie, taktycznie, mentalnie, nasz występ był jednym wielkim deficytem – mówił po nieudanym meczu we Frankfurcie, po raz kolejny sugerując, że wygrywają wszyscy, ale przegrywają tylko piłkarze. Głośno zrobiło się o konflikcie trenera ze Svenem Mislintatem, szefem skautów, któremu zabroniono zbliżać się w okolice boiska treningowego. To nie pierwsza taka sytuacja. Klopp mówił w biografii Watzkego, autorstwa Michaela Horeniego, że dopiero niedawno po raz pierwszy od rozstania z FSV Mainz, wpadł tam z przyjacielską wizytą. Za czasów Tuchela czuł się w okolicach ośrodka treningowego persona non grata. Jego następca w FSV i BVB mówi, że to bzdura, ale nie jest tajemnicą, że obaj panowie za sobą nie przepadają. Borussia wiedziała oczywiście, kogo bierze z Moguncji, bo już stamtąd dochodziły głosy o konfliktowym charakterze trenera. W Dortmundzie trochę je jednak zlekceważono, uznając, że to wynik dużych ambicji Tuchela, których nie mógł spełnić w FSV Mainz. Transfer do większego klubu miał zlikwidować problem. Nie zlikwidował.

CIOS TYSONA

Notowania Tuchela wśród kibiców oraz w mediach systematycznie pikowały wraz z gorszymi wynikami i dochodzącymi z klubu sygnałami niezadowolenia. Aż nastał kwietniowy wieczór, który odmienił wszystko. Obsadził technokratycznego trenera w roli emocjonalnej ofiary, a emocjonalnego prezesa w roli technokratycznego sknery. To konflikt z Tuchelem sprawił, że kibice Borussii zaczęli gwizdać na Watzkego, który uratował ich klub przed upadkiem i zbudował z niego potęgę.

Często w rozważaniach o Tuchelu, Borussii, zamachu i o tym, co się stało po nim, zapomina się, że w tamtym autokarze byli nie tylko piłkarze, ale też trener. Gwoździe utkwiły także w fotelu, na którym siedział. - Patrzył tylko do tyłu, skąd dochodziły krzyki. Był tak samo sparaliżowany, jak wszyscy inni – mówił przed sądem Christian Schulz, który w wieczór ataku bombowego prowadził autokar. Choć miesiące później piłkarze, na czele z Sahinem, Romanem Buerkim czy poszkodowanym także fizycznie Markiem Bartrą, opowiadali otwarcie o szoku pourazowym, który długo w nich tkwił, Watzke w zachowaniu trenera po tragicznych wydarzeniach Watzke nie widział człowieka w amoku. Widział człowieka, który przegrał ćwierćfinał Ligi Mistrzów i szuka winnego, bo nie umie przegrywać. Na pomeczowej konferencji prasowej Tuchel uderzył po raz pierwszy: - Mieliśmy wrażenie, że byliśmy traktowani, jak gdyby nasz autobus trafiła puszka po piwie. Pół godziny później już zapadła decyzja, że gramy dzień później. My tylko zostaliśmy poinformowani, choć wtedy nawet nie było wiadomo, jak ciężko ranny jest Bartra i kto stoi za wydarzeniami. To wywołało poczucie bezradności. Czuliśmy, że terminy są ustalane, a my mamy się dostosować – mówił. – To było, jak gdyby znienacka uderzył mnie Mike Tyson – komentował Watzke w „Der Spiegel”.

URAŻONY WATZKE

W Dortmundzie nastąpiło nagłe przebiegunowanie. Tuchel zaczął być postrzegany jako ofiara w starciu z Watzkem, który wyszedł na bezdusznego pomagiera funkcjonariuszy UEFA, niezainteresowanego strachami piłkarzy i trenera. – Pierwszy raz poczułem, że wieje inny wiatr, po zwycięstwie w Pucharze Niemiec. Pojawiłem się na stadionowym telebimie, a fani BVB mnie wygwizdali. To bardzo mnie zabolało. Gwizdy zawdzięczałem oczywiście starciu z Tuchelem – mówił. – Okazałem się nagle technokratą, który z zimnym uśmiechem podejmuje decyzje. To mnie bardzo ubodło. W takiej sytuacji człowiek popełnia błędy. Jestem przekonany, że zawsze trzeba w takich okolicznościach pokazywać jedną twarz. Nam się to jako klubowi nie udało – dodał. Było jasne, że Watzke, lubiący być lubiany, cieszący się wizerunkiem ciepłego, dobrego wujka z okolicy, walczącego z globalną machiną do robienia pieniędzy, takiej zadry nie przepuści. – Watzke publicznie powiedział, że były między nami tarcia. Wynikały one z tego, że ja siedziałem w autobusie, a on nie – dolewał oliwy do ognia trener.

GRA O REPUTACJĘ

W ostatnich tygodniach sezonu Tuchel grał już wyłącznie o własną reputację. Gdyby nie osiągnął celów, zwolnienie go na rok przed końcem kontraktu można by wytłumaczyć względami sportowymi, co przykleiłoby mu łatkę trenera, który nie poradził sobie w Dortmundzie. W tej toksycznej atmosferze udało mu się jednak z Borussią w końcówce sezonu wywalczyć bezpośrednią kwalifikację do Ligi Mistrzów i miejsce na podium. Zdobyciem Pucharu Niemiec przypieczętował odejście z pozycji zwycięzcy. Bez tego pewnie nie flirtowałby z Bayernem i nie otrzymałby propozycji z Paris-Saint Germain. Dwa dni po fecie został zwolniony. Tamto trofeum do dziś pozostaje jedynym (z wyłączeniem Superpucharów Niemiec) zdobytym przez Borussię Dortmund od 2012 roku.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.