Jeszcze ponad rok temu był zjawiskowym, chociaż często irytującym dryblerem, a właśnie strzelił jedynego gola w finale Champions League, koronując sezon z 42 udziałami bramkowymi. Nie oglądaliśmy w piłce tak błyskawicznej transformacji jak w przypadku Viniciusa Juniora, który z nieokrzesanego dzieciaka tracącego głowę pod bramką stał się killerem z zimną krwią. Kiedy Carlo Ancelotti rzucił przed sezonem, że oczekuje od niego 30 wywalczonych goli, wszyscy pukali się w głowę. Brazylijczyk ma dopiero 21 lat, bagaż doświadczeń, błędy młodości za sobą i zapewne miejsce w pierwszej dziesiątce Złotej Piłki. To że stał się najlepszym kompanem Karima Benzemy, mówi wystarczająco o jego potencjale. Kyliana Mbappe nie będzie na Bernabeu, ale świat stoi otworem przed Vinim.
Świat cmoka nad Kylianem Mbappe i Erlingiem Haalandem, którzy mają naznaczyć następną dekadę w piłce, ale deal zrobiony z Viniciusem Juniorem jest niedoceniany na ich tle. Przychodził jako supertalent z Flamengo za 45 mln euro, czyli nadal niemało, ale pomysł Florentino Pereza ze skupowaniem młodych Brazylijczyków okazał się strzałem w dziesiątkę. Rodrygo jeszcze będzie się rozwijał, chociaż już zyskał ksywkę Mr Champions League, a Vinicus wszedł na najwyższy, światowy poziom. Tylko w tej edycji Ligi Mistrzów był zamieszany w zdobycie 10 bramek, a w finale wykończył inteligentne podanie Fede Valverde wzdłuż bramki, co dało im 14. Puchar Europy. Wystarczyły 3 celne strzały, by znów pokonać Liverpool. I chociaż to był wieczór Thibauta Courtoisa, to najważniejszy stempel postawił 21-letni Brazylijczyk. Zwieńczył tym samym piękną przemianę w polu karnym i przełomowy sezon z 22 bramkami oraz 20 asystami.
Finał w Paryżu wyglądał trochę jak całość rozgrywek Królewskich: kiedy okopali się w niskiej defensywie pod własną bramką, to Benzema z Viniciusem samotnie ruszali na resztę świata. I mimo że opcja zagrania zwykle była tylko jedna, zawsze znajdowali rozwiązanie. Słynny stał się obrazek, kiedy Francuz pokazuje coś na ręce młodszemu koledze, jakby rozrysowywał taktykę na grę. Mistrz i uczeń. Młodszy wsłuchany i skupiony, bo wie, że pobiera lekcje od najlepszego profesora w rozumieniu gry. Droga od „nie podawajcie mu” do najlepszego duetu partnerów wcale nie była taka długa.
Carlo Ancelotti poznał doskonale atuty i wady Viniciusa, zaszczepił w nim większą pewność siebie i spokój pod bramką, ale nawet w finale Brazylijczyk był kluczowym elementem planu na grę. Wiedząc jak wysoko atakuje Trent Alexander-Arnold oraz ile zostawia przestrzeni, miał atakować boczne sektory i siać spustoszenie swoją szybkością. Większość piłek do niego nie docierała, bo akurat Jurgen Klopp był na to przygotowany, ale kiedy już się udało, Vini otwierał autostradę i rozwijał zawrotne prędkości. Jeszcze brakuje mu pewnych zachowań takich jak wejście w szesnastkę, by zmusić przeciwnika do pomyłki. Zamiast poszukać pojedynku tam i ograniczyć jego możliwości, próbuje kiwać tuż przed polem karnym. Detale, które będą się w nim zmieniać, jeśli dalej będzie kroczyć taką drogą.
Tym sezonem 21-latek zamknął usta wszystkim krytykom. Były takie chwile, kiedy niektórzy wieszczyli, że pewnego poziomu nigdy nie przeskoczy. Że albo masz wykończenie pod bramką, albo wiecznie będziesz uderzał w trybuny. A jednak wszystkiego można się nauczyć. Nawet opanowywania emocji, bo to przecież o to rozchodzi się w skuteczności Viniciusa. Strach pomyśleć po rozegraniu tak doskonałego sezonu, że to chłopak z rocznika 2000 i może napisać wielką historię dla Realu Madryt. Na każdym kroku podkreśla, że trafił do wymarzonego miejsca. Kiedy najbardziej obrywał od ekspertów, kupił dom w Madrycie, by pokazać, że zostaje tu na długo. Zatrudnił jeszcze więcej specjalistów wokół siebie, uwierzył w proces i pracował jeszcze mocniej. Chociaż Vini ma pewne cechy stereotypowego Brazylijczyka, to pod względem kultu pracy niczego nie można mu zarzucić.
„Z Mbappe strzelalibyśmy dwa razy więcej niż aktualnie” – powiedział nie tak dawno Karim Benzema, chcąc zachęcić rodaka do transferu. Łzy po Francuie trzeba otrzeć i inwestować maksymalnie w promocję tych, którzy już są na pokładzie i zależy im na tym herbie. Vinicius całuje go przy każdej możliwej okazji. I kiedy Karim zaraz będzie odbierał Złotą Piłkę w październiku, będzie musiał wysłać podziękowania dla młodszego kolegi. Gdyby zliczyć razem ich bramki oraz asysty, na liczniku mają już setkę. Naprawdę mało kto dogadywał się tak udanie jak oni. I wcale Benzema nie zdobywał bramek Viniciusem, jak zwykło się mówić. Czasem wprost pokazywał mu, gdzie ma biec i kiedy się rozpędzić, ale w kwestii inteligencji Brazylijczyk niesamowicie zyskał w ostatnich miesiącach.
Vini zaczynał sezon jako zmiennik Edena Hazarda, gdy pojechali na pierwszą kolejkę do Vitorii, aby zagrać z Alaves. Wystrzelił dopiero z ławki rezerwowych. Wcale to nie było takie oczywiste, że zrobi furorę. Gdy bił osobiste rekordy po kilku kolejkach, nadal padały pytania, kiedy ta seria się skończy i kiedy wróci do dawnej rzeczywistości. Gdy w El Clasico Eric Garcia miał z nim problem, rzucił do Brazylijczyka ironicznie: „To ty jesteś ten co ma wygrać Złotą Piłkę?”. Dzisiaj Vinicius może puścić mu oko i odesłać sympatycznego SMS-a. Wiadomo, że światowym numerem jeden (jeszcze) nie jest, ale jak dojdzie do podsumowań, to stanie w jednym szeregu z Courtois, Benzemą, Salahem czy Kevinem de Bruyne. To po prostu ścisła światowa czołówka, a cały czas mówimy o emocjonalnym 21-latku, który dopiero rozwinął skrzydła na miarę potencjału.
Komentarze 0