Sezon 2021/22 jest drugim z rzędu, w którym Sycylia nie ma nawet jednego reprezentanta na szczeblu centralnym. Niegdyś piłkarsko najmocniejsza wyspa we Włoszech nie może wygrzebać się z kryzysu. Niedawno upadłość ogłosiła Catania. Messina walczy o byt w Serie C, Trapani w Serie D. Podsumowaniem sytuacji w regionie były derby pomiędzy Catanią a Palermo, które… się nie odbyły.
– Piłka nożna jest nam po prostu potrzebna – zaczyna opowieść Alessandro, kibic Palermo, którego poznałem kilka dni przed derbami, które ostatecznie odwołano, o czym jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy.
Dla niego i dla innych Sycylijczyków calcio to jedyne pole, gdzie mogli zostać zauważeni przez bogatych Włochów z północy. Dla (małej, ale jednak głośnej) części mieszkańców północy ci z południa kraju to zakała narodu – lenie, złodzieje, członkowie mafii. W ich głowach Sycylia to nudna i niepotrzebna część państwa. W rzeczywistości jednak wyspa ta to jedna z najbardziej oryginalnych i od strony historycznej pasjonujących części Włoch.
Przez wieki okupowały ją różne ludy i mocarstwa. Sycylię podbijali Hiszpanie, Grecy czy Arabowie. Dziś na mapie zjednoczonej ponad 150 lat temu Italii wyróżnia się nie tylko odrębnością geograficzną, ale też kulturową czy językową – jej mieszkańcy mają własny dialekt, zwyczaje czy kuchnię. A większość z nich zapytana, skąd pochodzi, odpowie na początku, że z Sycylii, dopiero później dorzucając „Włochy”.
Nie oznacza to, że jest ona całkowicie oddzielnym bytem. Nie doszukamy tu się analogii do regionów w Hiszpanii czy Wielkiej Brytanii. W znacznej większości Sycylijczycy są dumnymi Włochami, co dobrze widać chociażby w ich nastawieniu do futbolu. W trakcie mistrzostw Europy wyspa żyła losami kadry Manciniego. Po finale na Wembley sycylijskie miasteczka nie spały przez tydzień – Semendorato lało się litrami. Prawdziwym świętem miał być barażowy mecz z Macedonią Północną rozgrywany w Palermo, który jednak okazał się piłkarską narodową tragedią. Oczywiście nie z winy mieszkańców miasta.
Poznając historię sycylijskiego calcio, trudno nie odnieść wrażenia, że Sycylijczycy czują dumę ze swojego futbolu. To właśnie w Palermo urodził się Mario Balotelli. Lokalnym bohaterem stał się Giuseppe Mascara – piłkarz Catanii, który jako ostatni reprezentant sycylijskiego klubu zagrał w kadrze Włoch. Problem jednak w tym, że kiedy prześledzimy losy Sycylijczyków w wielkim futbolu, od mniej więcej 15 lat nie znajdziemy nic, co szczególnie by ich wyróżniało, co zrobiłoby na nas wrażenie.
Dziś opowieści o wyspiarzach grających w „Azzurich” brzmią jak stare ballady i legendy. Od dawna żaden z nich nawet nie zbliżył się do poziomu międzynarodowego. Sycylijski futbol znalazł się na dnie. Jeszcze w sezonie 2006/07 w Serie A występowały trzy kluby z wyspy – Catania, Messina i oczywiście Palermo, przez które przewinęli się tacy zawodnicy jak Simon Kjaer, Edinson Cavani czy Paulo Dybala. W jego barwach grał też Radosław Matusiak, którego transferem do Włoch żyła piłkarska Polska.
Minęło 15 lat i sycylijski krajobraz zmienił się nie do poznania. Kilka lat po transferze Polaka Palermo popadło w długi, przestało opłacać piłkarzy i ostatecznie upadło. Z inicjatywy kibiców i burmistrza klub został stworzony na nowo – zachowano barwy, lekko poprawiono herb, a nazwę US Palermo zmieniono na Palermo FC. Piłkarskie zmagania „I Rosanero” rozpoczęli w Serie D, ale bardzo szybko wskoczyli na wyższy poziom. Celem od początku jest powrót na „swoje” miejsce, czyli przynajmniej na szczebel centralny do Serie B.
– Ludzie potrzebują drużyny w poważnej lidze. W tym momencie na stadion chodzi kilkuset widzów. Po awansie będzie chodzić kilka tysięcy - tłumaczy Alessandro. Dla mieszkańców stolicy Sycylii przełomowym spotkaniem miało być to z Catanią. Wygrywając je, mogli umocnić się na miejscu dającym baraże. I choć przejście przez nie jest ekstremalnie trudne – na jedno miejsce startuje 28 drużyn – sam udział byłby powiewem świeżego powietrza, możliwością zmierzenia się z poważnymi klubami o dużą stawkę.
Spotkanie jednak się nie odbyło. Kilka tygodni przed wyznaczoną datą władze Catanii ogłosiły, że nie mają pieniędzy, by utrzymać zespół. Wydawało się, że uda im się poprowadzić go chociaż do końca sezonu, ale po czasie stało się jasne, że i to jest niemożliwe. Catania w trybie natychmiastowym została wykluczona z rozgrywek, a wszystkie mecze z jej udziałem uznano za nieważne. Do derbów nawet nie doszło.
– Nieważne komu kibicujesz. Gdy dostajesz taką wiadomość, jesteś wkurwiony – komentuje Alessandro. Oświadczenie odnośnie sytuacji Catanii opublikowali też ultrasi Palermo, którzy wyrazili głęboki smutek i współczucie odwiecznym rywalom.
„Nikt nie znajduje szczęścia i radości z powodu wykluczenia naszych kuzynów z Katanii. Klub Palermo wyraził zgodę na taki stan rzeczy, ale nie można powiedzieć tego samego o naszym mieście. Atmosfera nie jest już taka sama. Czegoś nam brakuje i tym czymś są derby z Catanią, to przecież najważniejszy mecz w sezonie” – napisali na swojej stronie tifosi. Związek z Catanią przedstawili jako relację dwóch braci, którzy w domu zawsze ze sobą walczą, ale tak naprawdę nie mogą bez siebie żyć.
Catania to kolejny klub z Sycylii, który z powodu złego zarządzania i braku inwestycji musiał wywiesić białą flagę. Wcześniej oprócz Palermo z problemami finansowymi zmagała się Messina, która dziś okupuje miejsca w dolnej połowie tabeli Serie C, i ledwo wiążąca koniec z końcem w Serie D Trapani.
Każdy z sycylijskiej Wielkiej Czwórki (Catania, Palermo, Trapani, Messina) zmagał się właściwie z tym samym – nie umiał dostosować się do nowych warunków. Z czasem tracił sponsorów, przestawał kłaść nacisk na skauting, został odcięty od źródła dochodów. Podczas gdy mniejsze kluby takie jak Licata czy Acireale odnalazły swoją drogę w rozwijaniu piłki nożnej przez integrację z lokalną społecznością – te większe z zarządem żyjącym dalej wydarzeniami sprzed dwóch dekad nie odnajdują się w obecnej rzeczywistości. W rzeczywistości, w której na stadiony przychodzi garstka i nie ma żadnych pieniędzy z transmisji.
Sycylijski futbol znalazł się na dnie. Jeszcze w sezonie 2006/07 w Serie A występowały trzy kluby z wyspy – Catania, Messina i oczywiście Palermo, przez które przewinęli się tacy zawodnicy jak Kjaer, Cavani czy Dybala (...). Minęło 15 lat i krajobraz zmienił się nie do poznania.
Nie wszystko jednak można zrzucić na nieudolnych działaczy. Calcio idealnie obrazuje stan całego regionu. Jeśli chodzi o poziom edukacji czy służby zdrowia, Sycylia plasuje się na szarym końcu w prawie wszystkich zestawieniach. Średnia dochodów gospodarstwa domowego wynosi 13 tysięcy euro i jest prawie dwukrotnie mniejsza od tej w Lombardii czy Tyrolu, gdzie wynosi 24 tysiące.
Opuszczone domy i stacje kolejowe stojące wzdłuż sycylijskich dróg potęgują tajemniczy nastrój wyspy, ale też dobitnie pokazują jej charakter – Sycylia daje perspektywy na ciekawe wakacje, ale nie na dobre życie. Mieszkańcy stąd wyjeżdżają. Opuszczają miasteczka i wsie, ponieważ nie rozwijają się one w takim tempie jak reszta Włoch. Brak inwestycji w regionie to także brak inwestycji w lokalnym futbolu.
– Sycylijczycy czekają na lepsze czasy. Na boisku i poza nim – kwituje Alessandro.
Dla Catanii prędko jednak one nie nadejdą. Jeśli jej fanom szybko uda się stworzyć nowy podmiot, istnieje szansa, że jesienią zaczną od nowa w Serie D. Mieszkańcy Palermo dalej marzą o Serie B, jednak dostanie się do niej przez baraże graniczy z cudem. Do play-offów awansują drużyny z miejsc od 3. do 10. z każdej z trzech lig na trzecim szczeblu. Awans może wywalczyć tylko jedna.
Kibic Trapani na pytanie o przyszłość tylko machnął ręką. W ubiegłym tygodniu jego drużyna przegrała u siebie z Licatą 0:4, a publiczność od 45. minuty ironicznie wspierała drużynę przeciwną. Messina ostatnią porażką z Turris odebrała sobie szansę na awans do baraży i kolejny sezon na pewno spędzi w Serie C. Może upłynąć jeszcze masa czasu, zanim sycylijskie calcio wróci na dawną pozycję.
Komentarze 0