Cieszące się niezwykłą popularnością w latach 90. i na początku 2000. sitcomy powoli odchodzą w niepamięć. Jedni będą z tego powodu zawiedzeni, inni zakrzykną z radości, bo nie mogli już zdzierżyć cytowania bohaterów Przyjaciół, Jak poznałem waszą matkę? lub Teorii wielkiego podrywu.
Czy możemy zatem mówić o kryzysie sitcomów? W pewnym sensie na pewno. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo dzięki dołkowi, w jakim znalazły się obecnie ciągnące się przez lata, często nieśmieszne i cringe’owe seriale z humorem na poziomie co poniektórych odcinków Studia YaYo, na pierwszy plan wybiły się niszowe, zaangażowane komediowe seriale. Już nie liczy się ilość, a jakość. Mniej gagów pod miskę czipsów (my wtedy odpalamy YouTube’a), a więcej inteligentnych żartów, które częstą są tylko pretekstem do opowiedzenia ważnej historii lub poruszenia społecznych tematów.
Mniej popularne, ale zdobywające nagrody seriale komediowe są znacznie bardziej wiarygodną alternatywą dla rozwlekłych sitcomów i co ważne, poza doskonałą zabawą zawierają w sobie również walor edukacyjny. Podejmowanie ważnych wątków to nie tylko domena dramatów, ale również komedii, w których ambitny żart mieni się obecnie w wielu odcieniach.