Natalia Maliszewska nie wystartowała ostatecznie w swojej ulubionej konkurencji 500 metrów na igrzyskach olimpijskich. Pomijając już fakt, że straciła przez to największą szansę na olimpijski medal w całej karierze, to w dodatku organizatorzy przeprowadzili całą sytuację na tyle chaotycznie, że może się to odbić nawet nie tyle na formie fizycznej, ale też na zdrowiu psychicznym naszej łyżwiarki. Po igrzyskach w Tokio, które – mimo obaw – przeprowadzono całkiem spokojnie, igrzyska w Pekinie stają się powoli festiwalem nieporozumień ze strony organizatorów.
Przed letnimi igrzyskami w Tokio dużo mówiło się o tym, że koronawirus przeszkodzi w ich spokojnym rozegraniu. Zmartwienia miały swoje uzasadnienie, ponieważ nikt nie wiedział, jak to ostatecznie będzie wyglądało, szczególnie kiedy zaczęły się pierwsze pozytywne testy u zawodników. W Polsce problem z tym miała chociażby taekwondzistka Aleksandra Kowalczuk, która doleciała do Tokio w ostatniej chwili. Okazało się jednak, że po rozpoczęciu igrzysk problem został opanowany. Japończycy swoimi obostrzeniami utrzymali imprezę w ryzach, a święto sportu stało się świętem sportu – bardzo dla nas zresztą szczęśliwym.
Trudno stwierdzić, co musiałoby się zdarzyć w Pekinie po takim początku, żebyśmy te igrzyska uznali szczęśliwymi. Nasza najbardziej realna szansa medalowa, Natalia Maliszewska, nie wystartowała w swojej koronnej konkurencji, czyli biegu na 500 metrów. Jednak nie o sam brak startu tu chodzi – w końcu Chińczycy, ze względu na porę roku, mogą mieć utrudnione zadanie – a o sposób, w jaki potraktowali ją organizatorzy. Zaczęło się od pozytywnego testu już na miejscu, w Chinach - potem oczywiście izolacja i ewentualny powrót dopiero po dwóch negatywnych testach. Jeden negatywny test, który dał nadzieję i potem kolejne „pozytywy”, które miały ją zabrać. Nagle, w noc przed startem, Polka została zwolniona z izolacji i mogła pojechać do wioski olimpijskiej. Spędziła tam noc, pojechała na halę i gdy zaczynała przygotowywać się do startu dostała informację, że ma zakaz startu, bo wyszedł kolejny pozytywny wynik testu na koronawirusa.
Przy całej sytuacji jest zdecydowanie zbyt wiele pytań. Polski sztab mówi wprost – Chińczycy niczego nie komunikują. Do tej pory nie wiadomo, czemu cała grupa Polaków, na czele z Maliszewską, w ogóle opuściła izolację, skoro wyniki testów były pozytywne. A jak już wypuścili, to czemu wciąż uzależniali start od kolejnych testów. Czemu Natalia została wpuszczona na halę, kiedy jej start wciąż był niepewny, również nie wiadomo. Jeśli mówimy o tym, że wszystko to jest robione ze względu na bezpieczeństwo, to standardów bezpieczeństwa raczej tu Chińczycy nie przestrzegali. A tym wszystkim namieszali w głowie Natalii jeszcze bardziej, niż gdyby cały ten czas spędziła w izolacji.
Igrzyska zaczęły się dla nas beznadziejnie. Jednak nie tylko dla nas, swoje szanse na medale stracili również inni faworyci – chociażby Marita Kramer w skokach narciarskich. W kombinacji norweskiej mężczyzn 4 z 6 najwyżej sklasyfikowanych w Pucharze Świata zawodników jest obecnie w izolacji. Dwóch norweskich skoczków narciarskich nie wystartuje na skoczni normalnej. Plotka głosi, że Chińczycy mają zamiar nieco poluzować obostrzenia (na wzór europejskich), żeby nie dziesiątkować olimpijczyków bez większego powodu, jednak na razie to nie za bardzo są w stanie w czytelny sposób stosować jakichkolwiek. Prosta komunikacja wiele by zmieniła.
I tylko sportowców szkoda, nam oczywiście w szczególności Natalii, która być może jeszcze wystartuje tutaj na innych dystansach, ale to „pięćsetka” była jej ulubioną i wymarzoną szansą. A dla nas, jako kibiców całej reprezentacji – jedyną tak realną. Bez naszego „Kurczaka”, jak nazywają ją koleżanki z kadry, szanse na brak jakiegokolwiek medalu w Pekinie bardzo mocno wzrasta. Chcielibyśmy wierzyć, że Natalia na pełnej sportowej złości postara się odebrać co jej w biegu na 1000 metrów, w którym w ostatnim czasie robi postępy, a potem z rozpędu pojedzie kolejne czterolecie, by odegrać się na 500 na igrzyskach we Włoszech, ale na ten moment to są tylko bezpodstawne nadzieje, bo w głowie Natalii muszą się dziać rzeczy, których nigdy sobie nie będziemy w stanie wyobrazić. Wystarczy spojrzeć, jak cała sytuacja rozbiła jej koleżanki z kadry, to co dopiero ją samą. Trudno wytrzymać taki rollercoaster emocjonalny i jeszcze myśleć o kolejnych startach – a jakimś cudem trzeba to zrobić. Siły, Natalia – bo co innego pozostało…