Ze szpitalnego łóżka na igrzyska olimpijskie. O sile walki krotoszyńskiego „Zwierza”

Zobacz również:Trzecia polska próba wygrania Ligi Mistrzów. ZAKSA ma szansę większą niż kiedykolwiek
Siatkówka. Polska - Łukasz Kaczmarek
Fot. Paweł Piotrowski / 400mm.pl

Jest jednym z dwunastu szczęśliwców, którzy za niecały miesiąc powalczą dla Polski o pierwszy od 45 lat medal olimpijski w siatkówce. W minionym sezonie stanowił o sile ataku ZAKSY Kędzierzyn-Koźle, triumfatora Ligi Mistrzów. Przed Łukaszem Kaczmarkiem stoi szansa na osiągnięcie wielkiego sukcesu. Nieco ponad półtora roku temu, leżąc na szpitalnym łóżku, prawdopodobnie nie spodziewał się takiego obrotu spraw.

Kaczmarek wygrał rywalizację o drugie miejsce dla atakującego z Maciejem Muzajem. Vital Heynen powołał obu zawodników na odbywającą się we włoskiej „bańce” Ligę Narodów. To tam miało wyjaśnić się, który z siatkarzy pojedzie do Tokio jako zmiennik Bartosza Kurka. Od początku zgrupowania minimalną przewagę miał Kaczmarek. Na jego korzyść dział świetny sezon klubowy oraz fakt, że wraz z nim w kadrze znalazło się także czterech zespołowych kolegów – Kamil Semeniuk, Paweł Zatorski, Aleksander Śliwka i Jakub Kochanowski.

Choć Muzaj również mocno się starał, to w oczach Belga większym zaufaniem cieszył się atakujący Kędzierzynian. Dobrze spisał się w starciach z Australią czy Bułgarią. Już przed fazą finałową turnieju Heynen ogłosił olimpijski skład, na którym znalazło się jego nazwisko. – Od dziecka marzyłem o wyjeździe na igrzyska, dla każdego sportowca to spełnienie marzeń – mówił po przylocie do kraju.

SZLACHETNE ZDROWIE

Dla Kaczmarka ostatnie lata są wynagrodzeniem za ciężką pracę i walkę – nie tylko z przeciwnikami, ale i ze zdrowiem. Cofnijmy się do listopada 2019 roku. Pochodzący z Krotoszyna zawodnik prezentuje równy poziom w zespole ówczesnego mistrza Polski. Dopada go grypa, dla zdrowego człowieka nie jest to ciężka choroba. Po leczeniu antybiotykami wydaje się, że sytuacja wraca do normy, a „Zwierzu”, jak jest określany, szybko dołączy do gry na pełnych obrotach.

Problemy jednak nie giną, a wręcz przeciwnie, przybierają na sile. Pewnego poranka kłucie w klatce piersiowej wybudza Kaczmarka ze snu. Zaniepokojony szybko zdaje sobie sprawę, że dzieje się z nim coś niecodziennego. Nie dzwoni jednak na pogotowie. Po kilku godzinach, wysłany przez klubowego lekarza, udaje się na kontrolne badania. Tam zdiagnozowano zapalenie mięśnia sercowego. Przypadłość może przybierać różne nasilenie w zależności od człowieka. Kaczmarkowi groziła w najlepszym przypadku dwu- lub trzymiesięczna absencja, a w najgorszym całkowite pożegnanie z zawodowym sportem.

Szczęśliwie dla reprezentanta Polski ziścił się pozytywny scenariusz. Atakującego czekał tygodniowy pobyt w szpitalu i dwumiesięczna przerwa od treningów. W jej czasie wielokrotnie poddawany był kolejnym badaniom i próbom wysiłkowym.

– Bardzo się wystraszyłem. Nie chciałem, by to był koniec mojej przygody z siatkówką. Mogę tylko dziękować Bogu, że jestem zdrowy – mówił Kaczmarek rok temu TVP Sport.

Pomocną dłoń podawano mu z wielu stron. Przez cały czas trwania rekonwalescencji klub utrzymywał w tajemnicy dokładne szczegóły absencji. ZAKSA informowała jedynie o problemach zdrowotnych, które na jakiś czas wyłączają Kaczmarka z cyklu treningowego i meczowego. Ponadto drużyna z województwa opolskiego przedłużyła z nim kontrakt, dając wyraźny sygnał wsparcia. Pomoc zaoferował także Heynen, którego żona przez lata pracowała na oddziale kardiologii.

NIESZCZĘSCIA CHODZĄ PARAMI

Po ośmiu tygodniach absencji, Kaczmarek mógł wreszcie wrócić do pełnego treningu. Na początku lutego wraz zespołem przygotowywał się do meczu przeciwko Asseco Resovii. Zrządzenie losu spowodowało, że poślizgnął się na jednej z naklejek znajdującej się na parkiecie. Diagnoza? Uraz stopy i brak gry do końca sezonu. To jeszcze mocniej dobiło atakującego. Wizja oddalających się występów w Lidze Mistrzów zdołowała Kaczmarka. Miesiąc później w przerwę zapadł cały siatkarski świat. Pandemia koronawirusa storpedowała rozgrywki sportowe.

W trakcie lockdownu zawodnik dochodził do zdrowia. Gdy zezwolono na zawodowy sport, Heynen powołał kadrę na letnie zgrupowanie. Sytuacja na świecie spowodowała, że przełożono igrzyska i anulowano Ligę Narodów 2020. Pozostały tylko sparingi. Kaczmarka zabrakło na tamtym obozie. Belg podkreślał wówczas, że powołani siatkarze stanowią grupę, z której będzie selekcjonował potencjalny skład na odbywający się w następnym roku turniej w Japonii. To mogło dodatkowo uciąć marzenia o występie w Tokio.

– Z psychologiem nie rozmawiałem. Jak na razie wszystko, co złe, jest za mną. Teraz mam tylko i wyłącznie głód, by wrócić do treningów na siłowni czy siatkarskich. Jeśli chodzi o wsparcie, to rodzina bardzo mnie wspierała. Są ze mną zawsze. W złych i dobrych momentach. Tak samo kibice. Byłem w niesamowitym szoku, ile osób się do mnie odezwało. Było mi naprawdę niesamowicie miło – opowiadał w maju 2020 roku Aleksandrze Rajewskiej.

Głównym celem stał się powrót do świetnej formy w klubie. ZAKSA zakończyła skrócony sezon na pierwszym miejscu. Wzmocniona, liczyła na równie dobrą grę w następnym sezonie.

Z PIASKU NA HALĘ

Kaczmarek od zawsze uchodził za uzdolnionego zawodnika. Prawdopodobnie nie mielibyśmy szansy podziwiać go w akcji na parkietach, gdyby w siatkówce plażowej można było liczyć na lepsze pieniądze. Zawodnik ZAKSY wraz z Sebastianem Kaczmarkiem (zbieżność nazwisk przypadkowa) odnosił na piasku duże sukcesy. Dziesięć lat temu zostali mistrzami Europy do lat 18. Rok później dołożyli wicemistrzostwo świata U-19. Na koniec dołożyli złoto na Euro U-20. Przeszkodą okazały się wspomniane finanse. Oferowane stypendium ledwo starczałoby na opłacenie mieszkanie, nie mówiąc o innych potrzebach.

– Siatkówka plażowa i halowa były wtedy odrębnymi dyscyplinami. Na plaży można było coś zarobić tylko dzięki wygrywanym turniejom, a na hali szło się do klubu i dostawało kontrakt. Musiałem coś ze sobą zrobić. Zdecydowałem się na halę i choć na początku musiałem się szybko wielu rzeczy nauczyć, z perspektywy czasu wyszło to wszystko nie najgorzej – mówił Kaczmarek „Faktowi".

„Zwierzu” w ekspresowym tempie piął się po szczeblach siatkówki halowej. W 2013 roku został zawodnikiem występującej na trzecim szczeblu rozgrywek Victorii Wałbrzych. Dwa lata później grał już w PlusLidze, reprezentując barwy Cuprum Lubin. To tam z przyjmującego stał się atakującym, który dobrze dał się poznać siatkarskiemu światu, między innymi zdobywając 37 punktów w meczu przeciwko Stoczni Szczecin. Po trzech sezonach skutecznego gracza przejęła ZAKSA, jeden z hegemonów polskiego volleya ostatnich lat.

CZAS NA TOKIO

Ostatni rok ułożył się praktycznie idealnie po myśli bohatera tekstu. Notując ponad 50-procentową skuteczność w ataku, wyraźnie pomógł klubowi w zdominowaniu fazy zasadniczej PlusLigi oraz wygraniu Pucharu Polski. Do tego doszła rywalizacja w Lidze Mistrzów, w której ZAKSA również szła jak burza. To Kaczmarek był tym, który przypieczętował triumf w finale. Serwując asa zdobył ostatni punkt w meczu z Trentino, wprowadzając kibiców siatkówki w ekstazę. Do pełni szczęścia zabrakło triumfu w ligowych rozgrywkach. Kędzierzynianie musieli uznać wyższość Jastrzębskiego Węgla, drugiej drużyny przed początkiem play-offów.

Przed reprezentantem Polski wymarzony czas igrzysk. Kaczmarek jest częścią elitarnej dwunastki, grupy, do której w ostatnich sezonach aspirowało wielu siatkarzy. Kilkanaście miesięcy temu wizja występu w Tokio wydawała się odrealniona. Teraz Polska będzie trzymać kciuki za Biało-Czerwonych ze „Zwierzem” w składzie.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Podróżuje między F1, koszykarską Euroligą, a siatkówką w wielu wydaniach. Na newonce.sport często serwuje wywiady, gdzie bardziej niż sukcesy i trofea liczy się sam człowiek. Miłośnik ciekawych sportowych historii.