„Żeby zostać nowym królem lwem, najpierw musisz zabić starego”. Nikt nie ceni Ibry tak jak Zlatan (RECENZJA)

Zobacz również:Osobowość, pewność siebie, technika. Sebastian Walukiewicz i rok na wielki skok
zlatan ibrahimovic.jpg
fot. Giampiero Sposito/Getty Images

Wszyscy znamy te historie – jako nastolatek Zlatan Ibrahimović kradł rowery, a na boisku ośmieszał rywali. W obu przypadkach szukał ujścia dla swojego wybuchowego temperamentu i zarazem adrenaliny, która przez kolejne lata miała go napędzać do działania. I taki właśnie tytuł nosi jego kolejna biografia – „Adrenalina”. Dziś ten facet z czwórką z przodu jest zupełnie innym człowiekiem, próbuje się rozliczyć z przeszłością, ale jedno nie zmienia się od gier ulicznych w Malmoe. Zlatan wciąż jest dużym dzieciakiem, z przepotężnym ego i najbardziej lubi opowiadać o sobie.

Bijąca rekordy popularności, także w Polsce, książka „Ja, Ibra”, była powiewem świeżości na rynku futbolowych historii. Oto zamiast mdłych opowiastek, przepełnionych PR-owym bełkotem, dostaliśmy człowieka z krwi i kości. Zakochanego w sobie z wielką wzajemnością, budującego wszechświat ze sobą w jego centrum, ale przynajmniej takiego, który nikogo nie udawał. Zlatan był Zlatanem, a jeśli ktoś lubi zarozumiałego Szweda, potrafił mu wybaczyć każde literackie przestępstwo w autobiografii. Natomiast w przypadku niechęci do Ibry, po przeczytaniu tamtej autobiografii brak sympatii mógł się znacznie pogłębić.

Na pewno wspomniana książka znakomicie pozwoliła nam zrozumieć, dlaczego Ibrahimović jest taki a nie inny. Podróż ramię w ramię, najpierw z chłopcem z rodziny imigranckiej, potem dojrzewającym piłkarskim talentem, wreszcie ukształtowanym, świadomym, zawodowym atletą, dała nam wejściówkę do bardzo ciekawego świata.

Ibrahimovic-1199726430.jpg

JAK MICHAEL JORDAN

„Adrenalina” podaje treść w podobnym rytmie. Podtytuł „MOJE NIEZNANE HISTORIE” ma w oczywisty sposób sugerować odbiorcy, że to zupełnie inna lektura, choć nie sposób było paru wątków nie powtórzyć. Znów zatem Zlatan wojuje z całym światem, kłóci się z Mino Raiolą i jednocześnie ma do niego bezgraniczne zaufanie, blisko trzyma tylko rodzinę, a sportowych wrogów kreuje z dziecinną łatwością, by – niczym Michael Jordan w „The Last Dance” – znajdować paliwo do działania. Jeśli przyznaje się do słabości, to bez wątpienia tą największą jest strach przed zejściem ze sceny.

ibrahimović adrenalina.jpg

Ibra opisuje swoje relacje z przeciwnikami, trenerami, prezesami, kibicami, sędziami i ogólnie z samą piłką, którą wciąż stawia w swoim życiu najwyżej. Być może tylko miłość do synów i do kulistego przedmiotu, który dał mu tak wielką sławę, są w stanie równać się miłością do siebie samego.

Czyta się to niesamowicie lekko, bo w końcu kto jak kto, ale Ibrahimović potrafi ze swadą opowiadać o karierze, a zabiera nas do zakamarków naprawdę wielkiego świata – szatni Manchesteru United czy loży VIP na San Siro. Dużym plusem autobiograficznej spowiedzi są więc smaczki, anegdotki, pojedyncze, nawet wyrwane z szerszego kontekstu wątki. Po skończonej lekturze zadowolonych – wśród tych, którzy zostali w niej opisani – będzie zdecydowanie mniej niż niezadowolonych. Ale warto uszanować to, że jeśli Ibra chce komuś przywalić, nie pisze zdania w stylu: „wolałbym tego zdarzenia nie komentować”.

Od czasu napisania „Ja, Ibra” jedno w jego życiu na pewno się nie zmieniło – szanuje ludzi obdarzonych charyzmą, z politowaniem traktuje tych, którzy jej nie mają. W świecie Zlatana postaci takie jak Leo Beenhakker, Silvio Berlusconi, czy Jose Mourinho, zawsze będą na piedestale, tak jak zawsze będzie wspominał z żalem okres w Barcelonie i wbijał szpilki Pepowi Guardioli.

Inter - Milan
Claudio Villa - Inter/Inter via Getty Images

Wciąż ma mentalność dzieciaka. Z jednej strony kreuje się na macho, który ma wszystko gdzieś, z drugiej zaś jedna historia z prasą w Szwecji zmieniła całkowicie jego stosunek do mediów – gdy w początkach jego kariery dziennik „Aftonbladet”, korzystając z jego wypowiedzi o tym, że jest kawalerem, zamieścił humorystyczne ogłoszenie poszukującego partnerki piłkarza. Wow, faktycznie wielka sprawa! Odnieść można wrażenie, że to najbardziej przewrażliwiony na swoim punkcie piłkarz na świecie.

NAJLEPSZY PIŁKARZ ŚWIATA

Idealnie obrazuje to scena z ośrodka treningowego Manchesteru United, gdzie ochroniarz po miesiącu otwierania mu szlabanu po raz kolejny pyta o tożsamość. „Jestem najlepszym piłkarzem na świecie, jeśli wciąż mnie nie rozpoznajesz, minąłeś się z powołaniem” – rzuca w jego kierunku Zlatan. No nie, chyba jednak nie jesteś najlepszym piłkarzem na świecie, ale ok.

Dużo jest tych fochów, rzucanych głównie – nawet niby mimochodem – pod adresem swoich byłych pracodawców. Wszędzie, zawsze, coś było nie tak, coś nie pasowało, ktoś go nie zrozumiał. Guardiola chciał wsadzić w ramy, a tak nie można, bo przecież tak się nie postępuje ze Zlatanem. W Ameryce nie znają się na piłce. We Francji nie docenili go odpowiednio. Galliani go oszukał, a Allegri ze strachu nie chciał spróbować poważnych wyzwań. W Manchesterze kazali płacić za soki w hotelu, a wcześniej nie potrafili zrozumieć, jak mógł napisać na Instagramie, że zagra na Old Trafford, kładąc akcję marketingową klubu, warta parę baniek funtów. Anglicy zresztą nigdy go nie szanowali, dlatego taką radość sprawiło mu skarcenie ich w meczu z fantastyczną przewrotką.

Z tego spotkania wspomina – to akurat zabawny wątek – jak przechodził po pamiętnym golu obok Danny’ego Welbecka i rzucił w kierunku reprezentanta Anglii: „Ciesz się, bo już nigdy więcej nie zobaczysz czegoś takiego”.

Zlatan Ibrahimović
Fot. Alex Livesey/Getty Images

Ogólnie gdziekolwiek Ibra się pojawiał, chciał nauczać, trzymał sprawy na swoich barkach, ale wiadomo – prędzej czy później zadzwoni Mino. I będą szukać adrenaliny. Nie zawsze w transferach, niekiedy w pojedynczych rywalizacjach. Jak tej z Romelu Lukaku. „Żeby zostać nowym królem lwem, najpierw musisz zabić starego” – ocenił Szwed. Cóż, nikt nie ceni Ibry tak jak Zlatan.

Jestem najlepszym piłkarzem na świecie, jeśli wciąż mnie nie rozpoznajesz, minąłeś się z powołaniem

Futbol bez Ibrahimovicia byłby jednak cholernie nudny. Nawet jeśli uważa się z pępek świata, jeśli w następnym zdaniu zaprzeczy temu, które właśnie wypowiedział, na przykład twierdząc, że jest oszczędny i nie będzie płacił 10 euro za coś co jest warte 7, a potem opowiada jak kupił auto za 650 tysięcy, to i tak go lubię. Myślę, że jego życie to ciągła próba zasypania deficytów z młodości. Patrzenia na tyrającą całą dobę mamę, ojca-alkoholika, doświadczania biedy, w której masz jedno ubranie i chodzisz do szkoły w getrach piłkarskich, by stawać się pośmiewiskiem w klasie.

BARDZO WAŻNA OSOBA

Zlatana trzeba szanować, bo w takim wieku wciąż utrzymuje się na szczycie i na pewno nie kłamie, gdy mówi, że futbolu nie zastąpią mu wizyty w studio czy fotel w dyrektorskim gabinecie. Jego historia jest naprawdę inspirująca, a jeśli jej skutkiem ubocznym są mądrości w stylu: „Ani Einstein, ani ja w szkole nie byliśmy geniuszami”, to ich szkodliwość jest niewielka.

Lektura was nie zawiedzie, głównie ze względu na anegdotki. Jest ich naprawdę sporo i zakończę moją ulubioną. Ibra oddaje w niej charakter i naturę Silvio Berlusconiego.

Pamiętam moją prezentację na San Siro przed meczem Milan – Lecce w 2010 roku. Wychodzę na boisko, witam się z kibicami w nowej koszulce, a potem siadam na trybunie, żeby obejrzeć spotkanie. Berlusconi prosi, żebym zajął miejsce obok niego i Adriano Gallianiego. Oglądamy pierwszą połowę, a później, na początku drugiej, prezes mówi: „Ibra, czy mógłbyś się przesiąść? Za chwilę przyjdzie bardzo ważna osoba”.

„Oczywiście, żaden problem”.

Przesiadam się, przesuwa się także Galliani. Spodziewam się jakiegoś polityka albo przedstawiciela wielkiego klubu. Mija dziesięć minut, ale nikt się nie zjawia. Fotel pozostaje pusty.

Po kwadransie wszyscy wstają, nadchodzi przepiękna kobieta na niebotycznie wysokich obcasach. Siada. Berlusconi nachyla się w moją stronę i puszcza do mnie oko. „Bardzo ważna osoba”.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.