Problem ze Złotą Piłką w tym roku jest taki, że nie ma gracza, który łączyłby świetne statystyki z ogromnym sukcesem drużynowym. Każdy miesiąc kreował innego bohatera, by na końcu zamknąć nas w gronie 5-7 nazwisk. Ostatnio piękny moment przeżywa Karim Benzema - problem w tym, że za tydzień stanie przed sądem, co znacząco może zepsuć klimat wokół jego nazwiska.
W tej chwili jest piłkarzem monstrualnym. Nigdy nie emanowała od niego tak duża wolność, choć paradoksalnie znowu ma prawo czuć się osaczonym. Sprawa pomocy w szantażu Matthieu Valbueny będzie miała swój finał dopiero 20 października w Wersalu. Benzemie grozi pięć lat więzienia i grzywna w wysokości 75 tysięcy euro. Przez sześć lat nikt nie udowodnił mu winy, a i tak został pozbawiony gry w reprezentacji Francji. Dzisiaj, gdy znowu jest kluczowym piłkarzem kadry, drugi raz zbierają się nad nim czarne chmury.
Dzieje się to wszystko w miesiącu, który ma ogromne znaczenie w plebiscycie Złotej Piłki. Ludzie z „France Football” mówią, że liczą się mecze od listopada 2020 do listopada 2021, ale nikt nie ma wątpliwości, że w każdym głosowaniu świeższe wydarzenia zawsze wypierają starsze i że siłą rzeczy najważniejsza jest druga połówka roku. Majowy N’Golo Kante, wymiatający w Lidze Mistrzów to już prehistoria. Jorginho z tytułami w klubie i reprezentacji też lekko przebrzmiał. Benzema tymczasem, rozgrywając dwa kapitalne mecze w Lidze Narodów, wyskoczył jak diabeł z pudełka. Sezon w La Liga też ma wspaniały. Jeszcze nigdy nie był tak blisko statuetki dla najlepszego piłkarza świata.
Zinedine Zidane powiedział niedawno, ze dla niego Karim nie jest typową dziewiątką, nie jest też dziesiątką, ani nawet graczem o charakterystyce 9,5. Jest połączeniem wszystkich tych profili i graczem kompletnym. Patrząc na jego grę często można odnieść wrażenie, że świat nie zawsze doceniał go w takim stopniu na jaki zasługuje. Aż dziwne, że nigdy nie znalazł się nawet w pierwszej piątce Złotej Piłki. Nigdy nie stawiał siebie ponad klubem. Nie mącił w korytarzach. Wielokrotnie sam dźwigał drużynę na plecach, a trofeów w karierze w sumie uzbierał 27. Żaden Francuz nie ma do niego podjazdu.
Jest jednym z tych, których nie peszą reflektory wielkich meczów. Pod tym względem brak kluczowych trofeów w tym sezonie nie powinien przekreślać jego szans w walce o Złotą Piłkę. Jako jeden z niewielu Francuzów na Euro uchował się od krytyki, strzelając cztery gole, czasem w imponujący sposób panując nad piłką, czego przykładem mecz ze Szwajcarią. Oglądanie Benzemy w grze to inna forma doznań. Jeśli dziennikarze dokonujący wyborów w plebiscycie „Złotej Piłki” faktycznie dostali wytyczne, by nie sugerować się tylko trofeami, to 29 listopada może być ciekawie.
Głosowanie trwa do końca października. Real Madryt zaraz po Lidze Narodów od razu ruszył z kampanią, pisząc tweety z serii „Ballon d’Or”. Francuzi też mocno lobbują, bo zawsze chcą się czuć ważni, a ostatnio jakoś nie było ku temu powodów. Nawet Leo Messi w rozmowie z „France Football” wymienił Benzemę wśród faworytów, wcześniej sugerując nazwiska Kyliana Mbappe i Roberta Lewandowskiego.
Ten pierwszy złapał ostatnio formę, ale w kontekście całego roku wymieniany jest raczej kurtuazyjnie. Robert z kolei naprawdę ma mocne argumenty: 60 goli w 53 meczach, Złoty But, Bundesliga, rekord Gerda Muellera, Klubowe mistrzostwa Świata i Superpuchar Niemiec. Nawet cudowny Benzema przy takiej wyliczance zaczyna trochę blednąć.
Gdybym miał dziś obstawiać zwycięzcę Złotej Piłki, postawiłbym na Leo Messiego. Temperatura wokół goli Benzemy w Lidze Narodów za chwilę spadnie, a zacznie się medialna szopka z sądu. To nigdy nie tworzy dobrej otoczki wokół piłkarza. Messi ma liczby (44 gole w 2021 roku), wygrał Copa America, a świat ciągle trzyma w głowie obrazki fantastycznego gola przeciwko Manchesterowi City. Nikt nie roztacza tak wielkiej marketingowej aury jak Argentyńczyk.
Robert Lewandowski nie będzie miał łatwo. Nie wierzę, że ktoś wynagrodzi mu brak pewnej statuetki z 2020 roku. Na pewno przydałby mu się w październiku jakiś wielki mecz, by tuż przed rozdaniem głosów podsycić ogień wokół swojej osoby. Spotkanie z Benficą w Lidze Mistrzów nie brzmi jednak jako coś, co mogłoby rozpalić głowy milionów.