Bliscy współpracownicy DMX-a mówili, że nigdy nie było wiadomo, z którą wersją jego osobowości będą mieli do czynienia. Czy spotkają się z talentem, który nagra kolejny hit, czy zderzą się z człowiekiem, nękanym przez demony nie do pokonania?
Kariera artysty obfitowała w kontrowersyjne momenty, a zapaść zdrowia i tragiczna śmierć to wynik destrukcyjnych ciągot do używek. Ale w obecnej sytuacji warto skupić się na muzycznym dziedzictwie DMX-a, zdecydowanie jednego z bardziej charakterystycznych głosów w historii hip-hopu; pochylić się nad etapem złotych czasów Ruff Ryders, wytwórni i kolektywu muzycznego, który ze skromnych początków na ulicach Nowego Jorku wzniósł się na szczyt rapowej góry, by niedługo później spaść z hukiem. Bez dwóch zdań to najbardziej udany etap kariery DMX-a.
Końcówka lat dziewięćdziesiątych była dla hip-hopu burzliwą epoką. Po śmierci Biggiego i Paca wiele się zmieniło - wakat na tronie Wschodniego Wybrzeża wzbudzał napięcia, a komercyjny sukces g-funku i błyszczącego stylu Bad Boy pokazał, że rap może podbijać nie tylko ulice. Nie wszystkim jednak podobał się ten kierunek, coraz odleglejszy od surowego charakteru, który nadał gatunkowi pierwotny bieg. Zaułki Nowego Jorku coraz częściej wybrzmiewały krytyką Puffy’ego, głównego propagatora blichtru na Wschodzie. Z tego niezadowolenia zrodziło się m.in. Ruff Ryders, managerska stajnia, a później wytwórnia założona przez rodzeństwo Deanów: Joaquina Waah, Darina Dee oraz ich siostrę, Chivon. Marzyło im się imperium, ale podszyte konkretnym klimatem metropolii. Dlatego o akcesie do Ruff Ryders decydowały bitwy na rymy. Nawet, jeśli ktoś już miał doświadczenie w branży. The LOX z Jadakissem na czele przez moment związani (o ironio!) z Bad Boy; DMX, szukający nowego startu po nieudanej przygodzie z Columbia Records i Eve, utalentowana raperka wypchnięta przez Eminema spod skrzydeł Dre. Ci ludzie - tworzący później artystyczny trzon Ruff Ryders - musieli udowodnić rodzeństwu Dean, że mają w sobie siłę do budowy supermocarstwa. W Powerhouse Studios na obrzeżach Yonkers zgromadzili się także producenci: Dame Grease, PK i - stawiający pierwsze kroki w branży - kuzyn Deanów, Swizz Beatz.
Konkurencja w ekipie była mocna, ale to DMX wyróżniał się iskrzącą charyzmą. Jego Get At Me Dog miało odpowiednie wsparcie promocyjne, dzięki kontraktowi z Def Jamem, ale i kapitalnie ciężki, uliczny vibe, i w ten sposób Ruff Ryders dorobili się pierwszego wielkiego przeboju - numer dotarł do 39. miejsca na liście Billboard Hot 100. Na debiutanckim krążku DMX-a, It's Dark and Hell Is Hot, było więcej podobnych strzałów. Tydzień przed premierą albumu, 5 maja 1998 roku, światło dzienne ujrzał kolejny singiel - Ruff Ryders' Anthem na beacie Swizz Beatza. To było przypieczętowanie stylu. Teledysk przyniósł przy tym wizualny atrybut, który będzie na długo kojarzony z kolektywem - motocykle. Kawałek nie zrobił może takiej furory, jak Get At Me Dog, ale jest uznawany za jeden z highlightów DMX-a. Całe It's Dark and Hell Is Hot wciąż broni się wyśmienicie jako fantastyczna realizacja spójnej wizji, zrodzonej w Powerhouse Studios pod czujnym okiem rodzeństwa Deanów i utalentowanych producentów. DMX otrzaskał się w niejednej bitwie na rymy. W tym - w słynnym pojedynku z Jayem-Z na stole bilardowym. Tę bitewną agresję i ambicję przekuł w bardzo mocny debiut fonograficzny. Sukces It's Dark and Hell Is Hot wraz z potencjałem talentów ze stajni Ruff Ryders wróżył całemu movementowi świetlaną przyszłość.
Widząc ogromny sukces DMX-a, Ruff Ryders i Def Jam kuli żelazo póki gorące. Siedem miesięcy po It's Dark and Hell Is Hot ukazał się drugi album - Flesh of My Flesh, Blood of My Blood. Płyta zadebiutowała na jedynce Billboardu i została tam na kolejne trzy tygodnie. Kluczem do sukcesu DMX-a była energia i emocjonalność. Mało kto potrafił opowiadać o bólu i trudach życia w tak surowy sposób, ale kiedy trzeba - rozkręcić energetyczną imprezę. Zanim nadeszłą masowa popularność - raper zajmował się rabunkami i pospolitą chuliganką, wiele razy otarł się o śmierć. Niestety sława nie przyniosła mu spokoju, a wręcz pogłębiła pewne problemy. Chimeryczna osobowość nie była kompatybilna z miłością tłumu. Jak ujął to Waah Dean: DMX poprosił o cukierka, a dostał całą fabrykę słodyczy. Presja ciążyła, artysta nie pojawiał się na koncertach, odstawiał w hotelach narkotykowe maratony, które kończyły się fatalnie. W trakcie jednego z nich postrzelił się w stopę. Tymczasem machina Ruff Ryders pędziła dalej. Pod koniec kwietnia 1999 roku wytwórnia Ruff Ryders Entertainment wypuściła kompilację Ryde or Die vol. 1. DMX, THE LOX, Eve i cała plejada gości (w tym Jay-Z) rządzili tam na beatach Swizz Beatza. Dwójka pozostałych producentów Powerhouse Studios usunęła się w cień, co było konsekwencją faworyzowania kuzyna Deanów. Pod koniec tego samego roku pojawił się trzeci album DMX-a, ... And Then There Was X ze szlagierem Party Up (Up in Here). Obsypywany nagrodami i poddawany coraz większemu ciśnieniu - X zapadał się w sobie. W narkotykowych wybrykach i konfliktach z prawem. Z kolei szefostwo Ruff Ryders zdawało się nie słyszeć tykania zegara upadku.
W 2004 roku nowojorski kolektyw wciąż cieszył się dużym szacunkiem, ale żeby utrzymać pozycję, potrzebował kogoś świeżego. Padło na Jina, pierwszego rapera pochodzenia azjatyckiego w hip-hopowym mainstreamie. W tamtym okresie Ruff Ryders poszli jednak w kierunku absurdalnego merchu, salonów motocyklowych i nieprzemyślanego marketingu. Po konfliktach z różnymi majorsami - w końcu zawarto umowę dystrybucyjną z Virgin Records. Wydawniczy gigant miał wiele do powiedzenia w kwestii decyzji artystycznych, co opóźniło debiut Jina. Wydany 19 października 2004 roku The Rest Is History nie był powiewem świeżego powietrza, jakiego potrzebowali Ruff Ryders, ale początkiem końca. Niesieni komercyjnym sukcesem wydanego rok wcześniej Grand Champ - piątego albumu DMX-a z przebojem Where the Hood At? - podjęli szereg złych decyzji. W tym tę o promowaniu The Rest Is History… ciasteczkami z wróżbą.
Grand Champ nie zebrało dobrych recenzji, a sam DMX nie był zbyt zadowolony z dynamiki swojej kariery, znaczonej kolejnymi skandalami pozascenicznymi. Tymczasem rynek muzyczny dostał ogromny cios od internetowego piractwa, a kiedy na czele Def Jamu stanął Jay-Z, relacja między legendarną wytwórnią, a Ruff Ryders posypała się zupełnie. Kolejny krążek DMX-a, Year of the Dog... Again z 2006 roku zebrał jeszcze gorsze noty od poprzednika i jeszcze gorzej się sprzedał. To był ostateczny koniec złotej ery Ruff Ryders.
Niecała dekada triumfu DMX-a i Ruff Ryders odcisnęła się mocno na historii rapu. Po etapie złagodzenia brzmienia - nadeszła fala agresji; atmosfera metropolii, nękanych przestępczością. DMX był w tym wszystkim postacią złożoną, zmagającą się z demonami, które nie pozostały bez wpływu na jego karierę i życie osobiste. Wracając do nagrań z jego najlepszych lat trudno nie zwrócić uwagi na talent, charyzmę, ale i głęboki mrok; ten mrok, który doprowadził do dramatycznego finału.