Znaleźliśmy dwie dość absurdalne recenzje "Skandalu" i debiutu Kalibra 44. Tak pisało się w latach 90.!

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
molesta.jpg

Sprawdźcie, jak bardzo ówcześni recenzenci nie poznali się na wydawnictwach, które zbudowały polski rap.

W latach 90., kiedy internet nie był jeszcze w Polsce popularny, muzycznym oknem na świat były audycje telewizyjne (30 Ton! czy Clipol na TVP2 lub specjalne kanały tematyczne Atomic TV oraz Tylko Muzyka), programy radiowe lub gazety. Skupiamy się na tych ostatnich, bo przy porządkowaniu szafy wpadły nam w ręce sterty archiwalnych numerów Brumu i Machiny. Ten pierwszy tytuł, dowodzony przez Kubę Wojewódzkiego, był skoncentrowany przede wszystkim na muzyce gitarowej, ale czasem redaktorom zdarzały się wycieczki w stronę innych gatunków (i o tym za chwilę). Machina była już dużo bardziej eklektyczna - muzyka, kino, książki, internet (tak, w latach 90. w pismach lifestyle'owych naprawdę istniały działy poświęcone internetowi, które polecały najlepsze portale), słowem wszystko, na czym powinien znać się obyty czytelnik.

Z ciekawości poszukaliśmy sobie, jak wówczas oceniano ważne polskie rapowe płyty. I uważajcie. Na pierwszy rzut oka idzie legendarny debiut Kalibra 44, Księga Tajemnicza. Prolog. Autor - niejaki ARP, magazyn Brum, jesień 1996:

Moja żona powiedziała, że wokalista śpiewa jak stary kotlet schabowy, który od kilku dni śmierdzi z kapuchą na obtłuczonym talerzu. Jako że moja połowa wegetarianką jest, metaforę taką można uznać za obelgę sporego kalibru. Moja żona jednak na nowoczesnej muzyce progresywnej się nie zna, stąd nie należy zbyt dosłownie traktować jej słów. Zwłaszcza, że K44 wyszykował intrygującą ofertę. To chyba najbardziej intrygujące przedsięwzięcie raperskie w tym kraju. Żal tylko, że tekst, tak ważny w rapowej stylistyce, bywa tu zupełnie nieczytelny. Wiadomo tylko, że mózgi artystów od dawna wypełnione są Marią, znaczy marihuaną. I czuje się to do bólu. Czasami miałem wrażenie obcowania ze sztuką socrealistyczną, w której ważniejsza jest użyteczność sztuki niż sztuka sama. Generalnie jednak świat Kalibra 44 jest egzystencjalnie głębszy niż modele prezentowane przez artystów podobnej prowieniencji. Piosenki nie rzygają krwią, nie pękają od gangów, gangsterów etc. Nie znaczy to wcale, że świat skalibrowany do wymiaru 44 jest przez to weselszy. Nie, nie. Jest może bardziej wyszukany, podobnie zresztą jak muzyka, która mu towarzyszy. Ciężkie sosy, trans, kwaśne powietrze. Pętle zapętlone po wielokroć. Minimalizm, monotonia, wszystko układa się w sensowną całość. Często przychodzi do głowy myśl o chocholim tańcu. Chyba właśnie tak powinno się grać muzykę finału Wesela w inscenizacji końca XX wieku. Aż zastanawiam się, czy ci ludzie grają naprawdę, czy dla jaj? Kaliber 44 jest trochę jak kapiący kran. Niektórych niepokoi, innych wkurwia, innym nie przeszkadza, a tych najbardziej pokręconych inspiruje.

Co tam się wydarzyło? Raperskie przedsięwzięcie, nawiązanie do Wyspiańskiego, kapiącego kranu i tej nieszczęsnej żony wegetarianki. Ale z drugiej strony zetknięcie się z nieznaną wówczas muzyką rapową dla chłopa, który całe życie siedział w rocku, mogło być szokiem. Tak wielkim, że w jednym zdaniu pisze o tym, że teksty są nieczytelne, a w drugim - że i tak są egzystencjalnie głębsze niż konkurencji. Trudno, parę lat później ten sam Brum pisał o Nastukafszy (w pozytywnej co prawda recenzji), że Warszafski Deszcz to najciekawsi przedstawiciele polskiej odmiany małpiej muzyki. He, he.

i-kaliber-44-ksiega-tajemnicza-prolog-winyl.jpg

Poza tym Kaliber z okresu psychorapu był zjawiskiem mocno osobnym, nie do końca akceptowanym nawet przez samo środowisko hip-hopowe - jesteśmy na sto procent pewni, że w częściowo poświęconym hip-hopowi Ślizgu ukazała się bardzo krytyczna opinia na temat debiutu Ślązaków. Okazało się, że ten kapiący kran nie wkurwiał słuchaczy; debiut Kalibra 44 sprzedał się w ponad 100 tysiącach egzemplarzy i do dziś, mimo tego, że potwornie się zestarzał, ma swoje miejsce w historii krajowego rapu.

Lećmy dalej. Machina, wiosna 1998, recenzja Skandalu pióra niejakiego Titoosa:

Składanka Smak B.E.A.T. Records przedstawiła "warszawski styl" muzyki hip-hop. Zadebiutowała na niej m.in. grupa Molesta. Gwiazdą tego albumu, oprócz rzecz jasna samych wykonawców, raperów Włodka i Wienia oraz współpracującego z nimi Kaczy, jest producent DJ V.O.L.T. Spreparowana przez niego muzyka nie ma konkurencji na naszym małym hip-hopowym rynku. Chłopaki z Molesty rapują, używając własnego slangu, o swym codziennym, osiedlowym życiu, w którym ogromne znaczenie ma kult marihuany i Legii Warszawa. Mimo osiedlowo-dekadenckiej tematyki nie mamy do czynienia z komiksową grafomanią i właśnie dzięki tekstom Molesta jest od dawna ceniona na podziemnej hip-hopowej scenie. Znanemu już ze składanki utworowi Osiedlowe akcje nie ustępują nowe kawałki jak obłędny Armagedon, Sztuki, żywiołowe i skoczne Się żyje, senno-odlotowe Ja wolę, czy Ty wiesz, z gościnnym udziałem nie mniej utalentowanych TDF-a i Numera Raz.

Niby recenzja pozytywna, bo dostała aż 3.5/5, ale tu też odbija się lęk ówczesnych recenzentów przed głębszym przeanalizowaniem zjawiska, które jest dla nich nowe. Czuć, że ta recenzja jest stuprocentowo bezpieczna, że autor żeby nie podpaść wczutym czytelnikom, wolał asekurancko pochwalić. No i uroczy jest ten fragment o kulcie marihuany i Legii Warszawa - sami poczulibyśmy się zachęceni do zakupu. Nie bez znaczenia jest tu objętość; redaktorzy Machiny przeznaczali na praktycznie wszystkie recenzje bardzo małą liczbę znaków, to i nie było gdzie się rozpisać. Może gdyby dostał więcej miejsca - napisałby inaczej.

Nie nabijamy się, bo wiadomo - początki rapu to także początki dziennikarstwa rapowego, wszyscy dopiero brodzili w płytkiej wodzie. Co najwyżej nostalgicznie odkopujemy, bo i Kaliber, i Molesta - i oczywiście Brum oraz Machina - zapisały się w historii polskiej popkultury. Ale jak ktoś kiedyś będzie cwaniakował, że polski rap był chwalony od zawsze, podrzućcie mu choćby reckę pierwszego Kalibra z Brumu. A jeśli macie w swoich archiwach podobnie zabawne po latach recenzje, wklejcie je w komentarzach.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Różne pokolenia, ta sama zajawka. Piszemy dla was o wszystkich odcieniach popkultury. Robimy to dobrze.