Obok generycznego thrillera End Of The Road nie ma ostatnio chętniej oglądanej, netfliksowej produkcji. I co by nie mówić – generyczny to ostatni przymiotnik, jakim można opisać ten tytuł.
Liceum to towarzyski koszmar – fakt, nie opinia. Jak ma się te szesnaście czy siedemnaście lat, to poczucie akceptacji, przynależności do grupy jest szczególnie ważne. Niestety bardzo łatwo jest z tej grupy wypaść, o czym przekonała się Drea Torres, gdy do sieci trafiła jej sekstaśma. Z kolei Eleanor, lesbijka i szkolna outsiderka, padła ofiarą złych języków jej koleżanek. Co wiele mówić, obie znalazły się w dołku i mają się na kim mścić.
Brzmi jak typowa, szkolna komedia coming-of-age. Ale Zróbmy zemstę, choć zdecydowanie nieidealne, potrafi zaskoczyć. I chyba właśnie dlatego widzowie tak polubili ten film; 27 milionów godzin odtworzeń w siedem dni to potężny wynik. Czym wyróżnia się na tle konkurencji?
Pani Zemsta
Kino revenge ma swoje piękne tradycje; dość wspomnieć przywołaną w śródtytule trylogię Park Chan-Wooka, ale nawet w ostatnich latach trafiały się bardzo ciekawe przykłady – jak Cruella czy, zwłaszcza, Obiecująca. Młoda. Kobieta. Co warto dodać, w obu tych przypadkach mściły się kobiety. Ta feministyczna nadbudowa dobrze koresponduje ze współczesną narracją w kinie młodzieżowym, które przez lata traktowało dziewczyny jak paprotki; swoją drogą kobiety mogłyby się mścić choćby za to. Zamiast tego mamy wymierzanie sprawiedliwości za rzeczy bliskie współczesnemu odbiorcy: sieciową przemoc i nieakceptację w realu. No kto nigdy nie czuł się jak lamus i nie chciał odegrać się za wyrządzone krzywdy?

Nawiązania do klasyki...
Recenzenci dostrzegają wpływy Alfreda Hitchcocka, zwłaszcza jego słynnych Nieznajomych z pociągu, w których dwóch mężczyzn zawiera układ: każdy zabije osobę wskazaną przez wspólnika. Ale patrząc na wiek i background reżyserki Jennifer Kaytin Robinson, lepszym odniesieniem wydają się... Wredne dziewczyny, klasyk teen-kina lat zerowych; zresztą w roli drugoplanowej pojawia się tu Sarah Michelle Gellar, serialowa Buffy, ikona tamtego okresu telewizji. Tak, nie ma wątpliwości, że Netflix mruga w ten sposób okiem do pokolenia millenialsów; dajemy wam to, na czym się wychowaliście, ale w erze social mediów. A jak już kilka pokoleń da się zwabić przed ekran – sukces pewny.
...i mocne osadzenie we współczesności
No właśnie: social media, poszukiwanie społecznej empatii, siła kobiet – to wszystko tematy silnie rezonujące z tym, co dzieje się tu i teraz. Warto wspomnieć też o wątku rasowym; choć mająca latynoamerykańskie korzenie Drea pochodzi z niezbyt dobrze sytuowanej rodziny, to i tak udaje się jej wieść prym w szkole dla bogatych. Z kolei męski czarny charakter, Max, zakłada organizację, której działalność ma przykryć mizoginię zrzeszonych w niej członków. W czasach Wrednych dziewczyn to by raczej nie przeszło, ale tu widać, że za film nie odpowiadają 50-latkowie, którzy bardzo chcieliby być jak ich dzieci.

Dobry casting
Zaangażuj do głównych ról aktorów z Stranger Things, Riverdale i Euforii, a będzie ci dane. Kto wie, czy nazwiska Mayi Hawke, Camili Mendes i Austina Abramsa nie okazały się największym magnesem dla młodej widowni. I to był casting udany, bo cała trójka, a już chyba najbardziej zrywający z metką outsidera Abrams, wygląda, jakby rewelacyjnie bawiła się na planie. Następnym przystankiem mogą być już poważne role kinowe, ten sukces trzeba dyskontować. A przecież przez drugi plan przewijają się jeszcze Sophie Turner (Sansa Stark z Gry o Tron) albo gwiazda latynoamerykańskiego r'n'b, Maia Reficco. Producenci świetnie wyczuli, kto aktualnie jest na topie.
To dalej kino o małolatach z liceum
A takie filmy zawsze są, były i będą oglądane. Nie jest to oczywiście produkcja najwyższych lotów; jakby ściąć z tych dwóch godzin jakieś 40 minut, to filmowi stałoby się niewiele złego. Natomiast komuś tu ewidentnie chciało się zrobić coś więcej, rozsadzić konwenans, wyjść przed szereg, a przecież Netflix był ostatnio kojarzony właśnie z nadmierną makdonaldyzacją swoich produkcji; mówiąc krótko – wszystko wyglądało podobnie. Poza tym ze względu na przedstawienie zemsty jest to kino młodzieżowe, ale jednak dla dorosłych, co też świadczy o tym, że twórcy nie zrobili z liceum sztucznej Arkadii, lecz potraktowali swoich bohaterów i bohaterki poważnie. Nie łudzimy się, że to początek trendu. Natomiast takie wyjątki od reguły zawsze na propsie, nawet jeśli finalnie Zróbmy zemstę to mocne 5/10, w sam raz na seans dzień po imprezie.

Komentarze 0