Był niemieckim Adamem Małyszem. Jedynym człowiekiem, który na chwilę zdołał odwrócić uwagę narodu od futbolu. Jego pojawienie się wywołało w całym kraju tenisowy boom. Do dziś jego nazwisko często pada w small-talkach w niemieckich windach. I jest jednym z trzech tematów, które interesują wszystkich ludzi w kraju. A Boris Becker, choć nie gra już od dwudziestu lat, ciągle dostarcza paliwa do rozmów.
Choć nie skakał na nartach, by wytłumaczyć fenomen Borisa Beckera, trzeba go porównać do Adama Małysza. Na przełomie lat 80. i 90. Niemców ogarnął podobny szał jak Polaków dekadę później. W każdym polskim domu było w weekend słychać „zawołaj mnie na Małysza”. W niemieckich domach nastawiano budziki, by wstać na mecz Beckera w Auckland. Na ten jeden moment w dziejach Niemcy przestały być narodem futbolu. W telewizji było więcej meczów tenisowych niż piłkarskich. Zjawisko było podobnie absurdalne i niespodziewane w intensywności jak polskie zamiłowanie do skoków narciarskich. Nie miało żadnego podłoża. Wyrosło znienacka na suchej ziemi. W kraju, który nigdy nie zwracał większej uwagi na sporty inne niż piłka nożna. I nigdy nie miał w nich większych sukcesów.
ARCHETYP KULTU EGO
Polskim pożegnaniem z Małyszem była wypowiedziana drżącym głosem laudacja Włodzimierza Szaranowicza. Dla Niemców pożegnał Beckera psychoanalityk Horst-Eberhard Richter, którego w 2001 roku do poważnej rozmowy o schodzącym ze sceny tenisiście zaprosił tygodnik „Der Spiegel”. Poważnej, czyli takiej, która miała wyjaśnić, co takiego miał Becker, że na piętnaście lat aż tak mocno rozkochał w sobie cały naród. Mocniej niż każdy Franz Beckenbauer czy Michael Schumacher.
Richter znalazł w nim cechy charakterystyczne dla całego pokolenia. „Był archetypem kultu ego w społeczeństwie. Szedł przez życie, przepychając się łokciami. Gdy wystrzelił, Niemcy były w fazie zmian. Nauka solidarności z lat 70. była już passe. Powstawało społeczeństwo „ja”. Na pierwszy plan weszło wojownicze stawianie siebie w centrum. Cechami tego pokolenia było silne zainteresowanie byciem lepszym niż inni, niezależność, częste wdawanie się w utarczki, rzadkie wyrzuty sumienia, mała dbałość o innych ludzi i dawanie upustu złości. Becker zdobył serca mas, bo kłócił się z sędziami i pokazywał, gdy był wściekły” – analizował.
MIŚ Z KRUPÓWEK
W wywiadzie dla „Der Spiegel” było jeszcze jedno zdanie, które okazało się smutną przepowiednią dotyczącą życia Beckera w kolejnych dwóch dekadach. „To był archetyp końca XX wieku, ale mało pasujący do odgrywania głównej roli w nowej epoce” – stwierdził Richter.
Dwadzieścia lat po tamtej rozmowie najsłynniejszy niemiecki tenisista w historii wylądował w ojczyźnie na półce gdzieś z innymi dawnymi bohaterami, dziś będącymi misiami z Krupówek – Lotharem Matthaeusem, czy Janem Ulrichem, byłym kolarzem szosowym. Tyle że jego upadek jest większy i uderza bardziej. Bo następował z większej wysokości i śledziło go nieporównanie więcej ludzi. Być może nawet wszyscy Niemcy.
ULUBIONY SPORT NIEMCÓW
Ulrich Hesse, czołowy niemiecki historyk futbolu, w książce „Tor” przywołuje słowa eseisty Helmuta Boettigera, który w 1993 roku orzekał, że „tenis zdystansował futbol jako ulubiony sport Niemców. Kulturalna tożsamość tego narodu się zmieni”. „Dzieciaki w całym kraju wyrzucały buty piłkarskie i chwytały za rakiety, podczas gdy ich rodzice zaczęli spędzać wieczory, śledząc pięciogodzinne mecze na nawierzchni ziemnej, rozgrywane po drugiej stronie globu. Mogli to robić, ponieważ telewizja szybko odkryła nowy rynek i zaczęła transmitować tenis w nieznanych dotąd ilościach. Dziesięć lat wcześniej relacje na żywo z Wimbledonu zaczynały się od półfinałów, teraz sam oglądałem Beckera grającego z Ivanem Lendlem w Indian Wells (gdziekolwiek to było) o drugiej w nocy, odbierając telefony od mojej ciotki kibicującej Schalke, która chciała wiedzieć, kiedy zawodnicy mogą serwować po raz drugi” – wspominał Hesse.
Podobnie jak za Małyszem, za Beckerem wkrótce poszła fala następców. Dwa lata po jego pierwszym triumfie w Wimbledonie, French Open wygrała Steffi Graf, rok po niej Niemcy Zachodnie zdobyły Puchar Daviesa, a w 1991 roku Michael Stich wygrał Wimbledon. Biorąc pod uwagę okoliczności dziejowe, kończącą się Zimną Wojnę i następujące zjednoczenie Niemiec, można było mieć poczucie, że futbol faktycznie był dla Niemców sportem przeszłości, a tenis stanie się rozrywką przyszłości.
PALIWO SMALL-TALKÓW
W jednym z niezliczonych wywiadów tenisista pochwalił się kiedyś spostrzeżeniem, że są tylko trzy tematy, które interesują wszystkich Niemców: II wojna światowa, zjednoczenie i Boris Becker. Po latach znaczenie pierwszych dwóch trochę zelżało, bo przestały dostarczać nowego paliwa do dyskusji. A Becker dolewał go ciągle. Cenieni publicyści niemający nic wspólnego ze sportem, dziękowali mu kiedyś w „Die Zeit”, że dzięki niemu w niemieckich windach nigdy nie panuje niezręczna cisza. Zawsze można rzucić coś o ostatnich wyczynach Beckera i już small-talk jakoś się zacznie kleić. Przynajmniej na tyle, by zabić czas pozostały do wjazdu na wybrane piętro.
O ile jednak w czasach jego aktywności sportowej dyskutowano głównie o zwycięstwach, ewentualnie o efektownych padach, które wykonywał na korcie, czy ekspresywnej radości z wyrzucaniem pięści w górę, o tyle z czasem coraz więcej miejsca zaczął zajmować w prasie plotkarskiej. I coraz mniej był lubiany.
UCZCZONY ŚLIMAKIEM
„Waszym podstawowym błędem było to, że myśleliście, że istniał WASZ Boris Becker. A Boris Becker nigdy nie był WASZ” – tłumaczył. O ile młodzieńcza radość wczesnego idola uderzała w czułe struny Niemców, bo był taki, jacy chcieliby być, o tyle z czasem jego wybryki zaczęły być już irytujące. Co nie znaczy, że nie intrygujące. Jego pierwszy rozwód (z dotychczasowych dwóch, ale Becker w tych kwestiach raczej nigdy nie mówi ostatniego słowa) transmitowano na żywo w telewizji.
Pozostałością jego skoków w bok na korcie jest ślimak morski nazwany borsina borisbeckeri. Pozostałością jego skoku w bok w trakcie drugiej ciąży żony jest nie tylko pozamałżeńska córka, ale też zwrot seks w schowku na miotły (choć sam zainteresowany zarzeka się, że na schodach), który wszedł do potocznego języka niemieckiego jako synonim robienia czegoś na chybcika i byle jak. O drugich zaręczynach poinformował świat na żywo w popularnym reality show, a za transmisję z jego drugiego ślubu RTL zapłacił ponad milion euro. Niemiecki sport widział już wcześniej zawodników, którzy potrafili spieniężać sukcesy (Uli Hoeness) i takich, którzy potrafili wplątywać się w rozmaite afery (Lothar Matthaeus, wcześniej Guenter Netzer), ale to Becker był pierwszym celebrytą pełną gębą. I nigdy nie przestał nim być.
TRZECIE ŻYCIE
Choć 7 lipca 1985, gdy jako 17-latek wygrał Wimbledon, zostając jego najmłodszym triumfatorem w historii i pierwszym Niemcem, który zwyciężył w turnieju wielkoszlemowym w grze pojedynczej, Becker wskazuje jako dzień swoich drugich narodzin, jego życie wcale nie dzieli się tylko na to przed triumfem i po triumfie. Ma jeszcze trzeci etap. Po karierze. Dość powiedzieć, że 54-latek jedną z autobiografii poświęcił w całości wszystkiemu, co się działo w jego życiu po tym, jak zszedł z kortu.
Opisywał ze szczegółami kolejne romanse, proces w sprawie unikania podatków, upadki prowadzonych przez niego firm, konflikt z księdzem, który chciał więcej pieniędzy za posługę w trakcie jego ślubu, czy postępowanie w sprawie samowoli budowlanej, której dopuścił się w willi na Majorce. Pisał nie tylko autobiografie, lecz także poradniki. Na przykład o tym, jak wychowywać dzieci w rozbitych rodzinach (sam ma czwórkę z trzema kobietami). W życiu Beckera nigdy nie było sfery prywatnej i publicznej. Życiem Beckera żyją całe Niemcy.
ŻADNEJ PRACY SIĘ NIE BOI
To nie jest jednak kolejna historia o wybitnym sportowcu, który kompletnie nie poradził sobie po zakończeniu kariery. To raczej historia z amerykańskiego modelu społecznego, pokazująca, że w ciągu życia można kilka razy zbankrutować i kilka razy ponownie zostać milionerem. Historia ciągłego wstawania po upadkach i kolejnego wpadania w problemy. Becker po karierze trudnił się wszystkim. Prowadził salony Mercedesa, był twarzą firmy Praktiker, popularyzował poker na świecie, wypuszczał własną linię odzieżową, planował interesy po karierze Didierowi Drogbie czy Andrijowi Szewczence, wpadał na urodziny do Nelsona Mandeli, zasiadał w Radzie Gospodarczej Bayernu Monachium i zapraszał na ślub Clarence’a Seedorfa.
Im lepiej mu się wiodło, tym dalej był od tenisowego świata. Gdy jednak wpadał w tarapaty, zawsze środowisko, z którego się wywodził, stanowiło dla niego trampolinę. Zostawał więc nadzorcą wszystkich trenerów tenisowych w Niemczech, komentował największe turnieje dla Eurosportu, czy zostawał trenerem Novaka Djokovicia. W tej roli zyskał spore uznanie, bo przez trzy lata, które razem spędzili, Serb wygrał sześć turniejów wielkoszlemowych.
FAŁSZYWY ATTACHE
Dziś Becker znów jest pod wozem. W 2017 roku przez londyński sąd został uznany za bankruta. Dwa lata później jego długi wyceniano na 55 milionów funtów, co zmusiło go do wystawienia na aukcję 82 pamiątek z czasów sportowych. Jeden z handlarzy antyków wylicytował zresztą jego oryginalną rakietę z Wimbledonu, a dostał inną. Ponoć przez pomyłkę. Centrum jego życia przeniosło się do Anglii, gdzie czuje się bardziej szanowany i wciąż traktowany jak lord, w przeciwieństwie do Niemiec, gdzie widzą w nim kapryśnego 17-latka (nie bez powodu).
W czasach kariery mówiło się, że Wimbledon to jego salon i Becker potraktował to dosłownie, kupując w tej londyńskiej dzielnicy willę. Od tego czasu często pojawiał się na trybunach Chelsea, której jest kibicem i w angielskich programach telewizyjnych, dbając, by nigdy nie przestało się o nim mówić. Przed przybraną ojczyzną też musiał jednak w końcu uciekać. By nie stanąć przed londyńskim sądem, zasłaniał się immunitetem, który miała mu zapewniać funkcja attaché ds. sportu Republiki Środkowoafrykańskiej przy Unii Europejskiej. Dyplomacja afrykańskiego państwa się go jednak wyparła, podkreślając, że dokumenty, którymi Becker się posługiwał, były sfałszowane. Upadek totalny.
ŻYCIE TO FILM
Na jesień zaplanowany jest kolejny proces przeciwko Beckerowi, któremu zarzuca się ukrywanie majątku. Jednocześnie jednak w marcu RTL rozpoczął zdjęcia do nowego filmu o życiu dawnego bohatera wszystkich Niemców. Brukowe media w ojczyźnie oraz tenisowy świat nie pozwolą mu całkiem zginąć. Zawsze zaoferują mu jakieś możliwości zarobienia pieniędzy. Zbyt jest cenny. Zbyt wiele złotych jajek nadal znosi. Becker powiedział kiedyś, że lata po karierze były dla niego bardziej szalone niż te spędzone w „tenisowym cyrku”.
Wraz z jego zejściem ze sceny, proporcje w Niemczech wróciły do normy. Futbol znów zajął pierwsze miejsce na liście zainteresowań, a tenis powrócił na margines. Nigdy po nim żaden Niemiec nie wygrał turnieju Wielkiego Szlema. W ostatnich latach po dwóch dekadach posuchy sukcesy zaczęła odnosić Angelique Kerber. Nie zdołało to jednak ponownie rozpalić w Niemcach tenisowego ognia. We wrześniu Alexander Zverev pierwszy raz w karierze dotarł do finału US Open. Becker byłby naturalnym kandydatem na jego trenera. 24-latek świadomie tego jednak unika. Boi się nagłówków, w które ciągle i nieuchronnie wplątywałby go jego trener. Trzydzieści lat po tamtym szalonym boomie wiadomo już bowiem, że to nie tenis stał się dla Niemców sportem narodowym. Stał się nim sam Boris Becker.