
Muzyka może być dobra albo zła - najgorzej jest wtedy, jeśli nie wzbudza żadnych emocji. To jednak nie dotyczy tej dziesiątki.
I coś nam się wydaje, że wielu z nich nie ma nic przeciwko pojawieniu się na tej liście. Od razu ustalmy - nie idzie tu o jakieś nasze prywatne nastawienie, więcej, znakomitą większość z dychy bardzo lubimy. Chodzi raczej o masowy hejt, z jakim spotykają się i oni, i ich twórczość. Skąd on się wziął?
10. Liroy
Sprawa mocno prehistoryczna, dlatego ostatnie miejsce w zestawieniu. Generalnie po sukcesie Albóómu scena zarzucała Liroyowi plagiatowanie beatów i rapowanie po angielsku; odpowiedzią na to był hit Język polski Wzgórza Ya-Pa 3. Przeciwko Liroyowi byli też słuchacze - w prawilnych latach 90. romanse rapera z mainstreamem były nie do przyjęcia. Dziś? Dziś dzieci tych, którzy go krytykowali, oddają na niego głosy w wyborach do Sejmu. Punkt widzenia zależy od czasu urodzenia.
9. B.R.O.
Casus B.R.O. jest taki, że mógł po prostu wystartować za wcześnie - małoletni blondyn zwyczajnie irytował ludzi i dolewał oliwy do ognia zazdrośnikom. Nazywano go bananem i Tedeefem dla gimbazy (w końcu wydawał w Wielkim Joł), a mimo tego chłop potrafił wykręcić dwie Złote Płyty. Dziś wydaje się, że największy hejt na B.R.O. już minął.
8. Jędker
Też pieśń przeszłości, za to w okolicach 2009 - 2011 Jędker był na polskiej scenie hip-hopowej postacią, która wywoływała takie emocje, jak Robert Biedroń na imieninowej kawie z ciastkiem u Krystyny Pawłowicz. Ludzie zarzucali mu sprzeniewierzenie wyznawanych przez siebie ideałów, wyciągając z lubością hasło Jędker Realista, od fleszy dystans. No i ten nieszczęsny Monopol… Do dziś wszyscy myślą, że Sztruks Sokoła był o Jędkerze, choć sam Wojtek wielokrotnie temu zaprzeczał. Na ten moment minęło trochę czasu i Jędker nikogo już nie ziębi ani nie grzeje.
7. Otsochodzi
Kiedyś Kasia Nosowska śpiewała o sobie: dla warszawskich zbyt szczecińska, dla szczecińskich zbyt warszawska - i coś podobnego dzieje się w tej chwili z Otso. Część fanów nowej szkoły krytykuje go za komercjalizację (chociaż umówmy się, idzie po prostu o sukces Nowego koloru), części starej nie podoba się, że za czasów 7 Janek był bardziej ich, a teraz popłynął we współczesne rejony. Nikomu nie dogodzisz - chociaż patrząc na sprzedaż płyty, wyświetlenia i frekwencję na jego koncertach, Otsochodzi chyba się tym za bardzo nie przejmuje.
6. Young Igi
Tu też zarzuty podobne, jak kiedyś u B.R.O. - przede wszystkim dla wielu Igi jest wciąż za młody na taki sukces, jaki osiągnął. Poza tym nie każdemu styka jego stylówa, czytaj: polscy raperzy muszą mieć minimum 30 lat i być łysi. W tym wieku to nawet łysiejący. A na poważnie: srsly, mamy 2018 rok. Zostawcie już chłopaka w spokoju.
5. Malik Montana
Swego czasu w Malika biło się jak w bęben. Zarzuty? Że nieprawdziwy (tu kłania się wywiad Decksa dla cgm-u), że za bardzo się wozi i ogólnie jest jakiś taki… inny? Wszystko to Malik potrafił przekuć w swój atut. Bo faktycznie, wozi się, o czym wspominał w wywiadzie dla niuansa, ale jest w tym wszystkim duża szczerość. Na polskiej scenie Malik Montana jest przy tym postacią wybitnie kontrowersyjną i barwną. Są tacy, którzy mówią, że bez niego byłoby lepiej. My uważamy, że na pewno nudniej.
4. Young Multi
W fenomenie popularności Michała Rychlika wielu przeszkadzało w zasadzie jedno: youtube’owe korzenie. To nie jest tak, że uważamy go za najwybitniejszego młodego MC w tym kraju, ale zastanawiamy się nad jednym – gdyby chłopak był klasycznym ziomeczkiem z podwórka, który wybił się za sprawą chwytliwego numeru o plecaku pełnym cashu, czy spotkałby się z aż tak wielką falą hejtu? Naszym zdaniem nie. Przeskok z YouTube’a jest dla wielu wciąż transferem z obcego świata, tymczasem to stamtąd rekrutuje się największa ilość początkujących fanów rapu. I to Young Multi może być tym, od którego zaczną swoją przygodę z muzyką. Tak pisaliśmy o Multim parę miesięcy temu i zdania nie zmieniamy. Ci, którzy przecierają szlaki, zawsze spotykają się z oporem materii.
3. Taconafide
Osobno bardziej lubiani niż razem - wszystko bierze się stąd, że ich płyta po prostu rozczarowała, bo - jak pisaliśmy parę miesięcy temu - Czuć, że obaj po prostu do siebie nie pasują, że płyta była nagrana z nastawieniem na szybki sukces, zresztą słuchając Somy ma się wrażenie, że tu wszystko było robione pod deadline. Taco starał się dopasować do Quebo, Quebo do Taco. Wyszło zachowawczo i… popowo, dlatego warto oceniać tę płytę właśnie przez pryzmat materiału pop. Natomiast pogłoski o katastrofie są tu mocno przesadzone. Czy którykolwiek numer na Somie jest wyjątkowo zły? Nie, po prostu tekstowo historie dwójki ludzi, którzy spoglądają na świat ze szczytu i nie mogą się na nim odnaleźć, są zbyt spłaszczone. Pewnie byłoby inaczej, gdyby Taco i Quebo dali sobie więcej czasu, zamiast robić album na już, na teraz. Stąd wzięły się wszystkie na fanpage bekujące z Taconafide. Natomiast dalej uważamy, że skala hejtu na nich jest przesadzona.
2. Tede
Przypadek absolutnie szczególny, bo Tede z hejtu i - jak sam to nazywa - infamii mógłby prowadzić wykłady. Jechano po nim już wtedy, kiedy większość dzisiejszych gwiazd uczyła się dopiero oddawać stolec do nocnika. Dziś nie jest inaczej; stylistyczne wolty, za jakie bierze się Tede, denerwują zwłaszcza staroszkolniaków, dla których powinien co roku nagrywać pierwszą płytę Warszafskiego Deszczu. Wiecie dobrze, że nie zawsze jesteśmy fanami aktualnej stylistyki Tedeusza, ale nie można nie odmówić mu odwagi i dystansu do hejtu. Bo Tede naprawdę sprawia wrażenie człowieka, który bawi się sieciową krytyką.
1. Żabson
Litania zarzutów dłuższa niż litania loretańska z książeczki do nabożeństwa. Nawet nie musimy wymieniać tych wszystkich przypierdolek o flow, numery i - przede wszystkim - wygląd Żabsona, ten typ jest po prostu za świeży i za bardzo do przodu na to, co dzieje się aktualnie w Polsce. Niestety chyba ktoś, kto chciał dekady temu zniszczyć nasz kraj, wymyślił plan długofalowy i to się realizuje już bez niego. To jest w tym wszystkim naj****owsze, że zamiast wspierać człowieka, który odnosi sukces, to się go dojeżdża. Nikt nie myśli o tym, że jak on będzie szedł w górę, to pociągnie ze sobą innych ludzi - mówił w wywiadzie dla niuansa Żaba. O niego akurat się nie martwimy, bo ma do hejtu nie tylko dystans, ale i posiada tę umiejętność jeszcze mocniejszego wsadzania kija w mrowisko. Szanujemy!