
Po prawie 10 latach jest zmiana na 1 miejscu amerykańskiej listy bestsellerów wszech czasów - Michael Jackson i jego Thriller ustąpili miejsca składance największych hitów The Eagles. A my sprawdzamy, jak sprzedawały się albumy hip-hopowe.
Nie znajdziecie tu nowości, bo zestawienie obejmuje wydawnictwa fizyczne - załapali się na nie praktycznie tylko ci raperzy, którzy działali w złotej dla kompaktów dekadzie 90's. I jeśli wgryźć się w nie głębiej, to okazuje się, że faktycznie gusta Amerykanów i Europejczyków mocno się od siebie różnią, może nie na płaszczyźnie hip-hopu (cała 12-tka to rzeczy kultowe także na Starym Kontynencie), ale już popu jak najbardziej. Pierwsze miejsce dla folkowo-rockowych The Eagles? Pierwsza 15-tka, w której znajdują się popowa Shania Twain, rockowi Boston czy gwiazdor muzyki country Garth Brooks? To wykonawcy znani w Europie, ale w żadnym wypadku nie otoczeni statusem kultowym. W odróżnieniu od Depeche Mode, U2, Red Hot Chili Peppers czy Coldplay, których z kolei nie znajdziecie w pierwszej setce zestawienia. A jak to wygląda w rapie?
10. 2Pac - Greatest Hits (rok 1998, miejsce 117 na liście wszech czasów, 5 100 000 sprzedanych albumów)
To musiał być hit, chociaż Death Row, Interscope, Amaru Entertainment i Jive Records (tak, pieczę nad wydawnictwem sprawiały aż cztery firmy) poczekały, aż opadnie kurz po zabójstwach Biggiego i 2Paca; dwupłytowy album ukazał się jesienią 1998 roku. W myśl tego, że najlepiej zawsze schodzą składanki, na Greatest Hits upchnięto wszystkie sztandarowe numery 2Paca, dodając do tego cztery niepublikowane wcześniej nagrania. Wśród nich Changes, który okazał się jednym z największych rap-przebojów schyłku dekady. Ćwierć miliona zeszło już w pierwszy weekend sprzedaży, Greatest Hits bardzo dobrze radziła sobie także w innych krajach, również w Polsce (oczywiście jak na zagraniczny album rapowy).
9. Dr Dre - The Chronic (rok 1992, miejsce 114, 5 700 000 egzemplarzy)
Po tym, jak o N.W.A. mówiła na przełomie dekad cała Ameryka, pierwszy solowy album Dre stał się niejako z automatu najbardziej oczekiwanym krążkiem roku, a przypominamy, że były to czasy, kiedy najpopularniejszymi gatunkami były wszelkie rockowe odnogi z grunge'em i metalem na czele (tylko w 1991 wyszły Nevermind Nirvany, Ten Pearl Jamu i czarny album Metalliki). Tyle że hip-hop fascynował, bo był o wiele bardziej niepokorny i kontrowersyjny. The Chronic ukazał się na półkach pod koniec 1992 roku i choć nie trafił na pierwsze miejsce Billboardu, to okupował czołowe pozycje listy przez ponad pół roku. O tym, jak ikoniczny był to album, pisaliśmy już wiele razy, to co się będziemy powtarzać.
8. Outkast - Speakerboxxx / The Love Below (2003, miejsce 113, 5 702 000 egzemplarzy)
Największy fenomen z całej pierwszej 10-tki. Bo jakby tak spojrzeć na chłodno - jak to w ogóle możliwe, że tak trudna i eksperymentalna płyta okazała się tak gigantycznym sukcesem? Outkast odważnie zerwali z hip-hopem, poszerzając go o klasyczny soul, funk, blues, elektronikę... Przecież tam się wkradały nawet knajpiane, wodewilowe klimaty! Tymczasem pyknęło tak, że nie było czego zbierać, choć na pewno spory w tym udział miało hitowe Hey Ya!. Tylko w pierwszy weekend zeszło ponad pół miliona egzemplarzy, a przecież mówimy o nieco droższym, dwupłytowym wydawnictwie.
7. Notorious B.I.G. - Ready To Die (1994, miejsce 111, 6 000 000 egzemplarzy)
Masz 22 lata, debiutujesz wydawnictwem, które wzbudza szaleństwo krytyków w całych Stanach (nawet w tych czasach, gdy hip-hop wciąż traktowany po macoszemu, ludzie zwariowali na punkcie Biggiego) i w parę miesięcy robisz podwójną platynę, sprzedając 2 miliony egzemplarzy. Grubo? Ale sukces Ready To Die miał kilka składowych. To mniej więcej ta sama bajka, co w przypadku The Chronic: Ameryka potrzebowała kontrowersyjnego wydawnictwa, o którym wszyscy by mówili, a czym innym była ta autobiograficzna historia chłopaka z życiorysem, którym można byłoby obdzielić całą dzielnicę? Poza tym Ready To Die zyskała - jakkolwiek okropnie to brzmi - drugie życie po śmierci Biggiego, gdy ludzie rzucili się do sklepów, by posłuchać tego albumu. A co do tragicznej wiosny 1997...
6. Notorious B.I.G. - Life After Death (1997, miejsce 109, 6 320 000 egzemplarzy)
Stara fonograficzna prawda głosi, że po śmierci artysty smucą się wszyscy poza księgowymi firmy, w której nieboszczyk wydawał swoje albumy. Los chciał, że Biggie odszedł od nas na 16 dni przed nieprzesuwalną (tak, to jeszcze były te czasy) premierą Life After Death, więc w ciemno można było obstawiać hit roku. I tak też się stało - 700 000 sprzedanych płyt w pierwszy weekend, ponad 6 milionów łącznie. Do tego hitem lata okazał się I'll Be Missing You, dedykowany Notoriousowi kawałek Puffa Daddy'ego. Szaleństwo trwało aż do końcówki sierpnia, gdy w tragicznym wypadku zginęła księżna Diana, a świat jeszcze długo mówił tylko o tym.
5. Dr Dre - 2001 (1999, miejsce 105, 7 800 000 egzemplarzy)
Doktor po raz drugi i nie ostatni - może i na początku lat 90. Dre był przede wszystkim artystą, za to pod koniec okazał się nie tylko raperem, ale i bardzo sprawnym biznesmenem oraz marketingowcem; potrafił podgrzać napięcie przed premierą i sobie tylko znanymi sposobami sprawił, że owszem, trzy oficjalne single stały się megaprzebojami (Still D.R.E., The Next Episode oraz - w odrobinę mniejszym stopniu - Forgot about Dre), ale ponad połowa albumu trafiła niejako kuchennymi drzwiami na radiowe playlisty. Nie wierzycie? Odpalcie 2001 i przekonajcie się, ile z tych kawałków kojarzycie. Album sprzedał się w pierwszym tygodniu w liczbie 510 000 egzemplarzy, a i tak nie zaliczył debiutu na jedynce Billboardu, co tylko pokazuje, jak piekielnie mocne sprzedażowo były to czasy.
4. Nelly - Country Grammar (2000, miejsce 95, 8 500 000 egzemplarzy)
Przełom mileniów okazał się świetnym czasem dla lekkiego, zahaczającego o pop hip-hopu, a pierwiosnkiem tego nurtu był właśnie Nelly. Wyskoczył jak diabeł z pudełka i choć nie był już młodziakiem (w chwili premiery Country Grammar miał 26 lat), to zaliczył niebywale spektakularny debiut: 8 i pół miliona sprzedanych egzemplarzy do dziś zapewnia mu miejsce w pierwszej setce wszech czasów. Ale też nikt tak przedtem nie nawijał jak on: popowo, ale i z nawiązaniem do tradycyjnych, południowych korzeni, także w nawijce. Nelly pokazał, że centra hip-hopu nie są dożywotnią przynależnością Nowego Jorku i Los Angeles, a pierwsze miejsca na Billboardzie da się wykręcić także z pozycji St.Louis, stan Missouri.
I teraz się zdziwicie - Country Grammar jest najlepiej sprzedającą się rapową płytą czarnoskórego artysty ever. To znaczy, że cała pierwsza trójka jest... biała.
3. Beastie Boys - Licensed To Ill (1986, miejsce 77, 10 000 000 egzemplarzy)
Najlepiej sprzedający się rapowy debiut w historii amerykańskiej fonografii, a zarazem płyta, która dość dobrze obrazuje to, jak dziwaczne były lata 80. w swojej drugiej połowie. No bo tak: Beastie Boysów legitymizowały wówczas tak dalekie od siebie postacie, jak gitarzysta metalowego Slayera Kerry King (to on dograł się na No Sleep Till Brooklyn) czy... Madonna, z którą Bestie ruszyły w trasę koncertową, siejąc przy okazji po drodze konkretny rozp****ol. Licensed To Ill, nazwijmy po imieniu, nie jest najambitniejszą i najlepszą płytą w dorobku nowojorczyków, za to miała wszystko to, co przyciągnęło do niej ówczesnych nastolatków. Była imprezowa, chuligańska, niegrzeczna, świńska i wywrotowa. No i bardzo, bardzo przebojowa. Tylko popatrzcie: Fight For Your Right, Girls, No Sleep Till Brooklyn, Brass Monkey... Wszystko na jednym krążku!
2. Eminem - The Eminem Show (2002, miejsce 55, 10 700 000 egzemplarzy)
Sukces, którego można było się spodziewać; Eminem wydawał swój trzeci album z pozycji absolutnego króla ówczesnego hip-hopu, człowieka dzielącego i rządzącego na światowej scenie. Cokolwiek Eminem powiedział, kogokolwiek zdissował - mówił o tym cały muzyczny świat. Nie bez znaczenie były tu także świetne recenzje: The Eminem Show to zdecydowanie najlepsza i najbardziej dojrzała płyta Marshalla Mathersa, na której Em położył nacisk nie na kabaret, a ostry osąd otaczającej go rzeczywistości. Chociaż dobra - Without Me akurat było mocno śmieszne.
1. Eminem - Marshall Mathers LP (2000, miejsce 28, 13 000 000 egzemplarzy)
Jest coś niesamowitego w tym, że najbardziej kasowy rap album w historii Stanów Zjednoczonych, płyta, która sprzedała się lepiej niż największe przeboje The Beatles (!) to album, w którym przewijają się motywy homofobii, przemocy, gwałcenia matki, uzależnienia od ostrych dragów, a wisienką na torcie jest przerażająca do dziś Kim, w której Eminem fantazjuje na temat brutalnego zabójstwa swojej żony. Z drugiej strony - zakazany owoc kusi najmocniej. I chyba dlatego Marshall Mathers LP okazała się takim hitem. No bo przyznajmy, rzadko kiedy o jakiejś płycie wypowiadają się z dezaprobatą amerykańscy senatorzy. Darmowa reklama level milion. A właściwie 13 milionów.