
Czas wyjść poza mainstream i spojrzeć na obrzeża naszego hip-hopu, zwłaszcza, że można natknąć się tam na parę zdecydowanie ciekawych osobistości.
Co bardziej eksperymentujący MC's zawsze mieli w Polsce ciężko: poza grupkami fanów (choć przyznajmy, zapalonych) rapowa publika nigdy nie zwracała na nich należytej uwagi. A przecież alternatywny rap istnieje w naszym kraju od bardzo dawna - takie składy jak Poema Faktu, Killa Familla (tak, to ci od skreczowania taśmami) czy Ogród Alicji to historie sprzed 15 lat z okładem. Nie wierzymy w to, że dzięki temu tekstowi rzucicie wszystko, wykasujecie z playlist swoje ulubione bangery i przerzucicie się na mocno niszowe klimaty, ale mamy nadzieję, że docenicie raperów z naszego zestawienia za oryginalne podejście do hip-hopu i po prostu zaczniecie ich kojarzyć, bo to w sumie jedyne, czego brakuje im na szerszą skalę - rozpoznawalność.
Legendarny Afrojax
Choć jemu akurat najmniej - przez lata był głównym głosem Afro Kolektywu, który z polskiego The Roots z prześmiewczo-wywrotowymi tekstami stał się spadkobiercą rodzimej klasyki gitarowego popu. Po rozpadzie Afrojax - już jako Legendarny - na dobre rozkręcił karierę solową i trzeba przyznać, że robi to z przytupem; kto był na przynajmniej jednym z jego nie mniej legendarnych koncertów (i nie wyszedł), ten przesunął swoją mentalną poprzeczkę wrażliwości o ładnych parę centymetrów. Muzycznie to kolaż popowych fascynacji Afro z jego stałym tekstowym menu - autoironia, cynizm, zgorzknienie plus masa obsceny i zapadających raz na zawsze w pamięć punchy.
Postmordęga
Spod szyldu skwer.org wybieramy akurat Postmordęgę, chociaż alt-rapu macie tam na pęczki (Cruz/Zaspał, Palmer Eldritch). To collab rapera Wazona i producenta Robscire'a. Ten pierwszy wywodzi się ze środowiska poetyckiego slamu, drugi fascynuje się zepsutymi, powolnymi beatami, ale wyobraźnię producencką ma naprawdę sporą - od nowoszkolnych klimatów w Energetykach i papierosach, po zahaczanie o dubowe rejony w Dymie. Tekstowo to biała poezja przemieszana ze strumieniami świadomości, aczkolwiek w żadnym wypadku nie jest to hermetyczny rap - Postmordęga wchodzi wyjątkowo gładko, więc jeśli Niwea to dla was za ciężka sprawa, sięgnijcie po stuff od Wazona i Robscire'a.
Tomasz Andersen
Tu w zasadzie powinna znaleźć się cała scena wrocławska - coś musi być w tym dolnośląskim powietrzu, skoro tylu gości z Miasta Stumostów grało i gra tak niebanalny, wymagający hip-hop. My do naszego zestawienia wrzucamy Tomasza Andersena, którego co bardziej wczuta w rap z minionej dekady publika może kojarzyć pod nickiem Roszja. Ambitny hip-hop? Mało powiedziane, skoro Andersen potrafił stworzyć np. konceptualny album o Wrocławiu z 2071 roku (Wbrew wskazówkom). Muzycznie to absolutny patchwork z podbitym elektroniką futurystycznym funkiem na czele, tekstowo wrocławianin nader chętnie wjeżdża w klimaty science-fiction. W Ameryce pewnie wydawałoby go Stones Throw, w Polsce pomimo sporego stażu wciąż pozostaje anonimowy.
Zaburzenia
Chyba najmniej alternatywni z przedstawianych w tym zestawieniu wykonawców, ale wciąż niedocenieni. Niesłusznie, bo to, co robi duet Szatt / Tusz na rękach to rzecz na polskim rynku absolutnie wyjątkowa. Gdyby przyrównać ich hip-hop do elektroniki, muzycznym odpowiednikiem Zaburzeń byłby Pantha Du Prince, który tak jak oni swoje kompozycje buduje z delikatnych odgłosów, kapnięć, szmerów, zgrzytów, które razem tworzą po prostu piękne numery. Sprawdźcie ich i szerujcie, bo takiego rapu wciąż za mało na naszych wallach.
Wojciech Bąkowski
Znany niektórym jako ten łysy z Niwei. My pochylamy się nad jego solową twórczością i przyznamy, że mieliśmy spory zgryz, czy w ogóle kwalifikować go na tę listę, ale po pierwsze - alternatywa z samej zasady nie ma granic, po drugie - przywoływany wcześniej Afrojax powiedział kiedyś, że jeśli ktoś stoi i nawija do mikrofonu, to i tak jest to hip-hopem. Napisalibyśmy, że to spoken word, ale spróbujcie zestawić Bąkowskiego z taką np. Ursulą Rucker - no jednak nie to samo. Jego twórczość jest zupełnie odrębną, dźwiękową wypowiedzią artystyczną, silnie abstrakcyjną, czerpiącą tyleż z popkultury, co szumów i trzasków otaczającej nas rzeczywistości. Jeśli lubicie przywołujący analogowe duchy lat 90. fanpage Duchologia, to Bąkowski jest do niego idealnym soundtrackiem. Aha, na co dzień facet jest artystą i trzepie za swoje prace takie pieniądze, jakich większość raperów w tym kraju nigdy nawet nie powącha. Od niedawna możecie posłuchać jego solowego wydawnictwa Jazz Duo.
Bitamina
Swój debiutancki album nazwali Plac zabaw i jest to słuszny trop, bo mało jest polskich składów, które zwyczajnie bawią się nawet najbardziej odległymi od siebie gatunkami muzycznymi, sklejając je we wspólną, efektowną całość. Czego u Bitaminy nie ma? Kwaśny, elektroniczny soul spod znaku Brainfeedera, trochę jazzu, trochę afrobeatu, muzyki orientalnej i cała masa słonecznej, letniej nostalgii. Sprawdźcie chociażby singlowe Po burzy, które brzmi, jakby Madlib zabrał się nagle za trip-hop.
Syny
Kim są tajemniczy spadkobiercy dresiarskiego wpierdol-rapu z lat 90. i bazarowych czapek z zakrzywionym daszkiem? To Piernikowski (swego czasu filar świetnego Napszykłat, polskiej odpowiedzi na Anticon) i producent Etam Etamski. Stylizacja na prymitywny hip-hop sprzed dwóch dekad nie jest jednak u nich szyderą, ale czymś w rodzaju hołdu, próby opowiedzenia własnych historii za pomocą konkretnego, hermetycznego języka. I zanim zaklasyfikujecie ich jako sieciowy fenomen, wsłuchajcie się mocniej w trzeszczące beaty i celne punche Synów, bo na tak oryginalny album jak Orient w 1995 roku na pewno byście nie trafili.
Sarcast
To jeszcze hip-hop, czy już elektronika? Sarcast sami chętnie odpowiadają na to pytanie, opierając swoje electro brzmienia na patentach czysto hip-hopowych, w ten sposób wychodząc poza konwencje obu tych gatunków. A my takie odważne poszukiwania zawsze propsujemy. Ich concept album Syn Słońca to bardzo ciekawa, międzygatunkowa podróż przez... ludzkie życie, przynajmniej w warstwie tekstowej. Całość bogato podlana samplami ze starych, polskich tracków.
APP
Czyli duet Sensi + DJ Kebs, którzy jako APP przedstawili się światu ep-ką APP1EP. Jak jest? Bardzo krótko (album trwa niewiele ponad 30 minut), bardzo narkotycznie i bardzo dobrze. Może nie każdemu przypadnie do gustu charakterystyczne, skandowane flow Sensiego, ale do mrocznych, lekko ambientowych beatów Kebsa pasuje naprawdę nieźle. Zresztą w ogóle patrząc na poprzednie dokonania obu panów, klimat APP może zaskakiwać, nic więc dziwnego, że początkowo chcieli wydać ten projekt nie podając, kto za nim stoi.
Igoronco
Coś jak skrzyżowanie Sage Francisa z Dusk & Blackdown czy innymi reprezentantami brytyjskiej garażowej elektroniki. Bajka poznańskiego MC jest dość introwertyczna, jego teksty na pewno poszerzą wam słownik (to raper z naprawdę ogromnym zasobem słów) i choć dla wielu charakterystyczne, wypadające z beatu flow Szymona może być problemem nie do przejścia, warto dać mu szansę - te numery kupuje się dopiero po kilku przesłuchaniach. Ten zanurzony w filozofii i literaturze gość jest po prostu zupełnie inny niż reszta sceny.