Co prawda idealną aurą do sprawdzania opowieści grozy jest mroczna, głęboka zima, ale skoro akcja jednego z wybranych przez nas filmów toczy się w biały dzień, to nie mamy żadnych skrupułów, żeby polecić je wam także w środku wyjątkowo słonecznego lata.
I nie chcemy za bardzo wnikać w to, czy jesteśmy świadkami renesansu horroru, czy może to gatunek, który znowu jest w odwrocie. Nie - po prostu wskażemy wam pięć naprawdę niezłych, współczesnych filmów grozy, które powinniście sprawdzić. Przy każdym z nich od razu podajemy miejsce, w którym możecie to zrobić: kino albo serwisy streamingowe. Niech to będzie naprawdę przerażające lato!
A przy okazji... mamy dla was 20 podwójnych biletów do wykorzystania pomiędzy 5 a 25 lipca na dowolny seans filmu Midsommar. W biały dzień w warszawskim kinie Muranów. Jak je zdobyć? Słuchajcie Drugiego Śniadania w czwartek od godziny 12.00, oczywiście w newonce.radio!
I właśnie od niego zaczynamy. Punktem wyjścia Midsommar. W biały dzień jest wizyta pary Amerykanów na skandynawskiej wiosce, gdzie zostają wciągnięci w serię coraz bardziej tajemniczych rytuałów, ale to nie jest powtórka z filmu Kult - tutaj fabuła lawiruje między kryminałem a horrorem, straszne rzeczy dzieją się poza kadrem, a zamiast czystego strachu odczuwa się podskórny niepokój. I być może to jest główną siłą tego filmu, za którego reżyserię odpowiada Ari Aster, autor głośnego Dziedzictwa. Hereditary. Zagraniczni krytycy byli zachwyceni, na rottentomatoes Midsommar miało zabójczo wysoką średnią 95%. Na pewno nie jest to horror konwencjonalny, ale umówmy się, takie znudziły nas jeszcze w latach 90.
Totalne dziwadło i satyra na snobistyczne środowisko krytyków i twórców sztuki. No bo trudno brać wszystko tutaj na poważnie skoro idzie o obrazy zmarłego malarza, które zaczynają żyć własnym życiem i... mordować ludzi. Na Filmwebie średnia ocen dosyć niska, ale nie skreślajcie Velvet Buzzsaw na starcie, chociaż od razu lojalnie ostrzegamy, żebyście nie spodziewali się też klasycznego kina grozy. To raczej mariaż gatunków, wykpiwający przede wszystkim nadęte podejście do sztuki. Jeśli horror - to w krzywym zwierciadle. Przynajmniej jest o co się pokłócić.
Pierwsze Halloween wprowadziło do świata kina grozy to, co przeraża najbardziej - nagle okazało się, że przestrzenią horroru może być nasz własny dom, ucieleśnieniem czystego zła człowiek z sąsiedztwa, a to, co codzienne i bliskie, staje się przerażające. To dzięki filmowi Johna Carpentera horrory lat 80. i 90. wyglądały tak, jak wyglądały i trzeba było dopiero Krzyku, żeby wykpić schemat. A nowa wersja? Bazując na retromanii przywołuje ducha ery kaset video, ale jest już zupełnie innym, choć równie prostym w konstrukcji filmem. Już Hannibal Lecter mówił, że prostota działa najlepiej, a przy takim temacie nie możemy mu nie wierzyć.
Ciekawa sytuacja z tym Jordanem Peele - może i przekaz jego filmów bywa dosyć natrętny, ale facet ewidentnie nie idzie na łatwiznę, nie bawi się w społeczniacką dydaktykę, tylko osadza swoich bohaterów w osobliwym, na poły fantastycznym świecie i wplątuje w makabryczne sytuacje. Pamiętacie Uciekaj!, gdzie czarny chłopak trafił na weekend do dystyngowanej białej rodzinki swojej dziewczyny, po czym okazało się, że nic nie jest tam takie, jakim się wydaje? W To my jest podobnie, tyle że tu rodzinny wyjazd (zwróćcie uwagę na podobne chwyty scenariuszowe) zamienia się w krwawą vendettę z mocnym, walącym w amerykańskie nierówności społeczne przesłaniem. I znów to nie jest typowy horror, ale takie po prostu mamy czasy.
Polski horror i to taki, który można oglądać? Ba, nie tylko można, ale i warto. Trzymajcie się krzeseł, ale to się faktycznie udało: ktoś w końcu potrafił zrobić u nas porządny film grozy. Sceneria - opuszczony dworek w lesie, gdzie schroniły się dzieci, które nie miały gdzie się podziać po zlikwidowaniu obozu zagłady (całość rozgrywa się w 1945). To ważne, bo dworek został nagle otoczony przez wygłodniałe wilczury... Ale Wilkołak to także film o powojennej traumie i ranach, jakie zostają w ocalałych na zawsze. Nie będziemy spoilować, natomiast naprawdę warto to zobaczyć.