5 polskich filmów dla młodzieży, które nie są „Akademią Pana Kleksa”

Za niebieskimi drzwiami
materiały promocyjne

Tekst powstał niejako na zamówienie czytelników, którzy, oburzeni naszym chłodnym przyjęciem Akademii Pana Kleksa pytali o krajowe produkcje dla młodszych widzów, które są okej.

Są. I nie trzeba grzebać w prehistorii, żeby je znaleźć.

Niemniej kiedyś było z nimi i łatwiej, i lepiej. Powód jest prosty – komunizm. Co ma produkcja filmów dla dzieci i młodzieży do tego ustroju? Całkiem sporo. Zachodnie produkcje albo do nas nie docierały, bo wiadomo – były zachodnie, albo docierały z opóźnieniem. A zapotrzebowanie na kino dla najmłodszych nie ustawało, więc rodzimi twórcy musieli sobie jakoś radzić. Nie mieli zbytniej konkurencji, nie byli zanadto zapatrzeni w Hollywood, ponieważ po prostu nie znali filmów, które w latach 60., 70. i 80. stawały się w Stanach hitami dla całych rodzin. Dlatego tworzyli kino zupełnie osobne, autorskie. Stara trylogia o Panu Kleksie to tylko wisienka na torcie.

Sięgamy jednak po rzeczy świeższe, bo z całym szacunkiem, ale współczesnym młodym widzom raczej trudno byłoby się utożsamić z małoletnimi bohaterami sprzed pół wieku. Nawet jeśli takie filmy jak Abel, twój brat czy Historia żółtej ciżemki są wysokojakościowe. Uwaga – jedna z tych produkcji może być kontrowersyjna. Ale wszystko wyjaśnimy.

1
„Magiczne drzewo” (2009)

Potężna wichura łamiąc duże drzewa... Magiczne drzewo zaczyna się trochę jak Dosko Stachursky'ego. Burza powala zaczarowany dąb, a ludzie tną go na kawałki i robią z drewna przedmioty codziennego użytku. I tak się składa, że w tych przedmiotach pozostaje cząstka magii. Z dębu powstało więc na przykład krzesło, które spełnia życzenia. Trójka dzieci też ma życzenie – chcą, żeby ich rodzice powrócili z zagranicy, gdzie pracują. Postanawiają wziąć krzesło i ruszyć na poszukiwania.

Zupełnie niespodziewanie Magiczne drzewo okazało się tytułem – instytucją. Niekoniecznie jako film, bo nie był to tytuł z milionową widownią, za to reżyser, Andrzej Maleszka, równolegle z premierą kinową, wydał książkę pod tym samym tytułem. Okazała się takim sukcesem, że Maleszka napisał kolejną część. I jeszcze kolejną. Do tej pory ukazało się aż 13 literackich pozycji sygnowanych nazwą Magiczne drzewo. Wszystkie autorstwa Andrzeja Maleszki, specjalisty od produkcji dziecięcych i młodzieżowych. W latach 80. robił telewizyjne spektakle teatralne, dekadę później wszedł na rynek z serialami (najbardziej znanym była Maszyna zmian), a od roku 2009 zarabia na życie Magicznym drzewem.

2
„Sala samobójców” (2011)

I to jest ta kontrowersyjna pozycja. Sala samobójców różni się od pozostałych propozycji z tego zestawienia... wszystkim? Na pewno nie jest do pokazania dzieciom, ale i bardziej wrażliwa młodzież może odebrać film Jana Komasy co najmniej emocjonalnie.

Ale z drugiej strony to jest produkcja, która dość uczciwie pokazała pierwsze pokolenie nastolatków uzależnionych od sieci. Zwłaszcza od jej mrocznych zakamarków. Komasa dobrze sportretował mechanizm przenikania się światów realnego z wirtualnym i miał ambicję stworzenia wiarygodnej opowieści o młodych ludziach z przełomu pierwszej i drugiej dekady XXI wieku. Dlatego ci widzowie, którzy łapią się na górną granicę kina młodzieżowego, powinni zobaczyć i mocno osadzoną w naszych realiach Salę samobójców, i Hejtera, czyli kolejny film Komasy, będący już bliżej współczesności (premiera miała miejsce zimą 2020 roku). Trochę ku przestrodze.

3
„Felix, Net, Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa” (2012)

Sytuacja dość podobna do Magicznego drzewa. Z tą różnicą, że po pierwsze – bohaterowie są odrobinę starsi, a po drugie – w tym przypadku najpierw były książki, a potem film. Dokładnie 10 części przygód tytułowych bohaterów; tyle wyszło przed oficjalną premierą Teoretycznie Możliwej Katastrofy, ekranizacji drugiej powieści z całego cyklu.

I to była katastrofa – frekwencyjna. Według danych serwisu bozg.pl, na film wybrało się niewiele ponad 42 tysiące widzów, co było zaledwie 120 wynikiem wśród wszystkich produkcji z polskich kin w 2012 roku. Kto wie, czy przyczyną klęski nie była... Paktofonika; biopic Jesteś bogiem, na który sprzedano ponad półtora miliona biletów, wszedł na ekrany mniej więcej w tym samym momencie.

Szkoda, bo Teoretycznie Możliwa Katastrofa to wcale nie był taki zły film. Idący z ówczesnym duchem czasu (sztuczna inteligencja o imieniu Manfred, pojawiająca się dekadę temu w iPhonie jednego z bohaterów), klimatem nawiązujący trochę do Kina Nowej Przygody, trochę do polskich produkcji familijnych z lat 90. Był wątek inicjacyjny, był wątek miłosny, czyli wszystko to, co powinien mieć w sobie film o dorastaniu w dziwnych okolicznościach. Bez zgrzytu można sobie przypomnieć po latach, zwłaszcza że książki o Felixie, Necie i Nice nadal są wydawane.

4
„Za niebieskimi drzwiami” (2016)

Filmowa wersja Felixa, Neta i Niki nie sprzedała się, ale już ekranizacja książki Za niebieskimi drzwiami była drobnym kroczkiem w stronę większego zainteresowania rodzimych producentów tematyką dziecięcą i młodzieżową. Na film Mariusza Paleja wybrało się w 2016 roku 215 tysięcy widzów. Na pewno dość ważne w kontekście frekwencji jest to, że część dochodów ze sprzedaży biletów zasiliła konto Fundacji Akogo, zajmującej się systemowym rozwiązywaniem problemów osób w śpiączce.

Bo i sam film wychodzi od wypadku, któremu ulega 12-latek wraz z matką. On ląduje w szpitalu z połamanymi nogami; ona znajduje się w śpiączce. Podczas rekonwalescencji chłopiec zostaje odebrany przez ciotkę, która zabiera go do tajemniczego domu. A tam, za tytułowymi niebieskimi drzwiami, znajduje się zupełnie alternatywna, baśniowa rzeczywistość...

Czyli trochę jak w Akademii Pana Kleksa. W tym filmie magia też ma podkreślić problemy jak najbardziej realne; dotyczące konkretnie rzeczywistości nastolatka, który znalazł się w tak trudnej sytuacji, że musi uciec w świat wyobraźni, żeby tylko odciąć się od problemów. I jest to pokazane solidnie, do tego na mocnym fundamencie, wielokrotnie nagradzanej książce Marcina Szczygielskiego pod tym samym tytułem.

5
„Za duży na bajki” (2022)

I wreszcie jeden z najbardziej niespodziewanych polskich hitów ostatnich lat; film młodzieżowy, który podbił globalnego Netfliksa, trafiając do topki w 38 krajach. Znów – chora matka, zwariowana ciotka jako opiekunka (ciekawe, że to motyw, który przewija się przez większość filmów z tego zestawienia), ale tym razem nie ma świata baśni, a gamingowy turniej, w którym bohater – Waldek, chce zająć jak najwyższe miejsce.

Świat oglądał ten nasz film, bo był zwyczajnie uniwersalny (przecież ta historia mogła wydarzyć się wszędzie) i trochę zabawny, ale jednak i trochę smutny – jak życie. Poza tym reżyser Kristoffer Rus cały czas świeci bohaterom światełko gdzieś z końca tunelu, a ci nie dają się losowi, tylko działają dalej. Może i zgrana karta, ale co z tego, skoro każde pokolenie dzieciaków potrzebuje takiego filmu i takich inspiracji.

Siadło tak bardzo, że wiosną pojawi się druga część Za dużego na bajki, ale już w kinach. Zobaczymy, czy powtórzy frekwencyjny sukces Kleksa.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.
Komentarze 0