Skoro zrobiliśmy listę kawałków zagranicznych, no to musieliśmy sięgnąć także po polskie. To jest 50 (+1) tracków, które zbudowały historię krajowego hip-hopu. W niektórych przypadkach - czy nam się to podoba, czy nie.
I w zasadzie moglibyśmy powtórzyć wstęp, który daliśmy przy analogicznym zestawieniu numerów zagranicznych. Nie szukaliśmy największych hitów, ale staraliśmy się wybrać te kawałki, które najmocniej przyczyniły się do rozwoju polskiego rapu lub reprezentują konkretne gałęzie tego rozwoju. Dla szerszego oglądu całości braliśmy po jednym kawałku od każdego wykonawcy, oczywiście nie licząc featów.
A wyszło tak:
51. Jeden Osiem L - Jak zapomnieć (2003)
Oczywiście, że i tym razem daliśmy bonusik, ale nie możemy pominąć najbardziej szacownego reprezentanta nurtu, który 15 lat temu na moment zjednoczył środowisko rapowe tak, jak śmierć papieża zjednoczyła kibiców Wisły i Cracovii. Hip-hopolo. Twór absolutnie przedziwny, który trafił na podatny grunt; w polskiej muzyce początków minionej dekady disco polo - jak mogło się wydawać - znikło w bazarowych mrokach niepamięci, a jego miejsce muzyki lekkiej, łatwej, przyjemnej i okrutnie prymitywnej zajęli Ich Troje, Doda oraz szereg artystów z poznańskiej stajni UMC. Między 2003 a 2005 cukierkowych hitów Meza, Owala, Ascetoholixów i Verby słuchały miliony - gdyby wówczas istniał YouTube, to takie Aniele wykręcałoby staty niczym dziś Sławomir. Jednak ikoną hip-hopolo na wieki pozostanie wykrzywiona z bólu wszystkich młodych, porzuconych mężczyzn tego świata twarz śpiewającego Łukasza z Jeden Osiem L. Ten oparty na bezczelnie zajumanym z Overcome grupy Live samplu numer do dziś straszy z polskich rozgłośni radiowych, stając się przy tym bodaj jedynym rapowym utworem, który znają i lubią wasi dziadkowie. I zanim rzucicie kamieniem, krzycząc, że hip-hopolo było i tak lepsze niż (tu wpiszcie dowolnego reprezentanta nowej szkoły), przesłuchajcie jeszcze raz Jak zapomnieć. Przecież to jest gorszy kicz niż jeleń na rykowisku! Jacek Sobczyński
50. Wuzet - Iluzja (2013)
W pierwszym singlu z debiutanckiego legala pomieszkującego na Wyspach reprezentanta Szczecinka jak w pryzmacie odbijają się wszelkie możliwe refleksy brytyjskiej sceny, która w kolejnych latach miała znów zabrać głos na międzynarodowej arenie rymów kładzionych pod bit. Bo choć Iluzja nie stała się ogólnopolskim hymnem, to jest największym hitem (no, dobra, środowiskowo większą estymą cieszy się chyba Ijo Ijo) rapera podpisującego swe nagrania akronimem pseudonimu Własne Zdanie. I bodajże najbardziej rozpoznawalnym rodzimym podejściem do grime’u. Mimo że Wuzet nie był wówczas jakkolwiek kojarzony na rapowej scenie, to swoje koncertowe i nagraniowe sznyty zbierał przez lata i był prominentną postacią w skupionym wokół Krakowa środowisku basowym, do którego należeli tacy producenci jak pzg, Kasierr czy - odpowiedzialny za produkcję tego tracka - Dubsknit. W angielskim sosie czuł się więc jak ryba w wodzie - specyfikę flow i pasujących do tego typu bitów podziałów rytmicznych kumał jak żaden inny krajowy MC. To, że jest w tym fachu lepszy od reszty, przyznał nawet Pezet, który przecież mierzył się wcześniej z wyspiarską estetyką, a później… wydał debiut tegoż pioniera Polskiego Grime’u. I choć krążek Własne Zdanie nie przedarł się niestety do szerszej świadomości odbiorców rapu, to jego autor nie wrócił już w czułe objęcia sceny klubowej, ale budował w kolejnych latach swoje własne niszowe acz potężne środowisko, którego proporce niosą dziś obok niego Ginger, Miły Atz czy Majkizioom, Mordor Muzik i Vivid Stem Records. Filip Kalinowski
49. Nagły Atak Spawacza feat. Peja - Antyliroy (1995)
To był jeden z tych numerów, które puszczało się tylko na słuchawkach, byle rodzice nie usłyszeli. Zgoda, że Antyliroy jest przy znakomitych, zaoceanicznych dissach niczym reprodukcja Cecilii Gimenez przy oryginalnym obrazie Ecce Homo. Ale takie to były czasy, że kawalek zaczynający się od nieśmiertelnego: joł skur***yny, wy głupie ku**sy, wy ku**y je**ne, wy dwa madasy rozpalił wyobraźnię milionów nastoletnich fanów muzyki. Nie, właśnie nie rapu - muzyki at all, bo każdy zna przynajmniej kilka takich osób, które dzięki ponadczasowemu szlagierowi Spawaczy (z gościnnym udziałem młodziutkiego Rycha Pei) zainteresowały się na poważnie hip-hopem; można pokusić się dziś o stwierdzenie, że Antyliroy miał walory edukacyjne. Poza tym piosenka doczekała się ogromnego artykułu na swój temat, i to na pierwszej stronie Gazety Wyborczej. A cały album Brat Juzef sprzedał się w ponad stutysięcznym nakładzie, choć sami Spawacze po latach przyznali, że hajsu z niego mieli może tyle, ile Kiler dał Rysi Siarzewskiej na waciki. Jacek Sobczyński
48. Gang Albanii - Napad na bank (2015)
Druga w historii Diamentowa Płyta dla albumu z polskim rapem, ponad 150 tysięcy sprzedanych egzemplarzy, jeden z dziesięciu największych bestsellerów 2015 roku… Niewiele wydawnictw muzycznych było w stanie zawładnąć masową wyobraźnią Polaków tak mocno, jak Królowie życia Gangu Albanii. A do tego doszło jeszcze zaoranie YouTube’a. Cała playlista Królów życia na kanale Step Records ma przecież blisko 300 milionów odtworzeń! Sam Napad na bank zrobił tych wyświetleń 35 milionów. I teraz wcielimy się w rolę adwokatów diabła. Z pozycji samozwańczych, elitarystycznych krytyków kultury łatwo wyśmiewać projekt Popka, Borixona i Alibaby, ale prawda jest taka, że zanim żart o Gangu Albanii został doszczętnie wyeksploatowany, ta łajdacka, durna i surrealistyczna kreacja okraszona bałkańskim realizmem magicznym miała w sobie sporo uroku. To jest Gang Albanii, krótka piłka. Wódka, karabin, kokaina i siłka! Marek Fall
47. Trials X - Czujee się lepiey (1994)
Gdy rozmawia się o początkach polskiego hip-hopu, myśli większości osób prędko zmierzają w stronę Kielc i debiutanckich materiałów Wzgórza i Liroya. Na kilka miesięcy przed premierami tych płyt - czy wtedy głównie kaset - warszawska, a dokładnie ochocka formacja Trials-X bujała się już jednak do rytmu spokojnego, normalnego, fajnego i bardzo prostego. Na inspirowanym korzennym klimatem Native Tongues, funkującym bicie DJ’a Platoona B, J. Tiger nawijał, że rapuję, protestuję i manifestuję przeciw złemu klimatowi, w którym źle się trochę czuję. I w tych słowach odbijał się właściwie cały kontekst pionierskich czasów rodzimej rap gry. Bo z jednej strony w tych prostych rymach widać było jak na dłoni mizerny poziom techniczny ówczesnych MC’s, a z drugiej - ich temat dobrze oddawał ciężki klimat miejski pierwszych lat Polski w dobie transformacji. Ich - dużo rzadszy niż mogłoby się wydawać - obraz natomiast idealnie oddaje teledysk do tego kawałka, w którym brudna, biedna i będąca w ciągłej rozbudowie Warszawa do złudzenia przypominała obrazki znane z Bronxu lat 70. Filip Kalinowski
46. Hewra - Waza (2016)
Południowe inspiracje - choć pojawiały się niekiedy na debiutanckim krążku JWP, czy w całej właściwie twórczości ekipy PTP, nigdy nie były w Polsce tak widoczne, jak wpływy Nowego Jorku, Los Angeles czy Paryża. Biorąc poprawkę na od lat już zdominowany przez Atlantę, Houston czy Miami obraz amerykańskiego mainstreamu, kwestią czasu było to, kto weźmie się za te nisko zawieszone, wolno płynące gangsterskie pieśni i przeniesie je na polski grunt. W najdzikszych nawet fantazjach nikt nie wymyśliłby jednak składu, który mógłby to zrobić równie stylowo i charakternie jak Hewra. Żyjąca głównie w sieci, enigmatyczna i harda załoga złapała bowiem idealny balans pomiędzy byciem zabawnym, ale nie śmiesznym, charakterystycznym, a nie przerysowanym, będącym pod wpływem różnych zaoceanicznych wzorców, a jednak przetwarzającym je na swój własny, psychodeliczny sposób. Przećpany sznasonista Młody Dron, chłodny i bezlitosny Gicik A’Mane i cała czereda młodych wilków chwytających w różnych konstelacjach za mikrofon, a do tego na równi traktowana kwaśna, post-internetowa warstwa wizualna i produkcja, która swoją kreatywnością i bezkompromisowością pozostawia w cieniu nie tylko większość polskiej sceny, ale również i tej ze Stanów. To klucz do kultowego wręcz followingu, jakim cieszy się ta warszawska załoga, a jednocześnie też mur, który zamyka im drogę do szerszej rozpoznawalności. Bo też nie bez znaczenia w krótkiej acz intensywnej historii tego składu jest tekst tego konkretnego utworu. Jadąc bowiem ciągle skrajnym pasem, nieraz ocierając się o bandy i robiąc wszystko na - nomen omen - amen, trudno jest kiedykolwiek wydać płytę czy domknąć jakiś etap drogi twórczej. Ale jednocześnie tylko wtedy można nagrywać muzykę równie radykalną, jak porywającą. Filip Kalinowski
45. Zipera feat. Dragon Davy & Toma - Bez ciśnień (2004)
Nie dość, że to jeden z najlepszych letniaków, jakie wydało z siebie polskie środowisko hip-hopowe, to jeszcze stanowi genialną pocztówkę z ciemnej strony początku lat 2000. Widoczne w Zip Składowym obozie francuskie inspiracje przybrały tu bowiem dużo mniej mroczny obraz niż na solówkach Fusznika czy równie optymistycznym jak melancholijnym Nie bój się zmiany na lepsze. Drogi nadsekwańskiej sceny przecięły się z naszym rodzimym szlakiem, uświadamiając twardogłowym ulicznikom, jak wiele porywającej muzyki zainspirowała w drugiej połowie XX wieku Jamajka. A produkcje Waca przearanżowały i umuzykalniły w tamtym czasie lokalne środowisko równie radykalnie, jak niepostrzeżenie. I choć Koras, Pono i Fu pozostali tu dalej starymi, dobrymi zipami, to jednocześnie zyskiwali oni właśnie latami wypracowywany spokój ducha, którego różne - tak pozytywne jak i negatywne wpływy słychać było później na ich solowych i kolaboracyjnych krążkach. Filip Kalinowski
44. Białas feat. Bedoes - Patrzcie, idzie frajer (2016)
Białas od połowy ubiegłej dekady konsekwentnie budował pozycję na scenie i dał taki przykład zaangażowania w pracę u podstaw, że mógłby luźno zmienić ksywkę na Wokulski. Malik Montana pokonał drogę od pięćdziesiątki w zeszyt do całości za hajs, a Beezy od bitew freestyle’owych w zatęchłych klubach i wydawanych hurtowo mixtape’ów do platyny za H8M4 i budowy imperium SB Maffija. Patrzcie, idzie frajer stanowi symbol przełomu i nadejścia złotych czasów dla rapera. Ponad 30 tysięcy pogonionych egzemplarzy H8M4, osiem milionów wyświetleń klipu na YouTube, a do tego zaprezentowanie szerszej publiczności Bedoesa, który miał wkrótce zacząć pisać swoją własną historię. Mało? Marek Fall
43. Tymon - Oto ja (2002)
Byłem jak Biggie tu, byłem jak Eminem / I każdy wiedział kto to T, M O i N - przewinął w niesławnym numerze White House Records i nie powiedział przy tym ani jednego słowa nieprawdy. Tymon to legenda. Po prostu. Nie można o tym zapominać tylko dlatego, że stosunkowo wcześnie zawiesił majka na kołku. To zasłużony publicysta, autor jednego z pierwszych dissów i pierwszego pornograficznego albumu hip-hopowego w Polsce. Pomnik postawił sobie za sprawą jednego z utworów, który znalazł się na jego właściwym debiucie, Zmysłów 5, nagranym na beatach Magiery. Tym utworem jest Oto ja, czyli translacja niepokojów znanych z Kinematografii na język wrocławskich kamienic i podwórek; autobiograficzny dokument, który jest słodko-gorzki jak samo życie. Marek Fall
42. Zkibwoy, DJ Ader, Wankz - Skandale (2005)
Stawiamy Smarkiego ponad Dinal i Najebawszy EP ponad cały rap, jaki ukazywał się w Polsce w połowie ubiegłej dekady. Gdybyśmy jednak mieli wskazać jeden numer, który stanowiłby undergroundowe okno wystawowe z okresu, gdy na oficjalnej scenie zdecydowanie nastąpił przesyt (credits: Antologia Polskiego Rapu), bez zawahania wybralibyśmy Skandale. Co ciekawe, ten hymn miał pierwotnie trafić właśnie na wydawnictwo Dinali, jednak Zkibwoy rozegrał to na tyle sprytnie, że ostatecznie znalazł się na trackliście jego nielegala Obskurw king. Chociaż, jakby się nad tym głęboko zastanowić, Skandale są utworem komplementarnym do kawałka Zawiść w c**j, który jest z W strefie jarania i w strefie rymowania. W każdym razie jeśli chcecie przekonać się, jak wyglądał podziemny rap circa 2005 i dlaczego Skandalicznie trudno jest utrzymać fason/Kiedy nagle wszyscy są czarni jak Burkina Faso (w sumie – tak jak dziś), musicie włączyć Skandale. Marek Fall
41. Paluch - Nowy trueschool (2010)
Co wydaje się dziś trudne do uwierzenia, Paluchowi daleko było wówczas do statusu powszechnie szanowanego i gremialnie słuchanego self-made mana. Będąc jednocześnie capo di tutti cappi co rusz nadeptującej na odcisk zwolenników prawdziwego rapu Syntetycznej Mafii i nieco odklejonym od reszty składu, poznańskim satelitą Diil Gangu, reprezentant Wielkopolski nie oglądał się jednak na utyskiwania hejterów, ani też na to, że kolegom po fachu już powoli pęka żyłka. I cisnął swoje, czego najlepszym przykładem jest właśnie ten napędzany równie cyrkowym, jak potężnym bitem Julasa manifest… trueschoolu. Prawdziwą szkołę bowiem głównodowodzący BORu zawsze rozumiał jako bycie w porządku wobec siebie, słuchaczy i gry, w której większość zasad ustalał sam, a nie dyktowali mu je zapatrzeni w przeszłość ortodoksi. A to, że 8 lat temu nawijał już, że: Ja pierdolę trueschool i na neewschool też wykładam lachę, robię każdy rap jak trzeba, i z tego kurwa znasz mnie, daj mi dowolną pętle, na dowolne tempo, nie ma takiego bitu, do którego bym nie sieknął, w kontekście wciąż prowadzonej wojenki podjazdowej pomiędzy reprezentantami starej szkoły i nowej, chyba najdobitniej uświadamia, że naprawdę była to wtedy samotna ucieczka parę lat przed peletonem. Filip Kalinowski