50 najważniejszych płyt w historii polskiego rapu, miejsca 50-41

Zrzut-ekranu-2018-03-11-o-12.37.09.png

Nie mogliśmy tego nie zrobić - w lutym opublikowaliśmy analogiczne zestawienie albumów zagranicznych, a teraz wsiadamy w wehikuł czasu i przedstawiamy 50 (+1) krążków, które zbudowały polski hip-hop.

1
51. Gang Albanii - Królowie życia (2015)
pjimage-123.jpg

Niby top 50, ale tak naprawdę 51. Pytacie dlaczego? BO MOŻEMY. I wydaje nam się, że z podobnego założenia wyszły chłopaki z Gangu Albanii, serwując skleconą w wyjątkowo szybkim tempie płytę; na początku 2015 roku Popkiller donosił, że Królowie życia powstali w dwa i pół tygodnia. To oczywiście słychać, bo album jest wyjątkowo paździerzasty, zwłaszcza pod kątem muzycznym - te syntetyczne podkłady Alibaby bardziej przypominają dzwonki do telefonów niż regularne beaty. Ale dwie sprawy. Pierwsza to taka, że w tę chorą, alkoholowo-narkotyczną odyseję naprawdę można się wkręcić. Pomiędzy koszarowymi nawijkami Popka i tekstami starającego się trzymać jakikolwiek poziom Borixona można znaleźć parę udanych żarcików (cameo księdza Natanka w Jedziemy do Dubaju), a całość jest autentycznie spójną narracją. Druga - Gang Albanii pociągnął za sobą miliony wyznawców. Tylko z obowiązku przypominamy, że Królowie życia sprzedali się w ponad 150 tysiącach egzemplarzy, a to nakład, jakiego nie osiąga w tym kraju praktycznie nikt poza Dawidem Podsiadłą. Dlatego ta płyta musi, przynajmniej bonusowo, znaleźć się w tym zestawieniu, bo nie wybieramy krążków najlepszych, ale najważniejsze. A Gang Albanii był dla polskich słuchaczy składem bardzo ważnym. I tak, pamiętamy, że to zespół, który na singiel promujący drugą płytę wybrał sobie utwór opiewający dobroczynne skutki koprofilii.

Jacek Sobczyński

2
50. Mezo - Mezokracja (2003)
pjimage-124.jpg

Być może mało kto o tym pamięta, ale w okolicach 2001/2002 roku Mezo uchodził za naprawdę konkretnego, przyszłościowego zawodnika. W swoim rodzinnym Poznaniu miał mocne plecy (feat u Pei brzmi dziś niewiarygodnie, ale to się naprawdę wydarzyło), prowadził festiwale, audycję radiową, pisywał do lokalnej prasy (m.in. zapowiadając w Wyborczej legendarny Bless Da Mic), a przede wszystkim umacniał się na pozycji lidera wielkopolskiego podziemia. Podziemia, któremu nie przeszkadzał lekki, silnie intelektualny klimat jego numerów. Zaraza nadeszła dopiero przy premierze Mezokracji, a imię jej brzmiało Aniele. Za ten numer już chwilę po wydaniu krążka Mezo był szlachtowany przez prawilne audytorium, tymczasem raper jeszcze podkręcił ogień pod tym wrzątkiem i wypuścił do niego klip z udziałem serialowej aktorki Katarzyny Bujakiewicz. Zgoda, Aniele to koszmar, który w dodatku zapoczątkował modę na upiorne hip-hopolo. Ale w sumie to się Mezo, Ascetoholixom czy Owalowi dziś nie dziwimy; zostając przy klasycznym brzmieniu nie mieliby szans przeskoczyć fejmu Pei, a tu przynajmniej mogli trochę sobie zarobić, chociaż zrobili to w naprawdę obleśnym stylu. Poza tym Mezokracja z całej tej menażerii spod szyldu UMC jest albumem najsolidniejszym i na płaszczyźnie tekstowej całkiem mądrym. Podłóżcie sobie pod takie Żeby nie było jakiś normalny beat, a okaże się, że to dobry numer. Szkoda - Mezo miał papiery na duże granie, tymczasem dziś uchodzi za przykład najbardziej spektakularnie spieprzonej kariery w polskim rapie.

Jacek Sobczyński

3
49. Sobota - Sobotaż (2009)
11761744800800.jpg

Szczecińska ferajna związana ze Stoprocent zawsze przypominała nam nieco D-12; barwną i wariacką załogę, której mocny, potwierdzony street cred nigdy nie przeszkadzał robić ruchów szalonych, sięgać po bity tak chwytliwe, że momentami wręcz popowe, a na mikrofonie nie cedzić słów przez żadne filtry. Może wręcz ten street cred im w tym pomagał i ich do tego motywował, bo pewnością siebie zawsze potrafili zamknąć gęby krytyce, a swoje niedostatki techniczne przykryć hałdami wrodzonej charyzmy. I choć debiutancki krążek Soboty również nie pozbawiony był wad, to napędzany hitowymi produkcjami rozpędzającego się dopiero Matheo, potok melodyjnie nawiniętych, śpiewnych wręcz niekiedy bluzgów, bragg, zaczepek i flirtów zwiastował nadejście nowej szkoły, która w przeciwieństwie do poprzednich generacji amerykańskie Południe ceniła sobie równie bardzo, jak Wschód czy Zachód. Bo wciąż po tych blisko 10 już latach nie możesz przejść obojętnie obok tego gówna człowieku, możesz (ich) nienawidzić, ale raczej musisz (ich) kochać.

Filip Kalinowski

4
48. Afro Kolektyw - Płyta pilśniowa (2001)
R-341447-1346446366-5434.jpeg.jpg

Debiut Afro Kolektywu to pokaz oryginalności, pionierstwa i skrajnej wywrotowości na naszej scenie. Ten materiał wydany (nie bez perturbacji) w wytwórni Arka Delisia z jednej strony przecierał szlaki wszystkim późniejszym wykonawcom, którzy chcieli robić w Polsce hip-hop w instrumentalnej, organicznej oprawie, a z drugiej – comedy rap spod znaku Biz Markiego. Równocześnie jest to pozycja, którą stosunkowo łatwo marginalizować czy dezawuować. Afro Kolektyw nie stworzył, kurcze, movementu, a ponadto ukrywał muzyczną erudycję i błyskotliwe przekminy pod dressingiem z niewybrednych, studenckich żartów. W efekcie nie doczekał się nawet poważniejszej wzmianki w Antologii polskiego rapu. My gramy jednak w tym przypadku w jednej drużynie razem z Łoną, który skomplementował frontmana Afro Kolektywu tymi słowami: Afro nie jest może obdarzony najlepszym głosem i nie ma najbardziej wyszukanego flow. Afro po prostu pisze najlepsze teksty z nas wszystkich. To jest literacko daleko poza zasięgiem całej reszty. Do tego rzadko spotykana odwaga artystyczna, która mi po prostu imponuje. W tym miejscu oddajemy cesarzowi, co cesarskie.

Marek Fall

5
47. Pih - Kwiaty zła (2008)
1228205067.jpg

Pih jest jednym z niewielu rodzimych raperów, którzy stąpając po cienkiej linii dzielącej turpizm od kiczu i patos od pretensji potrafią w tej trudnej sztuce znaleźć ekwilibrystyczny wręcz balans. Jego trzeci album, imponujące, dwupłytowe Kwiaty zła są natomiast najlepszym przykładem tego, jak nurzając się w pornografii i horrorowej wręcz estetyce nie popaść w sztuczność. Ba, białostocki MC złożył na nim niejeden wers, który potrafi być naprawdę dotkliwy i wzbudzić w nas emocje, z którymi obcujemy czytając dobrą literaturę, a nie oglądając tanie kino grozy. Po części to kwestia rozpaczliwego kontekstu zimnych jak lód betonowych osiedli, po części surowych, acz energetycznych bitów Davida Gutjara, WhiteHouse’ów czy DNA, a po części świetnie dobranych gości, spośród których zwrotki Erosa czy Brudnych Serc pamiętamy po dziś. Przede wszystkim jednak samego Piha, sypiącego obrazowymi metaforami i dysponującego flow brzmiącym tak, jakby rapując, walczył o życie.

Filip Kalinowski

6
46. Paluch - 10/29 (2016)
pjimage-125.jpg

To właśnie nazywamy żelazną konsekwencją. Na swój status poznaniak pracował niezwykle długo, bo od połowy poprzedniej dekady, ale jeszcze za czasów przebojowego Nieba nie uchodził za najważniejsze gardło nawet we własnym mieście - w podsumowaniu 2012 roku według userów portalu poznanskirap.com został ledwie trzecim najlepszym MC, za Peją i donGURALesko. Tymczasem dziś Paluch redefiniuje krajowy uliczny rap, wykręcając przy tym wyniki absolutnie kosmiczne; nietaktem jest pytać o debiut na jedynce OLiS-u, tu ważniejsza jest kwestia: po ilu dniach wjedzie platyna. Jak to się w ogóle wydarzyło? Paluch odnalazł niszę w czymś, co moglibyśmy nazwać ulicą deluxe; to wciąż proste i dosadne teksty, ale ubrane w nowoczesne, dopieszczone beaty. Na 10/29 doskonale łączy ze sobą starą szkołę z cudownie dresiarskim, syntetycznym brzmieniem - zresztą sam w tytułowym numerze podsumowuje swój fenomen sugestią, że dla starych jest młody, dla młodych dalej świeży. Dajemy go dość nisko, bo i na pełny ogląd wpływu Palucha na rapgrę musimy poczekać z dekadę, nie ma za to cienia przesady mówiąc, że jego twórczość jest dla ulicznie zorientowanych małolatów tym, czym dla pokolenia wyżej było Na legalu?.

Jacek Sobczyński

7
45. Magierski, Tymon, Mały72 - Oddycham smogiem (2008)
oddycham-smogiem-b-iext43238212.jpg

Tymon to już nieaktywna legenda wrocławskiej sceny, która jednak od samego początku pisała historię rapu w Polsce. Tak było, kiedy pod koniec lat 90. zaangażował się w konflikt ze Wzgórzem Ya-Pa 3 w ramach jednego z pierwszych i zarazem najlepszych beefów, jakie miały u nas miejsce. Tak było również, gdy dokonał rewolucji obyczajowej na scenie, wydając Świntucha i kiedy nagrał Zmysłów 5 bez użycia głoski r, z którą miał logopedyczny problem. Jego opus magnum, a zarazem lost treasure rodzimego hip-hopu to jednak wydawnictwo, które powstało, kiedy zawiesił już buty na kołku. Mowa o Oddycham smogiem; posępnym, wielkomiejskim i poetyckim (choć oszczędnym w słowach) arcydziele, do którego gęste, trip-hopowe produkcje przygotował Magiera z White House Records. Hipnotyczny utwór tytułowy z tego krążka okazał się zaiste profetyczny. W drugi weekend lutego Wrocław był najbardziej zanieczyszczonym miastem na świecie. W powietrzu wisiał większy syf, niż w Delhi czy pakistańskim Lahaur.

Marek Fall

8
44. Quebonafide - Egzotyka (2017)
2509quebonafideegzotykafrontcoverqueshop.jpg

Najlepiej sprzedający się album 2017 roku, podwójna platyna (ponad 60 tysięcy egzemplarzy do końca ubiegłego roku), dwukrotny numer jeden w tygodniowych zestawieniach OLiS-u, ponad 150 milionów wyświetleń klipów na YouTube… Nie jesteśmy ślepo zapatrzeni w Quebo, nie jesteśmy szalikowcami Egzotyki i zdajemy sobie sprawę, że jego popularność i hype są nieracjonalne w stosunku do samego produktu kultury, ale postawmy sprawę jasno: Ezoteryka i Egzotyka zrobiły z Kubę klasyka gatunku. Czy to się komuś podoba, czy nie. Poza tym, przy wszystkich zastrzeżeniach nie można nie docenić rozmachu, z jakim działa ten chłopak. Debiut pokrył się platyną? Poprzeczka została zawieszona nadzwyczaj wysoko? Nic wielkiego. Spakował plecak i ruszył w podróż dookoła świata, by zrealizować jeden z najbardziej spektakularnych albumów muzycznych w dziejach naszej popkultury. Czapki z głów.

Marek Fall

9
43. Nagły Atak Spawacza - Brat Juzef (1996)
1262.jpg

To jest bezwzględnie najgorsza płyta z całego zestawienia. I jedna z najgłośniejszych; nie przypominamy sobie drugiego polskiego rap-albumu, któremu Gazeta Wyborcza poświęciła główny artykuł na pierwszej stronie. Materiał nosił tytuł Rap i gwałt, a autor rozwodził się nad zgubnym wpływem popularnych Spawaczy na młodych odbiorców, sugerując efekty niemal podobne do tych, jakie występują po zażyciu krokodyla. Żarty żartami, ale faktycznie, oddźwięk Brata Juzefa wśród fanów pierwszej fali rapu był ogromny, choć to jasne, że nikt nie traktował Faziego i jego przyjaciół poważnie. Jednak to dzięki nim polska kultura wzbogaciła się o zjawiska pokroju Formacji Cmentarz, Dohtora Mioda, Cypisa czy - poniekąd - Gangu Albanii; artystów słuchanych z wypiekami twarzy na słuchawkach i przegrywanych kasetach lub z pierwszych, ściągniętych z Emule’a plików mp3. To także jedno z nielicznych rapowych wydawnictw, którym na poważnie zainteresowali się przedstawiciele innych subkultur z punkowcami, metalowcami i… fanami techno na czele. A ci, którzy zżymali się na popularność Popka wśród gimnazjalistów, niech spojrzą w lustro i pomyślą - wychowani w latach 90. dorastali z Nagłym Atakiem Spawacza, starsi z Dr Huckenbushem i jakoś nikt dzięki nim nie wyrósł na dewianta. Każde pokolenie po prostu potrzebuje takich matołków. Na koniec autentyczna historyjka z lat 90., gdy do Acid Shopu, bodaj najsłynniejszego niszowego poznańskiego sklepu muzycznego, wtargnęła rozemocjonowana pani w średnim wieku, rzucając na ladę Brata Juzefa w wersji kasetowej i wrzeszcząc: To skandal! Mój syn kupił tu to paskudztwo za 12 złotych! I dobrze zrobił. W Empiku kupiłby za 16 - odparł ze spokojem sprzedawca.

Jacek Sobczyński

10
42. Afront - Coraz gorzej (2006)
pjimage-126.jpg

Łona nazwał ich kiedyś polską odpowiedzią na Jurassic 5. Inni od zawsze widzieli w tym duecie najbardziej niedoceniony rapowy skład w naszym kraju (patrz: Prawda się sprzedaje tu jak płyty Afrontów z Wszyscy kłamią Rasmentalism), choć są i tacy, którzy twierdzą, że Jankowi i Kasowi zabrakło po prostu konsekwencji i samozaparcia. To niedocenienie tak przylgnęło do Afrontów, że zdecydowali się nawet spróbować rozbroić je w openerze Coraz Gorzej, Intro/Niedoceniona (Oj, biedny, niedoceniony ten dobry Afront / Słuchacze mówią to, słyszę to, widzę że się martwią). Zamiast jednak ciągle wracać do liczb i zasięgów, warto przypomnieć, że na swoim drugim/trzecim krążku nagranym we współpracy z Metro (ma tu flavor jak Madlib!) Afronci dostarczyli pięknie przegadany, hiperaktywny, zawadiacki, chamski i bezczelny, a równocześnie wysublimowany rap z jakąś niebywałą chemią między dwoma MC’s i producentem. Coraz Gorzej to jest pieprzony pociąg ekspresowy relacji Teofilów – Detroit. Dla takich płyt warto było zakochać się w rymach i beatach.

Marek Fall

11
41. Małpa - Kilka numerów o czymś (2009)
pjimage-127.jpg

W recenzji sprzed ośmiu lat nazwałem Kilka numerów o czymś jednym z większych fenomenów w historii krajowego podziemia. I rzeczywiście tak było. Kiedy Łukasz Małkiewicz po latach nieśpiesznego działania z Jinxem w duecie Proximite w końcu nagrał solowy materiał, przygotował zaledwie tysiąc egzemplarzy… i cały ten nakład rozszedł się od ręki. Pomoc w dystrybucji oraz wytłoczenie winyla zaproponowała wtedy wytwórnia Asfalt Records, dzięki czemu dziś Kilka numerów o czymś  cieszy się statusem pierwszej nieoficjalnej płyty rapowej w Polsce, która pokryła się złotem. Małpa swój sukces zawdzięczał interesującej dychotomii. Z jednej strony był wierny staroszkolnym zasadom i oddany czterem elementom (o tym są kawałki Pamiętaj kto i 5 element), z drugiej – cechowała go emocjonalność i umiejętność nagrywania kawałków, od których dziewczyny robiły się mokre (Nie byłem nigdy, Paznokcie). Wielka szkoda, że swój potencjał w kolejnych latach realizował głównie w ramach gościnnym występów, m.in. u White House Records, Pezeta i Małolata czy Włodiego.

Marek Fall

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Różne pokolenia, ta sama zajawka. Piszemy dla was o wszystkich odcieniach popkultury. Robimy to dobrze.