6 piłkarskich twardzieli z lat 90., za którymi bardzo tęsknimy

cover-1.jpg

Oczywiście tęsknimy także za wieloma innymi, ale akurat ta szóstka ma w sobie wszystko, za co kochamy futbol z tamtych lat. Czyli... skille wymieszane z nutką nieokrzesania.

Może nie wszyscy o tym wiecie, ale nasz redakcyjny kolega Piotrek Kędzierski jest absolutnym wariatem futbolowych lat 90. Poważnie. Do tego stopnia, że wspomnienia z tamtego okresu automatycznie zmieniają mu nastrój, zupełnie jak przy update postaci w grze video. Jeśli Kędzior rano jest smutny, zły albo niewyspany - wystarczy zarzucić mu dowolnym nazwiskiem. Ej, Piotrek, masz dzisiaj taką minę jak David Seaman, kiedy... I nagle wesoły Piotrek dopowiada: czekaj, czekaj - wpuścił za kołnierz strzał Nayima z finału Pucharu Zdobywców Pucharów w 1995 roku?

No jasne, że tak. Zresztą nie znamy drugiej osoby z tapetą Leszka Pisza na smartfonie. Pewnie nawet nie ma jej sam Leszek Pisz. A Piotrek - i owszem.

Futbolowe wspomnienia redaktora Kędzierskiego czasem przewijają się przez sponsorowanej przez zakłady bukmacherskie Fortuna audycję Kurs na weekend (piątki, godzina 11), gdzie Piotrek razem z zaproszonymi gośćmi zastanawia się nad tym, co też wydarzy się w czołowych europejskich ligach. Ale jako że ostatnio zeszło nam w redakcji na rozmowę o najtwardszych, najbardziej charakternych graczach, którzy aktualnie czarują na boiskach - i jako że absolutna legenda lat 90., Christo Stoiczkow, odwiedził ostatnio Warszawę w związku z promocją swojej książki - nie mogliśmy nie zrobić sobie tej przyjemności. Dlatego wsiadamy do wehikułu czasu i lecimy:

1
BRAMKA: Jose Luis Chilavert (Paragwaj)
chilavert.jpg

Raz jeden, pamiętam, dostałem cztery sztuki w Paragwaju, końcówka meczu, rzut wolny. Nagle cały stadion zaczyna krzyczeć: – Chilavert, Chilavert! Co jest grane, jaki do diabła Chilavert? Patrzę z przerażeniem, bo ten wielki niedźwiedź biegnie przez całe boisko, żeby upokorzyć mnie doszczętnie. Rzadko się modlę na boisku, a wtedy się pomodliłem: – Dobry Boże, niech się dzieje co chce, ale niech ten grubas mi nie strzeli. Mogę jutro skończyć karierę, ale nie w taki sposób. Gorąco jak w piekle. Pogoda w sam raz by spalić się ze wstydu. Chilavert podszedł do piłki, sapiąc jak wielki zwierz. Spojrzał na mnie bez cienia współczucia. I kopnął. Centymetr obok słupka, na szczęście z niewłaściwej strony.

Takiego kozaka jak Grzegorz Szamotulski, czołowy polski bramkarz-wariat lat 90., niełatwo wystraszyć, a jednak jemu się udało. Paragwajski bramkarz nie ograniczał się tylko do bronienia: był niezwykle skutecznym egzekutorem rzutów wolnych i karnych, strzelając w ten sposób 46 bramek w meczach klubowych i 8 w reprezentacji. Poza tym regularnie grał na pograniczu faulu, wdawał się w boiskowe i pozaboiskowe awantury (kiedyś bez skrępowania przyznał w jednym z wywiadów, że wozi w samochodzie kij baseballowy), a ostatnio na światło dzienne wyszła dość przerażająca historia. Otóż w 1997 roku Chilavertowi groziła śmierć z rąk kolumbijskiej mafii - wszystko dlatego, że podczas meczu Kolumbii z Paragwajem bramkarz uderzył zawodnika rywali, Faustino Asprillę. Mafiosów od tego pomysłu odwiódł sam Asprilla. A powyższy cytat pochodzi z biografii Szamotulskiego, Szamo, którą napisał wspólnie z Krzysztofem Stanowskim.

2
OBRONA: Paolo Montero (Urugwaj)
montero.jpg

Najntisy słynęły z obrońców - walczaków i pewnie moglibyśmy wstawić tu kilkadziesiąt równie znakomitych nazwisk, ale wybieramy jego. Co to był za wspaniały rzeźnik! Urugwajczyk aż 16 razy wyleciał z boisk Serie A z czerwoną kartką, co zresztą jest niepobitym dotąd rekordem ligi. Stłukł (na boisku) Luigiego Di Biagio, a kiedy ten wystąpił o karę dla brutala, Montero w odpowiedzi poradził mu, żeby zajął się siatkówką, bo to sport dla takich mięczaków. Stłukł też (poza boiskiem) kibiców Juventusu Turyn, którzy zaczepiali grającego tam Zinedine'a Zidane'a. To o tyle ciekawe, że Montero... też grał w Juve. Ale poza tym to był świetny piłkarz, który dotarł z turyńczykami aż trzy razy do finału Ligi Mistrzów. Niestety za każdym razem schodził z boiska pokonany.

3
OBRONA: Jaap Stam (Holandia)
stam.jpg

To nie był superagresywny obrońca pokroju Stuarta Pearce'a czy choćby wspomnianego wyżej Montero. Ale Stama wybieramy z innego względu - był klasycznym, książkowym defensorem, którego po prostu nie szło przejść. 191 cm wzrostu. Ponad 90 kg żywej wagi. Żaden napastnik nie chciał na niego grać, bo Stam był po prostu diabelnie skuteczny. Zresztą to on stanowił filar obrony Manchesteru United, który po dramatycznym boju z Bayernem wygrał Ligę Mistrzów w 1999 roku. Ciekawostka - naprawdę ma na imię Jakob.

4
POMOC: Patrick Vieira (Francja)
vieira.jpg

Wielki motywator, charyzmatyczny lider, człowiek, za którym reszta szła w ogień; nie żartujemy - Vieira pierwszy raz założył opaskę kapitańską jako 19-latek. Rządził i dzielił w środku pola, a że do tego był ogromny, to i trudno było przewidzieć jego kolejny ruch, i... zabrać mu piłkę. Bezwzględny dla rywali: kto mu podpadł, ten żałował. Zresztą o czym my tu będziemy mówić, skoro to chyba jedyny człowiek na planecie, który toczył wyrównane boje z Royem Keane? A poza tym Vieira to mistrz świata, mistrz Europy i trzykrotny triumfator w ligach włoskiej i angielskiej. Wstydu nie ma.

5
POMOC: Vinnie Jones (Wielka Brytania) / Roy Keane (Irlandia)
pjimage.jpg

Oczywiście, że dziś wspomina się ich z tęsknotą, zwłaszcza patrząc na wymodelowanych piłkarzy, których wywraca sam podmuch wiatru. Ale nie można też nie wspomnieć, że ta dwójka naprawdę jechała po bandzie. I że brutalności było u nich często zbyt wiele. Roy Keane po latach przyznawał, że uwielbiał łamać rywalom kończyny, a Vinnie Jones był skończonym wariatem, w którego repertuarze znajdywało się między innymi ściskanie genitaliów przeciwników czy...  żółta kartka w trzeciej sekundzie meczu. Zobaczcie sami:

Dajemy ich obu, bo byli trochę jak bracia. A nie tak dawno temu Jones otwarcie rekomendował Keane'a na stanowisko trenera Newcastle.

6
ATAK: Christo Stoiczkow (Bułgaria)
MEXICO V BULGARIA
5 Jul 1994: HRISTO STOITCHKOV OF BULGARIA CELEBRATES THE FIRST GOAL DURING THE FIRST HALF OF THE SECOND ROUND 1994 WORLD CUP MATCH AGAINST MEXICO AT GIANTS STADIUM IN EAST RUTHERFORD, NEW JERSEY.

Napastnik wybitny. Wariat... też wybitny. Celowe nadepnięcie na nogę sędziego? Proszę bardzo. Jedenaście czerwonych kartek przez siedem lat gry dla Barcelony? No, jak na zawodnika ofensywnego, jest to wynik imponujący. Stoiczkow potrafił publicznie besztać własnego trenera, wstawiać się za kolegą z reprezentacji, który sugerował kibicom, żeby ci... jakby to ująć, wykonali mu tzw. czynność oralną, ale pamiętajmy, że był przy tym rewelacyjnym graczem, który doprowadził Bułgarię do historycznego sukcesu - awansu do pierwszej czwórki najlepszych drużyn podczas Mistrzostw Świata w 1994 roku.

A jednak nawet takiego twardziela może coś ukłuć. Kilkanaście dni temu media obiegł film z zapłakanym Stoiczkowem, który komentował dla jednej z telewizji rasistowski incydent, jakiego dopuścili się bułgarscy kibice.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Różne pokolenia, ta sama zajawka. Piszemy dla was o wszystkich odcieniach popkultury. Robimy to dobrze.