
Może i rap rodził się na blokowiskach, ale rozkwitał w klubach. A te miejscówki zrobiły naprawdę sporo dla rozwoju całego gatunku. Nostalgia mode on!
I od razu wyjaśnienie: co prawda w tytule piszemy o tym, że tych klubów nie ma, ale to nie do końca prawda - niektóre miejsca wciąż istnieją, choć teraz znajdują się w nich inne lokale, niektóre działają nawet pod tymi samymi nazwami, ale wystarczy rzucić okiem na line-up, żeby zrozumieć, że to już nie to samo. Klub rozumiemy bardziej jako nienamacalną przestrzeń i - przede wszystkim - ludzi, którzy ją tworzyli. Kto kiedykolwiek machał na parkiecie rękoma do The Next Episode, ten wie, o czym mówimy.
Partnerem materiału jest marka SKYN.
Remont (Warszawa)
I to właśnie jest przykład takiego działającego wciąż miejsca, które kiedyś było niemym świadkiem narodzin warszawskiego rapu, o czym zresztą pisaliśmy w naszym alfabecie Skandalu Molesty. Dziś ten mieszczący się w Domu Studenckim Riviera klub bardziej niż muzyką kusi Piwnymi Czwartkami (płacisz dychę, pijesz tyle piwa, ile dasz radę). Pamiętam Remont jako klimatyczną, ciasną, zadymioną i pełną znajomych miejscówkę. Pamiętam, jak któregoś dnia skończyłem wcześniej sezonową robotę na zmywaku i wylądowałem pod Remontem na kilka godzin przed otwarciem. Podszedł do mnie jakiś chłopak, podpytał, czy często tu przychodzę, czego słucham, poczęstował papierosem i tak od słowa do słowa zakumplowaliśmy się. Okazało się później, że to jakiś konkretny, szanowany, śródmiejski watażka. Wystarczyło kilka zbitych piątek z nim pośrodku klubu i nagle połowa ludzi schodziła mi z drogi - wspomina Adam Mizera, twórca fanpage'a Capmentalism.
Eskulap (Poznań)
To też lokal położony bezpośrednio przy akademiku, w tym przypadku poznańskiego Uniwersytetu Medycznego. Niegdyś czołowa sala koncertowa Poznania, aktualnie klub jest zamknięty, bo właściciele nie mogli dogadać się z rektoratem uczelni. Eskulap dysponował dwiema scenami: dolna była zarezerwowana przede wszystkim na koncerty (lekko wchodziło tam 1000-1200 osób), górna na imprezy. Tam odbył się bodaj pierwszy festiwal rapowy w Poznaniu, Hip Hop Non Stop (czerwiec 1997), chociaż w czasach eksplozji hip-hopu na przełomie wieków klub dzielił weekendy na dni rapowe i elektroniczne - Poznań był także bardzo mocnym ośrodkiem techno i house'u. Tu grali wszyscy: Kaliber 44 zaraz po wydaniu 3:44, Grammatik po Światłach miasta, Fisz na trasie Polepionych dźwięków, jeśli dobrze kojarzę to w 2001 także Paktofonika w składzie Fokus + Rah. Pamiętam imprezy na piętrze, na których za konsoletą meldował się Peja. Zresztą w tamtych czasach sam spacer do Eskulapa z przystanku tramwajowego na rondzie Nowaka-Jeziorańskiego był jak przejście trudnej planszy w Super Mario Bros; chłopaki z Jeżyc regularnie urządzali po drodze kontrole telefonów - mówi Jacek Sobczyński, redaktor prowadzący newonce.net
Harenda (Warszawa)
Wiekowy (powstał w latach 90.) i wciąż istniejący lokal w centrum Warszawy. Dziś za dnia można tam zjeść, wieczorem posłuchać jazzu, bluesa czy soulu, oczywiście na żywo. Ale kiedyś było inaczej. Adam Mizera wspomina Harendę jako najlepszą stricte imprezownię w mieście. Ciasno, gorąco - jak na amerykańskich teledyskach. Nie musiałeś być przystojny, wygadany, nie musiałeś umieć tańczyć, żeby się tam dobrze bawić. Było tak głośno i duszno, że wszystkim było to obojętne. Harenda była bardziej baunsownią, jak później Harlem czy Underground, w odróżnieniu od Remontu, który był bardziej prawilny - za deckami stał VOLT, było bardziej ulicznie, nie było miejsca dla pajaców w ciuchach G-Unit.
Harlem (Warszawa)
No właśnie, skoro przywołaliśmy Harlem, czas i na ten mieszczący się przy ul. Kolejowej lokal. To też była bardziej imprezownia - chodziłem tam, bo miałem spore towarzystwo z Woli - opowiada manager Iskry Adrian Nahorny. Nastawiony stricte na hip-hop Harlem wybijał się w poprzedniej dekadzie, bo w Warszawie imprez było wówczas po prostu dużo mniej. Co jeszcze? Na pewno czująca temat, sprawna selekcja. Pamiętam, jak kiedyś poszedłem tam ze znajomymi z zagranicy i tak się złożyło, że tylko ja miałem baggy jeansy, reszta była w dresach. A wiadomo, w dresie do Harlemu nie wejdziesz. No i zrobiliśmy taki patent, że... podawałem im ukradkiem moje spodnie, każdy po kolei zakładał je na swoje dresy i tak wszyscy wchodzili. Niestety za którymś razem ochrona skapowała się i po prostu nas wyrzuciła - dodaje Adrian.
Obok Harlemu znajdowały się boiska do kosza, więc co więksi zajawkowicze tematu mogli sobie popykać w basket, gdy z jakichkolwiek powodów impreza im nie leżała. Kiedyś chciałem popisać się przed dziewczyną i założyć paczkę w pełnym biegu, ale było mokro, poślizgnąłem się i poleciałem na plecy przy pełnej widowni - wspomina współzałożyciel teamu We Run Clan Karol Klepacki.
Cube (Łódź)
Zdecydowanie najważniejsza dla rozwoju hip-hopu w Łodzi miejscówka, której dziś już niestety nie ma, także dosłownie. Jednym ze stałych bywalców Cube'a był Mateusz Leszczyński, którego kojarzycie bardziej z działalności pod ksywką Woskul. Jeśli w jednej przestrzeni Peja rzucał krzesłem, Trzeci Wymiar kręcił klip do 15 MC, koncerty grali m.in. Grammatik, Eis czy WWO, to trudno o lepszą rekomendację! Do tego bitwy freestyle, taneczne popisy b-boys czy integracja ekip graffiti - wszystko to stanowiło o wyjątkowości tego miejsca. Szkoda tylko, że dziś zamiast klubu stoi tam apartamentowiec - wspomina.
Fresh & Paragraf 51 (Warszawa)
Fresh to legenda przez wielkie L. Niech o statusie tego klubu świadczy fakt, że doczekał się zarówno swojego hymnu...
... jak i numeru raczej hejtującego działalność Fresha.
Grali tam naprawdę wielcy - KRS One, Method Man i Redman, M.O.P. Tam można było spotkać wszystkich cenionych warszawskich didżejów i MC's. A dziś w miejscu Fresha, na tyłach stadionu Skry, mieści się klub Iskra. Nie, nie chcieliśmy kontynuować tradycji Fresha. Iskra jest czymś zupełnie nowym i stylistycznie odmiennym, nie było sensu ścigać się z legendą - mówi Adrian Nahorny.
Zresztą przed Freshem w tym samym miejscu działał nie mniej słynny Paragraf 51. Najczęściej bywałem tam w latach 2003-04., w tamtych czasach w Paragrafie chadzano głównie na house i drum&bass. Dla nas największą zajawką były rap koncerty i klasyczne hip-hopowe melanże. Na zawsze w pamięci pozostaną mi dojazdy na teren dawnej Skry (z Bielan był to kawałek) oraz stanie w długiej kolejce na schodkach prowadzących na dół do klubu - dodaje Karol Klepacki.