Staram się pozostać tą samą Olą – wyznaje nam Aleksandra Mirosław, złota medalistka igrzysk olimpijskich w Paryżu i zwyciężczyni 90. Plebiscytu na Najlepszego Polskiego Sportowca w 2024 roku. Sportsmenka opowiada nam między innymi o swoich muzycznych i filmowych inspiracjach.
Zacznę od pytania z tezą - jakie największe zmiany zaszły w twoim życiu po igrzyskach olimpijskich w Paryżu?
Mówię to z pełną odpowiedzialnością - żadne. Występ w Paryżu był domknięciem długiego, dziesięcioletniego rozdziału. Podjęliśmy z trenerem decyzję, że w kolejny sezon wchodzimy tak jak zawsze - chwila odpoczynku i trenujemy dalej, bo w 2025 roku czekają nas mistrzostwa świata, których nie odpuszczamy. Poza tym staram się pozostać tą samą Olą, którą byłam przed Paryżem. Przed igrzyskami spędziłam dużo czasu w rozjazdach i zatęskniłam za swoim domem, dlatego teraz jeszcze bardziej doceniam momenty, gdy mogę spotkać się ze swoimi najbliższymi.
Użyłaś sformułowania: „Staram się pozostać tą samą Olą”. Co to właściwie znaczy?
Przede wszystkim to, że wciąż najważniejsze są dla mnie treningi, one były i są na pierwszym miejscu - tutaj nic się nie zmieniło. Po igrzyskach zmieniło się tylko to, że jest bardzo duże zainteresowanie moją osobą, ale z całym moim teamem pracujemy nad tym, by to zainteresowanie przekuć w coś pozytywnego.
Odnajdujesz się w tym medialnym szumie, który wokół ciebie się dzieje?
Uczę się tego. Na igrzyskowy sukces nie da się przygotować, albo po prostu ja tego nie zrobiłam. Wydaje mi się, że gdybym myślała o tym, co będzie po igrzyskach, moje myśli automatycznie odwracałyby się od zawodów, w których biorę udział. Nasze planowanie skończyło się na 7 sierpnia, a później szliśmy trochę z falą, adaptowaliśmy się do tego, co się dzieje, bo też wielu rzeczy nie dało się zaplanować. Jedyną osobą w naszym teamie, która była przygotowana na to, co się wydarzy, była moja psycholog.
Media, wywiady, spotkania - te wszystkie rzeczy, które są dodatkiem do twojej kariery, traktujesz jako przykry obowiązek czy wręcz przeciwnie?
Nigdy nie podchodziłam do tego jak do przykrych obowiązków. Wyciągam z tego wiele fajnych historii. Jeżeli chodzi o funkcjonowanie w przestrzeni publicznej... W ciągu pięciu lat (to krótki okres) przeszłam drogę od osoby totalnie nieznanej do bycia kimś bardzo rozpoznawalnym. I znów muszę wspomnieć o mojej psycholog, która bardzo mi pomaga odnaleźć się w tym świecie. Oczywiście są rzeczy, które muszę zrobić, bo to zobowiązania sponsorskie wpisane w umowę. Sponsorzy nas wspierają za wyniki sportowe, ale i za to, jak bardzo jesteśmy widoczni, bo przecież oni na tym zyskują. To już nie jest tylko płacenie za zdobycie medalu, ale i płacenie za to, że jesteśmy rozpoznawalni, realizujemy projekty i mamy na siebie pomysł. Powiedziałabym, że zdobycie medalu to świetny początek, ale na przestrzeni lat kwestia sponsoringu sportowego bardzo się zmieniła.
W co chcesz przekuć to zainteresowanie, które obecnie dzieje się wokół ciebie?
Nie mogę zdradzić zbyt wielu szczegółów, ale nasz plan biznesowy dotyczący działań pozasportowych jest szeroki. Mamy naprawdę dobre pomysły. W najbliższym czasie świat się o tym przekona (śmiech). Obecnie prowadzimy np. stowarzyszenie, gdzie mamy warsztaty z dzieciakami, bo chcemy im pokazać, że wspinanie się jest fajne. Niedawno ruszyła też edycja dla osób z niepełnosprawnościami, by z kolei tu pokazać, że to sport dla każdego i może pełnić też formę rehabilitacji.
A jaką formę w twoim życiu pełni dziś psycholog, o którym wcześniej wspominałaś?
Na co dzień uzupełniamy pudełeczko z narzędziami, które w razie potrzeby wyciągam, bo dzięki nim radzę sobie z różnymi wyzwaniami. Nasza praca zaczęła się w momencie, kiedy znalazłam się w trudnej sytuacji. Po zdobyciu kwalifikacji olimpijskiej wiedziałam, że mam problem, którym muszę się zająć i który muszę rozwiązać. To w tamtym okresie po raz pierwszy pojawiły się u mnie stany lękowe.
Dziś praca z psychologiem u zawodowych sportowców to coś oczywistego?
Nie znam dokładnych danych, ale wydaje mi się, że jest niewielu sportowców, którzy mają psychologa od początku swojej seniorskiej kariery czy w czasie zmagań juniorskich. Większość zgłasza się po pomoc dopiero w momencie, kiedy zaczyna się już dziać coś złego. Mam wrażenie, że Polacy nadal boją się powiedzieć, że mamy problem, że potrzebujemy pomocy. Abstrahując od sportu - ten problem w ogromnej mierze dotyczy np. nastolatków. Zauważ, że po pandemii mnóstwo osób zmaga się z depresją i nawet nie wie, gdzie szukać pomocy. Lekarz psychiatrii nadal objęty jest u nas złą sławą.
Dlaczego?
To wynika z tego, w jaki sposób przez lata przedstawiany był psychiatra. Mówiono nam, że gdy idzie się do psychiatry, czy nawet do psychologa to jest z nami coś nie tak. Wielu z nas wychowało się w przekonaniu, że to coś złego. Co prawda zmienia się to i coraz więcej osób podchodzi do lekarzy psychiatrii jak do innych lekarzy. Coś w stylu - boli nas ząb, to idziemy do stomatologa. Psychiatra to specjalista jak każdy inny.
Myślisz, że w Polsce potrafimy zająć się sportowcami, którzy osiągają sukcesy?
Mogę odpowiadać tylko za siebie. W moim przypadku tak jest, ale to może dlatego, że mam szczęście do ludzi? W firmach i instytucjach, które mnie wspierają, pracują ludzie, na których nie mogę powiedzieć złego słowa. Nie mam na co narzekać, bo mam naprawdę bardzo komfortowe warunki. Mogę skupiać się tylko i wyłącznie na trenowaniu.
Biorąc pod uwagę, że naszych medali w Paryżu nie było znowu tak wiele, można postawić tezę, że nie każdy ma tak komfortowe warunki jak ty?
Myślę, że nie, bo na zdobycie medalu olimpijskiego składa się wiele rzeczy. To nie jest tylko wsparcie finansowe. Cena medalu jest bardzo wysoka, bo to też dużo prywatnych i osobistych poświęceń. Na pewnym etapie sportowiec musi podjąć decyzję, czy jest w stanie tę cenę zapłacić. Tu też wiele zależy od zdrowia, sposobu, w jaki prowadzony jest trening itd. Myślę, że na ten temat trzeba spojrzeć z szerszej perspektywy, a nie skupiać się na samym wsparciu finansowym.
A więc dlaczego tych medali było tak mało?
O to należy pytać trenerów, czy ludzi w związkach sportowych. Ja nie zajmuję się analizą takich rzeczy.
Zmieniając temat na bardziej newonce'owy - masz w świecie muzyki osoby, które ci imponują?
Słucham dość specyficznej muzyki, bo klasycznej i filmowej. Przyznam, że nigdy specjalnie nie zagłębiałam się w życiorysy artystów i nie miałam swoich idoli. Moi ulubieni artyści to Hans Zimmer, Ludovico Einaudi i Adele. Nie słucham muzyki podczas treningów, raczej przed samym startem, bo pomaga mi się odizolować od świata i skupić na sobie.
Muzykę mamy, to teraz czas na filmy, książki.
Lubię „Małego Księcia” - ekranizacja książki była przepiękna. Bardzo lubię też trylogię „Batmana” - to z pozoru historia o superbohaterze, ale można z niej wyciągnąć też wiele wartości. Bajka (i też książka), która mnie wychowała to „Kubuś Puchatek”. Do tej pory jestem wielką fanką „Kubusia Puchatka” i wartości, które są tam ukazane. Sięgam też po „Króla Lwa” i inne Disney'owskie bajki.
O jakich wartościach myślisz, kiedy opowiadasz o tych bajkach?
Cieszenie się z małych rzeczy, bycie tu i teraz, bycie dla przyjaciół. Zauważ, że w tych bajkach nieważne, czym byli zajęci, to potrafili wszystko rzucić i pomóc swojemu przyjacielowi. Jako dziecko nie potrafiłam tego nazwać, ale dziś już umiem - Prosiaczek był postacią bardzo lękliwą i przy trudnych sytuacjach miał ogromne wsparcie od Kubusia. To tak piękne bajki, że do dzisiaj, w dorosłym życiu, potrafię jeszcze do nich wrócić.