American dream do kwadratu. Jak Richard Williams zrobił ze swoich córek maszyny do wygrywania na korcie

Zobacz również:Stary, dobry (?) Djoko i pojedynek gigantek. Australian Open wkracza w decydującą fazę
serena venus williams.jpg.
fot. Paul Harris/Online USA

Sport przynosi Willowi Smithowi szczęście. Kiedy zagrał w filmie „Ali” o legendarnym bokserze, otrzymał nominację do Oscara. Teraz ma kolejną, czekał na nią od 2007 roku. Rola ojca sióstr Williams, Venus i Sereny, w „King Richard” to aktorski popis 53-latka. Jeśli ktoś wierzy w amerykański sen bardziej niż w Boga, to Richard Williams powinien być najwyższym kapłanem w tym kościele. Bo jak inaczej nazwać człowieka, który zapowiedział, że jego córka wygra Wimbledon, tymczasem na trawiastych kortach wygrały obie. Łącznie dwanaście razy... I nie liczę gry deblowej, żeby nie być aż tak drobiazgowym.

Wierzycie w efekt motyla? Ja tak, a historia sióstr Williams i ich szalonego ojca, wierzącego, że pod dachem ma dwa diamenty tenisowe, które rzucą ten świat na kolana, jest najlepszym dowodem na to, że ledwie dostrzegalny trzepot skrzydeł może wywoływać trzęsienia ziemi w innych miejscach planety.

PLAN NA SUKCES

Nie można opowiadać o filmie „King Richard” bez wytłumaczenia pewnego systemu naczyń połączonych. Virginia Ruzici grała w turnieju tenisowym w Salt Lake City. Rumuńska tenisistka była już wtedy uznaną zawodniczką. Dwa lata wcześniej, w 1978 roku, triumfowała we French Open, ale w świecie sportu zasłynęła chwalebną postawą w jednym ze spotkań na kortach Wimbledonu. W ćwierćfinałowym starciu z Evonne Goolagong jej przeciwniczka doznała urazu kostki. Ból był tak okropny, że upadła na kort. Mąż Goolagong, który pomagał jej się pozbierać, z technicznego punktu widzenia wycofał ją z tego meczu. Ale Ruzici pozwoliła jednak rywalce stanąć na nogi i ostatecznie przegrała. Jej gest pokazał, czym powinien być tenis i sport generalnie. Światem, w którym fair play stoi na pierwszym miejscu.

serena venus richard williams.jpg
fot. Julian Finney/Getty Images

W Salt Lake City nie miała już równych sobie. Richard Williams oglądał jak zmiata z kortu kolejne rywalki i postanowił wówczas, że jego córki też będą kiedyś najlepsze. Jedna z nich, Venus, urodziła się w roku zwycięstwa Ruzici w Salt Lake City, druga, Serena, rok później. Richard uwierzył, że dwie dziewczyny dorastające w Compton, stutysięcznym mieście pachnącym śmiercią, położonym na południe od Los Angeles, są w stanie zrobić kariery w sporcie, który – co tu dużo mówić – nie był pisany ludziom z tego typu miejsc.

Richard Williams napisał plan. Bardzo szczegółowy, liczył 78 stron, a na jego końcu była fortuna. Nie, nie zakładał on oczywiście, że córki zarobią tylko na kortach blisko 150 milionów dolarów, ale stanowił ramy determinacji człowieka, zmagającego się z systemem.

ZAANGAŻOWANE W FILM

O tych zmaganiach opowiada „King Richard”. Williams senior balansował pomiędzy dwoma światami – kolejnych trenerów, do których woził córki, przekonywał, że są najlepsze na świecie. Kiedy jednak one same w to wierzyły, brutalnie sprowadzał je na ziemię. Świadczy o tym najdobitniej scena, w której po zwycięstwie Venus w jednym z turniejów amatorskich, wesoły busik rodziny Williamsów zatrzymuje się przed sklepem. Pięć dziewczyn: Serena, Venus i trzy córki Oracene Price, ówczesnej żony Richarda i matki obu słynnych tenisistek, wchodzi do środka, a ojciec rusza przed siebie, zostawiając je wszystkie, by musiały wracać do domu piechotą pięć kilometrów i otrzymały cenną lekcję. Mierzi go poczucie wyższości nad pokonaną w finale rywalką. Już wtedy uważa, że wygrywanie turniejów z równolatkami nie ma szans rozwinąć Venus. To właśnie w nią wierzy mocniej, choć przecież finalnie Serena wygra zdecydowanie więcej. Niektórzy uważają, że jest najlepszą tenisistką wszech czasów.

Will Smith wszedł w tę rolę całym sobą. Ekipa tworząca film powtarzała bez przerwy, że był zdeterminowany, by wypaść jak najlepiej. Siostry mocno zaangażowały się w jego kręcenie. Po pierwsze – chciały, aby sceny meczów tenisowych wypadły realistycznie. Po drugie zaś, jeśli miały tam pojawiać się ich nazwiska, nie mogły firmować nimi gniota. Domyślam się również, że chodziło o przypilnowanie kwestii dotyczących życia rodzinnego. Bo w całym filmie niewiele jest o Richardzie Williamsie kobieciarzu (trzy małżeństwa, kilkoro dzieci). Narracja skupia się wokół jego determinacji graniczącej z obłędem, abstrakcyjnej wierze, na przekór wszystkim, że córki będą najlepsze. To taki rodzaj miłości zawieszonej pomiędzy szaleństwem a najwyższym uczuciem rodzica do dzieci.

ŁZY W OCZACH

Serena i Venus obejrzały więc dzieło zanim zobaczył je ktokolwiek inny. Will Smith razem z nimi. – Byłem przerażony – przyznał po seansie, z którego obie wyszły ze łzami w oczach, poruszone i zachwycone. Miał w pamięci oglądanie filmu „Ali” z Muhammadem. W pewnym momencie były bokser odwrócił się do niego i powiedział: – Naprawdę byłem tak stuknięty?

Richard Williams napisał plan. Bardzo szczegółowy, liczył 78 stron, a na jego końcu była fortuna. Nie, nie zakładał on oczywiście, że córki zarobią tylko na kortach blisko 150 milionów dolarów.

„King Richard” to kino na wskroś hollywoodzkie. Ktoś może nawet powiedzieć, że sztampowe. Bohaterowie na przekór przeciwnościom losu odnoszą sukces, kurtyna, wszyscy są szczęśliwi. I pewnie sam czyniłbym filmowi tego rodzaju przytyk, gdyby ta historia powstała jedynie w głowach scenarzystów, była wytworem wyobraźni. Kto wie, czy nie pomyślałbym wówczas: tak, na pewno, realne to jak lądowanie UFO na rynku w Czeladzi.

serena venus williams.jpg
fot. Richard Corkery/NY Daily News Archive via Getty Images

A że wszystko wydarzyło się naprawdę? To nawet lepiej. Można odnosić „sukcesy” takie jak Georgina od Ronaldo i robić o sobie nic nie warte seriale, można też zapieprzać do utraty tchu i osiągnąć prawdziwy sukces. Historia Venus i Sereny to żywy dowód na to, że jakkolwiek popaprany staje się świat wokół nas, warto mieć wielkie marzenia i czasem chociaż spróbować za nimi ruszyć. Inspiruje jak „Rocky”, choć zdecydowanie mniej tutaj patosu. Na pewno warto zobaczyć. Obok biografii Andre Agassiego „Open” będzie to z całą pewnością moja druga ulubiona opowieść ze świata tenisa. Ogólnie dobrze też zapamiętać motto Richarda, przyda się każdemu. „You fail to plan, you plan to fail”.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.
Komentarze 0