Breakdance na igrzyskach, czyli dokąd zmierza MKOl? (KOMENTARZ)

Zobacz również:Święto sportu i... szereg kontrowersji. Wszystkie grzechy Igrzysk Olimpijskich w Tokio
Russian Open Breaking Championships
Fot. Sergei Savostyanov\TASS via Getty Images

Międzynarodowy Komitet Olimpijski już od dawna bardzo mocno eksperymentuje w kwestiach tego, które dyscypliny i w jaki sposób mają znaleźć się na igrzyskach olimpijskich. W ten sposób pojawiło się co najmniej kilka sportów do niedawna niekojarzonych z olimpizmem. I pojawi się breakdance, który wywołał falę dyskusji.

Odpowiedź na pytanie z tytułu jest dość prosta – MKOl zmierza po młodego widza. Stąd w ostatnich latach wprowadzenie między innymi BMXów, surfingu, skateboardingu czy właśnie breakdance’u. W rozszerzaniu grona dyscyplin olimpijskich nie ma nic złego. Problem pojawia się w podejściu olimpijskich działaczy do tej kwestii.

Otóż zwiększenie liczby dyscyplin olimpijskich, szczególnie tych mogących przyciągnąć młodego widza, jak najbardziej. Jednak zwiększenie liczby olimpijczyków - już nie, tego starsi panowie z MKOl by nie chcieli. Zmiana liczby dyscyplin niemal co igrzyska przy jednoczesnym utrzymaniu stałej liczby uczestników (10500-11000 sportowców) wydaje się niemożliwa. No chyba że zabierzemy od innych sportów. Jednak tu wchodzimy na bardzo grząski grunt.

Słynną historię z próbami wyrzucenia zapasów znamy. Wtedy bardzo szybko MKOl dostał po nosie od rzeszy fanów z całego świata, którzy – nic zresztą dziwnego – oburzyli się na chęć wyrzucenia jednej z najbardziej klasycznych olimpijskich dyscyplin. W dodatku bez większego powodu. Działacze musieli się zreflektować i – na szczęście – zapaśników zostawić. W związku z tym wymyślili inny sposób, łatwiejszy do przepchnięcia. Nie będziemy wyrzucać całych sportów, tylko zmieniać im liczbę konkurencji, zmniejszając przez to liczbę olimpijczyków.

W ten sposób straciły chociażby wspomniane zapasy z ciągłymi zmianami kategorii wagowych. Podobna sytuacja ma miejsce w innych sportach walki, gdzie np. usuwa się niektóre z męskich kategorii, by dodać kobiece. Jak gdyby i jedne, i drugie nie mogły ładnie współistnieć. Zmniejsza się też liczbę uczestników w wielu dyscyplinach i choć w niektórych nie robi to większej różnicy (po prostu ciężej się dostać, a najlepsi i tak to zrobią), o tyle już np. drastyczna zmiana w męskim kolarstwie szosowym może przewrócić wyścig olimpijski do góry nogami. Albo zmniejszyć szansę zawodnikom z mniejszych krajów, którzy nie będą mieli nikogo do pomocy. Straci też podnoszenie ciężarów, choć tu, przy ciągłych dopingowych aferach, związek powinien się cieszyć, że jeszcze z tych igrzysk nie wyleciał.

Do tego wszystkiego wygląda to jak rzucanie pomysłami na oślep. Karate, baseball i softball wylatują z igrzysk, mimo że jeszcze nie zdążyły na nie powrócić (wrócą w Tokio, w Paryżu w 2024 już ich nie będzie). To oczywiście ma związek z liczbą olimpijczyków, bo 2 z 3 wymienionych to sporty drużynowe, ale po co było w takim razie dawać im szansę i nadzieję? Liczba zawodników na boisku się przez te kilka lat nie zmieniła. Zagrożone są konkurencje długie i „nudne” dla nowych odbiorców (od Paryża nie będzie już np. chodu na 50 kilometrów), a wrzucane są nowe, w teorii efektowne i dynamiczne, jak kajakarstwo ekstremalne.

Wygląda nieźle, efektownie i faktycznie ktoś nieoglądający igrzysk mógłby przez chwilę zerknąć na to okiem. Tylko że kajakarstwo ekstremalne zostało dodane do programu imprezy zamiast kajakarskich sprintów (kobiecej i męskiej jedynki na 200 metrów), które są… krótkie, efektowne i dynamiczne. Trochę się to nie klei z planami MKOl-u.

No i mamy wspomniany breakdance. Konkurencja taneczna kompletnie niekojarzona ze zniczem i pięcioma kółkami plus subiektywne ocenianie przez sędziów – kontrowersja powstała niemal w sekundę, co działacze wiedzieć musieli (a jak nie wiedzieli, to gorzej dla nich). Jednak sam breakdance nie jest tu problemem – w końcu konkurencje taneczne już w programie igrzysk są (pary taneczne w łyżwiarstwie figurowym), tak samo jak te oceniane przez grono sędziów, niezależnie od tego, jak kto do nich podchodzi.

Problemem jest wspomniane już mieszanie w klasycznych dyscyplinach. Prawie każdy fan olimpizmu stwierdzi, że im więcej dyscyplin, tym lepiej. W końcu dodatki w stylu siedmioosobowego rugby przyjmują się całkiem nieźle i mają już zainteresowanych widzów również wśród stałych fanów igrzysk. Debiutujące w Tokio koszykówka 3x3 czy wspinaczka sportowa również wyglądają jak dyscypliny, które mogą zagościć w programie na dłużej.

Rozszerzmy igrzyska do trzech tygodni, żeby nie było nagromadzenia sportów w harmonogramie i wszystko gra, cieszmy się zawodami. Usuwanie klasycznych konkurencji może być tym lepszym, które jest wrogiem dobrego. Na razie nie widać, by po pomysłach znikąd młodzi widzowie garnęli się do igrzysk i tego, co nowego wymyśla MKOl. A stałych fanów olimpizmu ukrócanie klasycznych dyscyplin zaczyna powoli odstraszać. Ewolucja igrzysk olimpijskich to oczywistość i należy do niej dążyć, jednak rewolucja może za chwilę pożreć własne dzieci.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uniwersalny jak scyzoryk. MMA, sporty amerykańskie, tenis, lekkoatletyka - to wszystko (i wiele więcej) nie sprawia mu kłopotów. Współtwórca audycji NFL PO GODZINACH.