Budzili kontrowersje, wyznaczali trendy, popadli w zapomnienie. Minęła dekada od premiery debiutu Niwei

Niwea.jpg

Jedni w Niwei widzieli Mesjaszy polskiego rapu i rodzimą odpowiedź na miejską muzykę Buriala, inni prześmiewczo stawali Wojciecha Bąkowskiego i Dawida Szczęsnego w jednym szeregu z Gracjanem Roztockim. Jedno nie ulega wątpliwości - na początku poprzedniej dekady nikt na naszej scenie muzycznej nie wzbudzał tak skrajnych emocji.

Niedawno upłynęło dziesięć lat od premiery 01; albumu, który zostawił w kodzie genetycznym gatunku bardzo głęboki ślad. Na pewno głębszy niż jego twórcy w pamięci słuchaczy.

Niwea stanowiła mariaż dwóch granicznych osobowości. Wojciech Bąkowski - poeta, performer, laureat Paszportu POLITYKI w dziedzinie sztuk wizualnych, bohater filmu Serce miłości, założyciel awangardowych formacji Czykita i Kot, ale również szalikowiec takich wykonawców jak Group Home, Mobb Deep, Wu-Tang Clan, Gang-Starr czy Jeru the Damaja. Dawid Szczęsny - ceniony autor eksperymentalnej muzyki elektronicznej, miłośnik freejazzu i zimnej fali, specjalista od analogowych syntezatorów, który wydaje dziś pod szyldem Normal Echo.

- Z Wojtkiem Bąkowskim spotkaliśmy się na jakimś koncercie, gdzie on występował razem z grupą Kot, a ja solowo. Zaczęliśmy rozmawiać i od razu się polubiliśmy. Miał już wtedy przygotowane wstępne demo z nowymi piosenkami i zapytał, czy chciałbym pomóc mu w ich - bardziej profesjonalnym - przygotowaniu. Okazało się, że współpracuje nam się znakomicie. Wiele nie przesadzę mówiąc, że z nikim nie pracowało mi się tak dobrze jak z nim - wspominał w jednym z wywiadów Szczęsny. - Pierwsza płyta duetu Niwea powstała więc w ten sposób, że przerabiałem szkice, które otrzymałem od Wojtka. Dostałem ścieżki zagrane na takim dziecięcym klawiszu Yamahy i na tym pracowałem. Czasami musiałem stworzyć cały utwór zupełnie od nowa. Niekiedy zostawiałem część zarejestrowanych wcześniej brzmień, a potem spotykaliśmy się razem w studiu i pracowaliśmy nad tym dalej - dodawał.

Dla większości słuchaczy pierwszym kontaktem z Niweą był Miły Młody Człowiek; niszowy singiel, który zrobił kocioł na pół kraju. Po premierze 01 w marcu 2010 roku małpiego rozumu dostali już niemal wszyscy.

Amba Fatima. Chłodne reminiscencje lat osiemdziesiątych podawane za pośrednictwem retarded flow spotykały się na tym krążku ze spuścizną wytwórni Anticon oraz Big Dada i cold wavem spod znaku Closer Joy Division czy mrocznej trylogii The Cure. Na potrzeby takiej stylówki ukuto określenie post rap, sam Bąkowski przywoływał w rozmowie z dziennikarzem Polityki etykietkę smutna dyskoteka; często mówiono, że Niwea robi audioperformance, a równie często - punktowano duet za pretensjonalność i manieryzm.

Trzynaście miesięcy później ukazał się materiał zatytułowany po prostu 02 i fonograficzna historia grupy dobiegła końca.

Co po niej pozostało? Stosując nomenklaturę papieską, jeśli chodzi o pamięć - niewiele, a jeśli chodzi o tożsamość - być może więcej, niż może się z pozoru wydawać. Bo czy te kompulsywne wspominki pierwszych pornosów na wideo i generała Hermaszewskiego nie stanowiły w pewnym sensie zapowiedzi narracyjnego powrotu do przeszłości, jaki zdarzył się na Art Brut? Czy - biorąc pod uwagę delivery i sposób miejskiego obrazowanie - pogrobowcami Niwei nie są czasem Syny? Jak powiedziałby Tadeusz Sznuk - nie wiemy, choć się domyślamy.

Zbliżając się ku końcowi, pozwolimy sobie na wywołanie małego wstrząsu poznawczego. Otóż ten piwniczny, hiperawangardowy debiut Bąkowskiego i Szczęsnego został nominowany do... Superjedynki. Niwea przegrała wówczas z zespołem Volver, założonym przez tego typa od Virgin i Video oraz Mariusza Totoszkę z Idola. Co tu się stanęło!

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Różne pokolenia, ta sama zajawka. Piszemy dla was o wszystkich odcieniach popkultury. Robimy to dobrze.