Na wielu poziomach Zachód pokpił sprawę Putina już wiele lat temu. Tragiczne skutki tego dziwacznego oswajania bestii widzimy za naszą wschodnią granicą. Schodząc z poziomu geopolitycznego, cieszył się on (szczęśliwie możemy używać czasu przeszłego) swoistego rodzaju fascynacją, a nawet jakimś upiornym szacunkiem w kulturze masowej.
Jako człowiek prezentujący archaiczną wersję toksycznej męskości, a do tego roztaczający aurę sprawczości w płynnej rzeczywistości, dla wielu był pozytywnym fenomenem, a nawet wzorem do naśladowania. Podbijanym przez myśliwskie akcje, które na pewno nie były ustawkami i fotkami z gołą klatą na koniu. To nie jest tak, że Putin stał się zagrożeniem z dnia na dzień. Metody jego działania były znane od lat, a wojnę z Ukrainą na dobrą sprawę zaczął w 2014 roku.
Memy mają potencjał dystansowania, a nawet łagodzenia charakteru memowanych postaci i w jakimś stopniu stało się to z najbardziej znienawidzonym człowiekiem na planecie. OK – mają również funkcję terapeutyczną. Dzięki nim możemy przepracować horrory tego świata, więc nie czas na znęcanie się nad tymi, którzy wrzucili kiedyś Putina jadącego na niedźwiedziu. Natomiast to, co powinniśmy zrobić – poza pomocą Ukrainie na wszystkie możliwe sposoby – to przyjrzeć się elitom, które wspierały go w przestrzeni publicznej. Czy to na skutek dziwnej fascynacji rzekomą sprawczością i hołdowaniem żałosnej formie męskości (tutaj dość podobny casus Donalda Trumpa, który nie kryje się ze swoim uwielbieniem dla Putina), korupcji, czy może ignorancji i nieznajomości tematu? Dzisiaj wiele z tych osób nabrało wody w usta, a szkoda, bo dobrze byłoby usłyszeć, czy brawurowo bronią agresji na Ukrainę, czy może poszły po rozum do głowy i dystansują się od obiektu swoich westchnień. Ta lista jest oczywiście niepełna i skupiona na najbardziej jaskrawych przypadkach.

Zacznijmy od smutnego klasyka, czyli Gérarda Depardieu. Francuski aktor (oskarżony o gwałt na aktorce Charlotte Arnould, sąd właśnie odrzucił jego wniosek o wycofanie zarzutów) od 2013 roku cieszy się rosyjskim obywatelstwem, a Putin nazywa go nawet przyjacielem. Depardieu mocno się zaangażował i przeszedł na prawosławie. Można pomyśleć, że odtwórca roli Obelixa jest głęboko zafascynowany rosyjską kulturą i stąd jego zwrot na wschód, ale nic bardziej mylnego. Aktor zaczął swoją putinowską woltę jako protest przeciwko podwyższeniu podatków dla najbogatszych we Francji. Przeprowadził się do rosyjskiej Mordowii, gdzie również był na bakier z podatkami i w 2018 roku przeniósł się do Nowosybirska. Niestety, nie ograniczył się tylko do nieetycznych zagrań finansowych. W 2015 wyraził poparcie dla aneksji Krymu, co poskutkowało zakazem wjazdu do Ukrainy na pięć lat. Obecnie nawołuje do zawieszenia broni i zaprzestania bratobójczej walki, co brzmi naprawdę źle w ustach takiego drania. Szczęśliwie, media nie dały się nabrać na jego pacyfistyczną metamorfozę i w ostatnich doniesieniach prasowych bez ogródek określany jest jako przyjaciel Putina.

Putin szczególnie imponował mężczyznom z pokolenia boomersów. Podobnie jak Depardieu, Mickey Rourke wyraził poparcie dla aneksji Krymu, a wszystko zaczęło się od pewnej koszulki. W 2014 roku aktor założył t-shirt z wizerunkiem rosyjskiego prezydenta i paradował w nim po ulicach Moskwy. Jeśli bym go nie lubił, nie kupiłbym tej koszulki. Spotkałem go kilka razy. To prawdziwy gentleman, zwykły, wyluzowany koleś. Dla mnie chodzi przede wszystkim o rodzinę, nie dbam o politykę – tłumaczył swoje zachowanie. Rourke nie jest przykładem aż takiej bezczelności, jak Depardieu. Bardziej ignorancji, która zwiodła go na manowce. Mówi, że nie dba o politykę, zakładając koszulkę z politykiem. Uwaga o rodzinie jest tu kluczowa, bo wtedy spotykał się z Rosjanką. Świadomie bądź nie, przyłożył się do ocieplania wizerunku rosyjskiego dyktatora na zachodzie. Jako człowiek po przejściach (m.in. walczył z uzależnieniem od alkoholu i narkotyków, kariera bokserska poważnie zagrażała jego zdrowiu) może liczyć na więcej sympatii, niż koleżka motywujący swoją putinofilię finansowo.
O ile Depardieu manewruje z chciwości, Rourke się pogubił, tak Seagal to kowboj, który podziwia innych kowbojów, nie przejmując się prawami człowieka, czy innymi tego typu bzdurami.
Czego nie można powiedzieć o Stevenie Seagalu. Gwiazdor kina akcji klasy D pała gorącą miłością do Putina od lat. Ma rosyjskie obywatelstwo, o które starał się usilnie przez długi czas, co samo w sobie nie jest czymś złym. Ale chwilę po pierwszej inwazji Putina na Ukrainę zagrał koncert w Sewastopolu, gdzie wyrażał poparcie dla okupacji. O rosyjskim prezydencie mówił brat, a obecnie powtarza za kremlowską propagandą, że Ukraina i Rosja to bratnie narody. W tej całej familijnej atmosferze nie potrafi dobrze zidentyfikować przyczyn wojny i w telewizji Fox powiedział: wierzę, że odpowiedzialny jest za to podmiot zewnętrzny, który wydaje ogromne sumy pieniędzy na propagandę, aby sprowokować oba kraje do niezgody. Seagal jest członkiem partii Sprawiedliwa Rosja – Za Prawdę oraz specjalnym wysłannikiem Putina, który ma poprawić relacje między Stanami Zjednoczonymi a Rosją. O ile Depardieu manewruje z chciwości, Rourke się pogubił, tak Seagal to kowboj, który podziwia innych kowbojów, nie przejmując się prawami człowieka, czy innymi tego typu bzdurami. Nigdy nie mógł liczyć na poważną karierę aktorską, teraz te zamknięte drzwi doczekały się jeszcze dodatkowego zbrojenia. Może pogra więcej w Rosji?

Skoro mamy aktorów, potrzebny jest reżyser dużego kalibru. Oliver Stone ma dziwaczną karierę, znaczoną pozycjami wybitnymi i takimi, o których lepiej zapomnieć. Złe filmy można łatwo wyrzucić z pamięci, propagandę robioną dla Kremla już nie. W Oliver Stone vs Putin – rozmowach z prezydentem Rosji – uprawia wiele intelektualnych wymyków, natomiast nie bierze swojego rozmówcy pod włos. O Putinie mówi, że to oczytany, cierpliwy człowiek i przeciwieństwo głupich polityków z USA. Słabość do dyktatora jest motywowana zawodem amerykańską debatą publiczną i jakością tamtejszego życia politycznego. Fakt, to shitshow krzywdzący miliony Amerykanów, ale alternatywa wspierana przez Stone’a jest jeszcze gorsza. Ta postawa jest próbą prowokacyjnego rozbijania amerykańskiego hurrapatriotyzmu. Ciężko nie kibicować takiej motywacji, jednak pójście w objęcia Putina to krok za daleko. Nie można mu też odpuścić dwóch haniebnych dokumentów, które wyprodukował: Ukraine on Fire (2016) i Revealing Ukraine (2019), stanowiących propagandową podkładkę pod rosyjską agresję i powtarzających najgorsze kremlowskie wzorce. Stone dzięki nim zarobił zakaz wjazdu do Ukrainy. Jeszcze przed inwazją reżyser mówił, że USA i NATO prowokują Rosję w Ukrainie, ale odrobinę spuścił z tonu, kiedy doszło do agresji. Mimo, że Stany Zjednoczone mają na sumieniu wiele agresywnych wojen, to nie usprawiedliwia agresji pana Putina na Ukrainę. Rosja zrobiła błąd, dokonując tej inwazji. Nie byłby sobą, gdyby jeszcze nie dorzucił dość upiornego stwierdzenia o tym, że obie strony muszą zachować twarz. Następnie powtórzył propagandowe hasła o Rosji chroniącej obywateli Doniecka i Ługańska. Stone był bliski rehabilitacji, ale okazał się nic nie znaczącym pionkiem w rękach o wiele sprawniejszego i zdecydowanie bardziej krwiożerczego szachisty.
Motywacje putinofilii Stone’a są polityczne, ale pod przeklętym urokiem rosyjskiego dyktatora można znaleźć się również wskutek zbyt wielu uderzeń w głowę. Jak w przypadku zawodnika MMA, Jeffa Monsona i boksera Roya Jonesa Juniora. Monson w Rosji zakochał się już w 2011, a w 2018 roku doczekał się obywatelstwa. Po prostu czuję się rosyjsko – powiedział rozczulająco. Z nowego dokumentu skorzystał szybko, w roku otrzymania obywatelstwa został wybrany do rady miasta Krasnogorsk. Jest nieprzejednanym zwolennikiem okupacji Ukrainy, co wyraził np. w poparciu istnienia Donieckiej Republiki Ludowej. Ksywa Monsona to Snowman, czyli bałwan i na tym poprzestańmy. Zawodnik MMA zakochał się w Rosji, Roy Jones Jr po prostu lubi hajs. O obywatelstwo rosyjskie zabiegał po to, żeby ułatwić sobie robienie interesów w tym kraju. Parę fotek z Putinem dalej i cyk, Roy jest już Rosjaninem. To, że obaj zawodnicy pochodzą ze świata sportów walki jest nie bez znaczenia. Władimir Putin, judoka, lubi szpanować swoją rzekomą męskością. Wizyty Monsona czy Jonesa Jr., z którym pił herbatę na Krymie, musiały więc łechtać jego próżność. Nie mówiąc o bromansowym potencjale tych schadzek. Szkoda, że ich kosztem było ocieplanie wizerunku dyktatora.
O ile do tej pory mówiłem o miłości odwzajemnionej, tak teraz przyszedł czas na coś naprawdę żałosnego. Z jakiegoś powodu frontman zespołu Limp Bizkit, Fred Durst, wkręcił sobie, że jest filmowcem. Skutkiem tego ruchu był nie tylko koszmarny film Fanatyk z 2019 roku, z Johnem Travoltą w roli głównej, ale także dość kompromitujące listy, jakie wokalista wysyłał do okupacyjnych władz Krymu w 2015 roku. Będę kręcił filmy i seriale na Krymie – deklarował, dorzucając cenę, jaką miało być obywatelstwo i mały, uroczy domek na półwyspie. Myślę, że mógłbym być przyjacielem Prezydenta Putina. Jestem tego pewien… Myślę, że Prezydent Putin dowie się, jaką jestem osobą, kiedy spojrzy w moje oczy i zrozumie, że ma we mnie sojusznika, który może pomóc na wiele sposobów. Czy po autorze słów Nobody loves me, maybe I’ll go eat worms można się było spodziewać czegoś innego? W porównaniu z resztą idiotów wymienionych wcześniej, Fred Durst wychodzi na pociesznego i niezbyt rozgarniętego simpa Putina.

Skupiłem się na świecie zachodnim, bo tam naprawdę łatwo o tych, którym niewiedza lub chciwość wjechały szczególnie mocno i podpowiedziały konszachty z diabłem. O rosyjskich putinowszczykach z branży rozrywkowej można napisać książkę. Ba, w naszym kręgu kulturowym też jest ich sporo. Choćby reżyser Emir Kusturica, który całkiem niedawno przyjął stanowisko dyrektora Centralnego Teatru Akademickiego Armii Rosyjskiej w Moskwie. Zwolennikiem Putina jest również czeski pieśniarz i poeta Jaromir Nohavica. Nawet w Polsce rosyjski dyktator może liczyć na poklask. Niedawno jego działania w Ukrainie uzasadniał Wojciech Cejrowski, który z jakiegoś powodu wciąż może swobodnie siać swoje nienawistne poglądy, zamiast być skazanym na infamię. Najlepiej na boso.
W oczach wielu lokalnych reakcjonistów Putin bywał odtrutką na moralną zgnilznę Zachodu, a jego ostry, opresyjny kurs wobec społeczności LGBTQ+ był prezentowany jako wzór postępowania w obronie tradycyjnej rodziny. Obecnie plecenie takich andronów jest prostą drogą do publicznego samounicestwienia. Jak się kończy oswajanie bestii, możemy przekonać się w najbardziej tragiczny ze sposobów. Szczęśliwie epokę Putina-macho mamy za sobą, oby jak najszybciej rozpoczęła się era Putina-więźnia.

Komentarze 0