Co się stało, to się nie odstanie – rzekł Bruno. Bramkarz Flamengo, który zamordował kochankę i nakarmił nią psy

Zobacz również:Futbol przyszłości? TikTok wjeżdża do ligi hiszpańskiej
fot. Buda Mendes/LatinContent via Getty Images

Już sam początek jego sylwetki w Wikipedii może zmrozić krew w żyłach. Bruno Fernandes das Dores de Souza, urodzony 23 grudnia 1984 roku, znany jako Bruno, to Brazylijczyk skazany za morderstwo i zawodowy piłkarz, występujący w Rio Branco. No bo coś tu ewidentnie nie gra.

Jak to – „występujący w Rio Branco”, skoro „skazany za morderstwo”? Na historię Bruno trafiłem czytając tekst o innym Brazylijczyku, dużo bardziej znanym, Robinho, zamieszczonym na portalu BBC. W tle opowieści o gwałcie zbiorowym, jakiego miał się dopuścić były gwiazdor Manchesteru City, pobrzmiewa złowrogo akapit o Bruno, który miał odsiedzieć w celi więzieniu 22 lata za to, że zabił kobietę, jej ciało poćwiartował i nakarmił nim psy. Jednak prawnikom udało się wyciągnąć go z celi, a trzy kluby nie miały problemu z tym, by dać bramkarzowi pracę. Matka zamordowanej Elizy Samudo nie mogła uwierzyć własnym oczom, kiedy wiadomości podały informację o uwolnieniu oprawcy. Ale cała ta historia wpisuje się w brazylijski krajobraz, gdzie miłość do futbolu przekracza granice abstrakcji, a kobiety walczą od lat o swoje prawa.

NIE JESTEM ZŁYM GOŚCIEM...

Samudio miała 25 lat, kiedy porwano ją z hotelu w Rio de Janeiro. Sprawa, która ujrzała światło dzienne w Brazylii 9 lipca 2010 roku zdecydowanie bardziej nadawała się do kronik policyjnych i programów kryminalnych, niż na sportowe strony gazet. Do momentu, gdy winnym nie okazał się bramkarz Flamengo Rio de Janeiro, wielkiego klubu, któremu w Ameryce Południowej kibicuje około 30 milionów ludzi.

Po kilku latach, kiedy Bruno opuścił już areszt i zaczął szukać powrotu do futbolu, zszokował swoim stosunkiem do sprawy zabójstwa w pierwszym wywiadzie udzielonym po wyjściu zza krat. – Stary, co się stało, to się nie odstanie. Popełniłem błąd, poważny błąd, ale ludziom się to zdarza. Próbowano pogrzebać moje marzenia, ale poprosiłem Boga o wybaczenie, a teraz kontynuuję karierę, stary – powiedział do dziennikarza, który z pewnością długo zastanawiał się, czy nie bierze udziału w jakiejś upiornej farsie.

Wtedy, w 2017 roku, prezes brazylijskiego Boa Esporte wyznał, że „jeśli miastu to się nie podoba, przeniesie klub do innego miasta, bo Bruno zasługuje na szansę”.

WSYPAŁ GO KUZYN

Kochanka, zdaniem samego piłkarza, nie zasługiwała. No bo jakim prawem domagała się, by uznał ojcostwo ich dziecka i płacił alimenty? Jeśli jesteś gwiazdą piłki, nie możesz przejmować się takimi rzeczami. A gdy problem narasta, masz prawo usunąć go ze swojej drogi. Potem poprosisz Boga o wybaczenie i wszystko będzie okej. Myśląc w ten sposób, Bruno zaplanował porwanie. Kiedy został aresztowany, powiedział, że żałuje, bo oskarżenia mogą wpłynąć na jego szanse gry podczas finałów mistrzostw świata w ojczyźnie w 2014 roku.

Do porwania i zabójstwa z zimną krwią doszło w trakcie negocjacji transferu zawodnika do Milanu. Przyznanie się do cudzołóstwa i ojcostwa z pewnością zaszkodziłoby Bruno mniej niż zabicie kobiety, ale piłkarz działał w dzikim amoku. Kiedy w 2010 roku sprawę opisywał portal CNN, na świat wychodziły wstrząsające fakty. Dziennikarze dotarli do zeznań 17-letniego kuzyna Bruno, który był świadkiem wszystkich zdarzeń. Poćwiartowanego ciała modelki, którym nakarmił rottweilery, nie dało się odnaleźć przez ponad miesiąc. W porwaniu pomagali bramkarzowi ludzie o pseudonimach rodem z „Ojca Chrzestnego” – Spaghetti i Bola. Ten drugi, o ironio, był wcześniej policjantem. Bruno patrzył, jak mordują dziewczynę.

W celi dwukrotnie próbował popełnić samobójstwo, jeszcze czekając na wyrok. Takie informacje przedostały się do mediów, zaprzeczyły im jednak władze więzienia. „Jakie samobójstwo? Spadł mu cukier i gorzej się poczuł” – odpowiadano. Ostatecznie został skazany. Przyznał się do zorganizowania całej akcji – porwania, poćwiartowania, a częściowo spalenia zwłok. Za te tortury dostał blisko 22 lata, ale wyszedł po zaledwie sześciu. Matka zabitej dziewczyny popadła w obłęd, bała się o zdrowie wnuka i domagała natychmiastowego ponownego osadzenia Bruno. Co dziwniejsze jednak – posypały się oferty pracy. Kilka klubów składało bramkarzowi propozycję gry w ich barwach, jakby nic się nie stało!

PRZEMOC CO SIEDEM GODZIN

Strategia prawników oskarżonego była prosta. Wykorzystali oni opieszałość brazylijskiego wymiaru sprawiedliwości, w którym skazani czekali na rozpatrzenie apelacji po kilka lat. Ale sąd nie chciał odpuścić. Udowodniono, że to sami adwokaci Bruno są winni, że na apelację ich klient czeka tak długo. Bramkarz wrócił tam, gdzie jego miejsce – do celi.

Mama Elizy Samudo odetchnęła z ulgą, ale ta brazylijska telenowela nie zamierzała się zatrzymać. Pisały się kolejne odcinki, zwrot akcji był dość nieoczekiwany, Bruno znów był na wolności. I jest do teraz, czekając na apelację. W międzyczasie znalazł robotę w Rio Branco. I na nic zdało się wycofanie sponsora – sieci supermarketów – z czwartoligowego klubu. Bo Bruno grał na coraz niższych poziomach (Boa Esporte występowało w 2. lidze, potem było Pocos de Caldas z 3. ligi), ale nie to było największym problemem, lecz fakt, iż w ogóle był czynnym zawodnikiem.

Rose Costa prowadząca drużynę kobiet Rio Branco natychmiast ogłosiła rezygnację. Na Instagramie oznajmiła, że „szanuje swoje przekonania i chce dać przykład”. Jej reakcja zaimponowała brazylijskim kobietom. W kraju, w którym średnio co siedem godzin mężczyzna stosuje przemoc wobec kobiety, nawet taki czyn, jak morderstwo nie robi na niektórych wrażenia.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.