400 milionów złotych - dokładnie taką kwotę przeznaczyło Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego na wsparcie sektora kulturalnego w dobie pandemii koronawirusa. Beneficjentom programu przyznano często zawrotne liczby, które powinny cieszyć i napawać optymizmem, bo przecież rząd wreszcie realnie pomógł przedsiębiorcom, którzy ucierpieli z powodu lockdownu i zamknięcia gospodarki w bardzo widoczny sposób.
Powinny, ale niestety rzeczywistość wygląda zgoła inaczej. Jak można przeczytać w informacji prasowej na stronie gov.pl, o pieniądze z naszych podatków mogły ubiegać się samorządowe instytucje artystyczne, organizacje pozarządowe i przedsiębiorcy prowadzący działalność kulturalną w dziedzinie teatru, muzyki i tańca. Co więcej, finansowa rekompensata stanowi wsparcie z powodu straconych zysków w okresie 12 marca - 31 grudnia, a celem Funduszu jest zapewnienie stabilnego funkcjonowania instytucji i utrzymanie dotychczasowego zatrudnienia w sektorze kultury. Na papierze brzmi to szlachetnie, jak jest w praktyce?
W sobotę, 14 listopada, poznaliśmy listę 2064 beneficjentów rządowego dofinansowania. Organizatorzy/-ki koncertów, właściciele/-ki agencji eventowych, zmagający się z brakiem stabilności finansowej artyści i artystki - w założeniu to właśnie do nich powinny trafić te pieniądze. Okej, spora część podmiotów, które faktycznie ucierpiały w wyniku pandemii COVID-19 miała to szczęście i znalazła się na owej liście. W konsternację wprawiają nas jednak kwoty, które zostały przyznane osobom nie sprawiającym wrażenia, jakoby potrzebowały tak doraźnej pomocy finansowej liczonej często w astronomicznych sumach.
Do meritum. Pieniądze z ministerstwa otrzymał m.in. zespół disco polo Bayer Full, który ma na swoim koncie 16 milionów (tak, dobrze przeczytaliście) sprzedanych płyt na całym świecie. Przyznana kwota? Ponad 550 tys. złotych zapomogi. Spółce zarządzanej przez jednego z braci Golec - celebrytów o dorobku artystycznym wątpliwej jakości - przyznano prawie 2 (słownie: dwa) mln złotych. Nie musimy dodawać, że zagrali oni na słynnym październikowym koncercie ku pamięci Jana Pawła II w Wadowicach, który odbył się pomimo powszechnego zakazu organizowania tego typu wydarzeń. Lecimy dalej? Okej. Wybitny reprezentant rodzimej sceny reggae, Kamil Bednarek, dostał zastrzyk gotówki w wysokości pół miliona polskich złotych. I na koniec równie absurdalna sytuacja - agencja Live Nation, światowa korporacja i eventowy gigant, dostała od MKiDN równo 2 miliony. Say what?
A to tylko najgłośniejsze przypadki - jest tego znacznie więcej. Natasza Urbańska? 111 tys. złotych. Zespół Bajm? 1 mln. Grzegorz Hyży? 449 tys. Piotr Kupicha? 232 tys. Igor Herbut - 428 tys. To nie są nazwiska z głębokiego undergroundu, na których koncerty przychodzi 100 osób, a płyty rozchodzą się w skromnym nakładzie 500 sztuk.
Tu nie chodzi o zaglądanie nikomu do kieszeni, ale wydaje nam się, że jest znacznie więcej polskich artystów/-ek i przedsiębiorstw z sektora kultury, które potrzebują teraz doraźnej pomocy finansowej. Nie wspominając o służbie zdrowia, gastronomii czy innych ważnych obszarach gospodarki, na które można by przeznaczyć pieniądze trafiające do świetnie prosperujących jednostek. Wyżej wymienieni artyści i artystki rzadko schodzą z pierwszych stron gazet, ich występy przyciągały tłumy ludzi i wypełniały duże sale koncertowe po brzegi, nie wspominając o okolicznościowych Sylwestrach, kontraktach reklamowych czy zysku z wielu tysięcy sprzedanych płyt. Jeśli mielibyśmy być precyzyjni, dla nas jest to sektor rozrywkowy, a nie kulturalny. Decyzja o przyznaniu im tak wysokich kwot jest - delikatnie rzecz ujmując - wątpliwa i wprawiająca w konsternację.
Póki co, przedstawiamy wam to wszystko w formie newsowej, natomiast z pewnością wrócimy do tematu na początku przyszłego tygodnia - porozmawiamy z ekspertami czy samymi zainteresowanymi i spróbujemy dowiedzieć się więcej. Stay tuned!
