Arabia Saudyjska jest niczym najbardziej wkurzające dziecko w klasie, które co jakiś czas musi wyprawiać huczne urodziny, bo inaczej nikt go nie polubi. To dlatego Dżudda ma wyścigi Formuły 1, w Rijadzie rozgrywa się Superpuchar Hiszpanii, a teraz poza kupionym Newcastle Arabowie chcą mieć też reprezentację w pierwszej dwudziestce rankingu FIFA. Trwa czas grubych inwestycji. Kolejny awans na mundial nie jest przypadkiem.
Przyjdzie jeszcze czas na głębokie elaboraty i rozmowy z insajderami. Arabia Saudyjska dopiero pod koniec roku zacznie wyskakiwać nam z lodówki. Wielu widzi w niej chłopca do bicia, ale już teraz kusi zacytować Kilera, że „to nie są leszcze, Stefan”. Saudyjczycy w poprzednim roku wygrali dziewięć na dziesięć spotkań, jedno zaledwie remisując. Ostatnio cały czas eksponują swoje „Vision 2030”. W skrócie chodzi o szeroko zakrojony projekt, by za osiem lat pokazać światu, że ten kraj też może być ważnym na sportowej mapie świata. Wisienką prawdopodobnie będzie przyznanie organizacji mundialu — bo skoro dostał go Katar, to Arabia nie może być gorsza.
Herve Renard, który pracuje tu od dwóch i pół roku, mówił w styczniu w „L’Equipe”, że jest pod wrażeniem jak skrupulatnie Arabia Saudyjska realizuje swój plan. To oczywiście dopiero początek, a i tak widać linię, która cały czas biegnie w górę. W październiku zwycięstwo 3:2 nad Chinami oklaskiwało 50 tysięcy ludzi na stadionie w Dżuddzie. Miesiąc później Al-Hilal wygrał Azjatycką Ligę Mistrzów. W finale gola strzelił Moussa Marega, który w wieku 30 lat stwierdził, że nie chce już grać w Porto. Asystował mu Bafetimbi Gomis, a w pomocy biegał Matheus Pereira, 25-latek, za którego West Bromwich dostał 18 milionów funtów.
WYKOŃCZCIE ICH
Arabia Saudyjska różni się od Kataru i ZEA tym, że tam naprawdę ludzie chcą oglądać piłkę. Sześć lat temu viralem w Internecie stała się oprawa fanów Al-Hilal rodem z Mortal Kombat. Napis z hasłem „Wykończcie ich” ciągnął się przez całą trybunę centralną, a całość nie wyglądała jak stereotypowy mecz na pustyni. To był klimat jak z europejskiej Ligi Mistrzów i taka też jest często tamtejsza frekwencja. Mówi się o Arabii, że to w tej chwili najbardziej fascynująca liga w Azji, bardziej perspektywiczna niż choćby chińska Super League, która okazała się finansową bańką.
Saudyjczycy nie palą pieniędzmi w piecu. Nie roztaczają wizji z kosmicznymi stadionami. Książę Mohammed bin Salman w 2018 roku przekazał co prawda ponad 200 mln funtów na uregulowanie długów, ale od tej pory wiele klubów zostało odciętych od publicznej kroplówki i samemu próbuje układać klocki.
Liga pozwala na zatrudnienie aż siedmiu zagranicznych graczy, czyli o trzech więcej niż w większości azjatyckich krajów. Mimo to kluby rozsądnie podchodzą do tej furtki. Trenerzy widzą, że arabska ziemia potrafi produkować graczy technicznych, którzy wcale nie muszą być gorsi niż osławieni Vincent Aboubakar (Al-Nassr), Odion Ighalo (Al Hilal) albo Ever Banega (Al-Shabab).
STRATEGIE JUTRA
Wspomniany Renard lubi podkreślać jak bardzo tamtejsza liga zaskoczyła go organizacją. Być może wynika to z tego, że wcześniej miał czynność z Afryką. Ale Renard to też trener, który dobrze zna rynek francuski i widzi, że Arabia w porównaniu choćby do jego ojczyzny ma ogromną energię, by zmieniać rzeczywistość na lepsze, a nie jedynie odcinać kupony od tego, co już zrobione.
— Arabia to prawdziwy kraj piłki — opowiada, ciesząc się, że wszystkich graczy ma pod nosem. Saudyjczycy zwykle nie wyjeżdżają, bo dobrze zarabiają u siebie. Trzon reprezentacji to tercet z Al-Hilal. Piłkarze jak Al-Shahrani, Al-Dawsari i Al-Faraj to z naszej perspektywy anonimy, ale nie można bagatelizować tego, że razem grali na mundialu w Rosji, igrzyskach w Tokio i Pucharze Azji.
Arabia Saudyjska mniej więcej jesienią wdrożyła projekt „Our Tactics for Tomorrow”. Jest on częścią wspomnianego „Vision 2030” i zakłada robienie małych kroków, by w ciągu niecałej dekady kadra z 61. miejsca w rankingu FIFA awansowała do pierwszej dwudziestki. W sumie rozwijanych ma być siedem filarów, m.in. technologie, rozwój akademii i piłka nożna kobiet. To dlatego w Rijadzie jesienią ruszyły żeńskie rozgrywki, a w lutym kadra rozegrała swój pierwszy historyczny mecz. To ogromna zmiana. Trudno w to uwierzyć, ale do 2018 roku Arabia Saudyjska była jedynym krajem na świecie, w którym kobiety nie mogły jeździć samochodem.
Książę Mohammed bin Salman mniej więcej od tego czasu próbuje zmieniać wizerunek państwa, które zamordowało felietonistę „Washington Post” Dżamala Khashoggiego, a poza tym od siedmiu lat bombarduje sąsiedni Jemen. W sierpniu 2018 roku bomba laserowa GBU-12 wysadziła autobus z 51 dziećmi. Oczywiście wszystko było rozmywane tekstami o uzasadnionej operacji wojskowej, chociaż niezależna grupa operacyjna Yemen Data Project jasno wskazywała morderstwa cywilów. Kilka miesięcy później Novak Djoković i Rafael Nadal siedzieli w sali konferencyjnej w Paryżu, odpowiadając na pytanie o mecz pokazowy w Arabii Saudyjskiej. Mówili coś o braku szczegółowych informacji i ucieczce od polityki. Widać było, że sami zagonili się w kozi róg, chociaż ostatecznie zrezygnowali z meczu pokazowego za pieniądze Bin Salmana.
90 MILIONÓW POWODÓW
Mimo to ten show rośnie. Odkąd w 2016 roku Saudyjczycy stworzyli Fundusz Rozwoju Sportu, szturmem wchodzą w globalne wydarzenia. To taktyka znana z Kataru i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, tyle że realizowana z lekkim opóźnieniem. Sąsiedzi od dawna inwestowali w luksusowe marki i kluby piłkarskie. Osadzali się w zbiorowej świadomości tak, by zakładać maskę i oswajać brutalne reżimy.
To dlatego Saudyjczycy kupili Newcastle tak jak wcześniej inne państwa Bliskiego Wschodu kupiły PSG i Manchester City. Dogadali się z La Ligą i Formułą 1. Nie tak dawno zresztą dziesięć kilometrów od toru w Dżuddzie miał miejsce potężny wybuch. Kierowcy niemal zostali zmuszeni do kontynuowania zawodów, co Max Verstappen skomentował krótko: „Jest 90 milionów dolarów powodów, by dalej tu jeździć”.
Gianni Infantino, szef FIFA, też szybko wyczuł miodek. Z Saudyjczykami flirtował już w 2018 roku, dodatkowo w towarzystwie Władimira Putina, bo Arabia na mundialu akurat grała z Rosją. Ostatnio znowu spotkał się Bin Salmanem, a to wynika choćby z tego, że zaraz po odhaczeniu Kataru, gorącym tematem będzie turniej w 2030 roku. Arabia nie po to opowiada o tych wszystkich inwestycjach i planach, by sobie tego nie zaklepać.
Przyszłość dopiero nadejdzie, ale dobrze byłoby już teraz wysłać w świat sygnał, że Arabia Saudyjska to nie jest jakiś przypadkowy zlepek piłkarzy z podobnie zaczynającymi się nazwiskami. Renard na ostatnim mundialu jako selekcjoner Maroka potrafił zremisować z Hiszpanią, a z Portugalią przegrał tylko jedną bramką. O swoim obecnym zespole mówi, że pod względem jakości to wcale nie jest gorszy materiał do rzeźbienia.
Komentarze 0