Przed meczem z Arsenalem kibice Manchesteru City wchodzący na Etihad Stadium mogli zrobić sobie zdjęcia przy pomnikach dwóch ważnych figur w najnowszej historii klubu – Davida Silvy i Vincenta Kompany’ego. Próby uhonorowania takich postaci nie zawsze kończą się szczęśliwie i to jest właśnie raczej jeden z tych przypadków. Pamiętacie pomnik Cristiano Ronaldo? Wizja artystyczna przerodziła się tam w groteskę. Takich „hołdów” było jednak dużo więcej.
Sorry, ale jakoś trudno mnie przekonać do tego, że pomniki Silvy i Kompany’ego są ładne. Spodobał mi się natomiast jeden żart wyłowiony z sieci: „taki bogaty klub, a nie wystarczyło kasy na materiał”. Obie statuetki przypominają raczej rybaków w jakimś zapomnianym porcie, ktoś zażartował, że Kompany wygląda bardziej na Wayne’a Rooneya niż samego siebie, zaś Silva do złudzenia przypomina legendę Liverpoolu, Kenny’ego Dalglisha.
Artyści często w takich przypadkach próbują nam wmówić, że to ich wizja i że czegoś nie rozumiemy, my zwykli ziemianie. Idealny przykład to wspomniana rzeźba Cristiano Ronaldo na lotnisku w jego rodzinnych stronach, czyli na Maderze. Próbuję sobie wyobrazić, co musiał czuć Portugalczyk, widząc po raz pierwszy to – nie można się bać użyć takiego określenia – gówno.
– Nawet Jezus nie mógł zadowolić wszystkich. To kwestia gustu – wzruszył wówczas ramionami rzeźbiarz Emanuel Santos i bez wątpienia trudno mu odmówić racji. Po prostu jego gust jest fatalny.
Kiedy cudo pokazano całemu światu, wzbudzając największą salwę śmiechu w dziejach ludzkości, trudno było początkowo odgadnąć, że chodzi o wielkiego piłkarza, który z Realem odnosił spektakularne sukcesy. Kibice zastanawiali się, czy to John Arne Riise, czy może jednak kierowca F1 David Coulthard. Na prośbę rodziny piłkarza paskudztwo zostało zastąpione inną rzeźbą, tym razem już przedstawiającą CR7.
David Silva to podwójny pechowiec, choć z całą pewnością można stwierdzić, że jego pomnik przed Etihad Stadium jest prawdziwym arcydziełem w zestawieniu z tym, jaką krzywdę zrobiono zawodnikowi w jego rodzinnych stronach, czyli na Wyspach Kanaryjskich. Statua filigranowego pomocnika, obdarzonego bajeczną techniką, przypomina staruszka szurającego nogami z wycieńczenia, nie pełnego wigoru i polotu kreatora boiskowych zdarzeń.
Wyrazy współczucia mógłby przekazać Hiszpanowi Radamel Falcao. W rodzinnym mieście Kolumbijczyka, Santa Maria, pan Antonio Irisma Arias stworzył olbrzymią postać, sęk w tym, że chyba nawet bramkostrzelny napastnik nie wiedziałby, iż chodzi o niego. Podobieństwo w skali od 1 do 10 – zero.
Do niechlubnej galerii dorzuciłbym jeszcze dwa duże nazwiska: Diego Maradona i Mohamed Salah, przypominający do złudzenia Margaret Thatcher. Poniżej obie fotografie, wam zostawiam wybór, która gorsza.