CZWARTY SEKTOR: Masterclass Lewisa Hamiltona, Ferrari odjeżdża McLarenowi

Zobacz również:CZWARTY SEKTOR: Hamilton po raz setny, kosztowny błąd Lando. Rosja była szalona!
Lewis Hamilton
Fot. Buda Mendes/Getty Images

Tego nikt nie mógł się spodziewać. Który to już raz możemy tak powiedzieć? Niesamowity jest ten sezon w Formule 1 i kolejny raz udowadnia, że nie możemy być niczego pewni. Grand Prix na torze Interlagos tylko to potwierdziło.

Nie ma sensu już niczego typować, bo nawet w taki weekend wszystko się odwróciło dwa razy. Fenomenalna pogoń Lewisa Hamiltona, Ferrari trzymające poziom i Yuki Tsunoda wracający do „formy”. Co jeszcze wiemy po GP Sao Paulo?

1
LOT NAD INTERLAGOS

Wycieczka rollercoasterem, jaką dostał Lewis Hamilton, zapewniła nam weekend, którego szybko nie zapomnimy. Spokojnie można powiedzieć, że to jeden z najlepszych występów w wykonaniu Brytyjczyka, jakie widzieliśmy w trakcie jego kariery. A to już przecież ładnych kilka lat.

Mercedes postanowił wymienić jednostkę spalinową w bolidzie swojego kierowcy. To oczywiście wiązało się z karą, ale wygląda na to, że w Brixworth zdawali sobie sprawę, że tym razem mają coś ekstra. Hamilton pofrunął przez kwalifikacje i nie pozostawił nikomu wątpliwości, kto w ten weekend będzie rozdawał karty.

Potem jednak przyszedł moment, który miał szansę zamknąć walkę o tytuł. Po kwalifikacjach okazało się, że DRS w jego samochodzie nie jest zgodny z regulaminem. Na decyzję nieco sobie poczekaliśmy, ale najzwyczajniej w świecie nie mogła być inna. Na nic biadolenia Toto Wolffa i tłumaczenia, że przecież to było tak niewiele. Parafrazując Dominica Toretto: nieważne, czy łamiesz regulamin o 0,2 milimetra czy o 20 centymetrów – łamanie to łamanie. Ta pierwsza wartość została podana przez szefa Mercedesa jako to, co zaważyło na ukaraniu jego kierowcy. Taki jest jednak ten sport. Każdy najmniejszy błąd może dać przewagę albo zabrać wszystko. Samochód uznano jako niezgodny z regulaminem, a to zrzuciło Lewisa na ostatnie miejsce startowe przed sprintem.

Potem została już tylko uczta dla oczu. Hamilton dosłownie wyskakiwał z telewizora. Rzucił się w pogoń od samego startu i w 24 okrążenia odrobił 15 pozycji, mając wciąż z tyłu głowy, że czeka go jeszcze kara za wymianę ICE. Realnie, gdyby sprint miał dwa okrążenia więcej, prawdopodobnie Brytyjczyk byłby w stanie awansować na trzecią pozycję.

Finisz na piątym miejscu oznaczał start z pola oznaczonego numerem 10. W wyścigu Lewis wrócił tam, gdzie skończył w sprincie. Już na piątym okrążeniu był trzeci, a potem zwyczajnie zmiótł Red Bulle z planszy. Oczywiście, silnik swoje zrobił i nie da się tego ukryć. W Brixworth udało się uszczelnić jednostkę i wydobyć z niej więcej mocy bez ewentualnych problemów z niezawodnością. Nadal pamiętajmy jednak o tym, że nie każdy kierowca w stawce byłby zdolny do takiej pogoni.

W tym roku atakowanie i umniejszanie Hamiltonowi weszło wielu osobom w nawyk. Powiedzą, że to tylko samochód. Przypominam, że przez dużą część sezonu przewaga sprzętowa była po stronie Red Bulla i Maxa Verstappena. Wtedy to nie miało takiego znaczenia? Kolejny raz apeluję: cieszmy się tym co oglądamy. Obaj pretendenci do tytułu fundują nam show, jakiego w F1 nie widzieliśmy od lat. Tytuł może rozstrzygnąć się w Abu Zabi i cieszmy się tym, bo dwóch wspaniałych kierowców zapewnia nam niezapomniane emocje. Szkoda czasu na głupie przytyki i małostkowość.

2
RED BULL W SZACHU
Max Verstappen i Christian Horner
Fot. Mark Thompson/Getty Images

Po drugiej stronie barykady zrobiło się nieciekawie. Max był na fali, wszystko układało się pod jego dyktando. Mercedes w ostatnich wyścigach był zdecydowanie za Red Bullem i to we wszystkich kwestiach. Zostało czekać na marsz od wiktorii do wiktorii. Okazało się jednak, że w szaleństwie z silnikami Valtteriego Bottasa była metoda. Srebrne Strzały próbowały tak długo, aż w końcu trafiły w złoty środek. Nowa moc w W12 może być argumentem, który wytrąca wszystkie karty z rąk i rękawów ekipy Christiana Hornera.

Zarówno on, jak i Helmut Marko byli bardzo wokalni jeszcze na początku weekendu, że przecież tutaj ewidentnie coś nie gra. Mówiło się o ewentualnym proteście w sprawie tylnego skrzydła Mercedesa. Po wszystkim nastąpiło jednak wyjście rakiem. To będzie bardzo trudny tydzień w Milton Keynes, bo pokaz siły Hamiltona może oznaczać, że to właśnie on dostał ostatni element układanki.

We wszystkim należy jednak pochwalić Verstappena. To nadal jest maszyna. Facet zrobił wszystko, co miał zrobić. W sprincie nie szalał i dojechał spokojnie na drugiej pozycji. Pierwszy rząd plus niezła trakcja po wewnętrznej pozwalały mu realnie myśleć o prowadzeniu w wyścigu. Poświęcił jeden punkt, ale na stracie w niedzielę dokonał dzieła sztuki. Jechał perfekcyjnie kolejny raz, aż do momentu walki z Lewisem.

Nie chcę ferować wyroków, bo nie mamy do tego pełnych narzędzi. To, że Max jeździ na absolutnej granicy przepisów z wielką agresywnością, już wszyscy doskonale wiemy. Tym razem nie było inaczej i wywiezienie Hamiltona jest kontrowersyjne. Sędziowie nie podjęli się sprawy, bo jak się okazało… materiał dowodowy nie był kompletny. Kamera w samochodzie Verstappena była obrócona na tylne skrzyło, a onboard nie dotarł do zielonego stolika.

Czy Holender umyślnie poszerzał tor jazdy i mu się upiekło? Trudno orzec. Martin Brundle twierdził, że prawdopodobnie mu się upiekło. Max kolejny raz dał Lewisowi wybór: albo odpuścisz, albo się rozbijamy. Hamilton poczekał i przy drugim ataku spokojnie sobie poradził jeszcze na prostej między zakrętami 3 i 4.

Red Bull nie złoży broni, tym bardziej nie zrobi tego Verstappen. Nadgodziny w Milton Keynes będą na granicy normy, a Adrian Newey będzie szukał najmniejszych części sekundy. Dodatkowo nadal jest Sergio Perez, który poza słabym sprintem też był w bardzo dobrej dyspozycji. Czekamy na kontrę z ich strony, bo wierzę, że musi ona nadejść. Czy będzie wystarczająco silna, aby kolejny raz przełamać Mercedesa?

3
PIŁKA MECZOWA FERRARI
Carlos Sainz i Charles Leclerc
Fot. Peter Fox/Getty Images

W walce o trzecie miejsce w mistrzostwach świata konstruktorów kolejny raz przewagę powiększa Ferrari. W Maranello święto, Mattia Binotto uradowany. Włosi znaleźli coś w swojej hybrydzie, co prawdopodobnie da im podium w generalce. Czerwone bolidy odstawiają McLarena już na 31 punktów i bardzo trudno będzie to odrobić.

To, że samochód podaje to jedno. Dwa to niesamowita forma obu kierowców. Carlos Sainz kolejny raz był świetny, szczególnie w sprincie, a jedyny słaby moment to start w niedziele. Charles Leclerc jechał swoje kolejny raz. Panowie dwójkowo przejechali cały dystans i bez większych problemów dojechali na miejscach 5 i 6. Nie ma w tym momencie równiej jeżdżącej pary kierowców w jednym zespole.

Kiedy wybierano Carlosa na partnera Charlesa, mówiło się o idealnym dopasowaniu. Wtedy większość miała na myśli, że Hiszpan jest wystarczająco szybki na dobre punkty, ale nie będzie wchodził w drogę Monakijczyka. Tymczasem jasno należy sobie powiedzieć, że Chilli to rewelacja tego sezonu i konsekwentnie, już trzeci sezon, pokazuje nam papiery na wielkie ściganie.

W McLarenie nastroje muszą być zupełnie odmienne. Dosłowne starcie na torze Lando Norrisa z Sainzem sprawiło, że ten pierwszy skończył z pękniętą tylną oponą i pogrzebanym wyścigiem. Potem, żeby nie było za kolorowo, pęknięte chassis doprowadziło do utraty mocy przez Daniela Ricciardo i przedwczesnego zakończenia wyścigu.

Nie mogło się to ułożyć gorzej dla pomarańczowej ekipy. Z Brazylii wyjechali z jednym punktem, a Ferrari odskoczyło im bardzo mocno. Przez większość sezonu to oni nadawali rytm w tym pojedynku, a nawet zdarzyło się na Monzy, że i całej stawce. Na samym finiszu pech dosłownie się na nich wylewa. Dodatkowo Ferrari się wzmocniło, a McLaren jest constans.

Czy to kwestia końca rozwoju tegorocznej konstrukcji i skupienia na sezonie 2022? Bardzo możliwe. Ferrari swój upgrade jednostki napędowej przeprowadziło z myślą o przyszłym roku. W Woking wiedzą więcej i jeśli przegranie trzeciego miejsca w tym roku ma im dać realną walkę o tytuł od marca przyszłego roku, to ja się im nie dziwie.

4
ZTSUNODOWANI
Fernando Alonso
Fot. Bryn Lennon/Formula 1 via Getty Images

AlphaTauri trzyma się w grze o piąte miejsce w klasyfikacji generalnej z Alpine. Jest tam tylko dlatego, że szanse utrzymuje przy życiu Pierre Gasly. Niesamowita dysproporcja wróciła kolejny raz. Francuz weekend miał w kratkę, ale kiedy trzeba było, to uporał się z oboma kierowcami głównego rywala na torze. Yuki Tsunoda tymczasem próbował divebombów z kilometra i taranował Lance’a Strolla.

Prawda jest taka, że 20 punktów Japończyka przy 92 oczkach Gasly'ego to dosłownie przepaść. Drugi z nich wielokrotnie udowadniał na torze w niektóre weekendy, że samochód był idealny pod dany tor. Yuki znowu nie dowozi, a gdyby to była lepsza forma, to Alpine nie miałoby czego szukać w tym pojedynku. Protegowany Hondy zawodzi kolejny raz, a parasol ochronny prawdopodobnie zniknie po tym sezonie. Tsunoda ma czas, ale przyszły rok nie może wyglądać w ten sposób jeżeli chce pozostać w stawce, a AlphaTauri myśli o lepszych wynikach.

Strategia na jeden pistop wydawała się ryzykowna i wolniejsza. Tak przynajmniej twierdziło Pirelli. Alpine przez cały weekend było na krawędzi punktów, zamieszane w walkę z Astonem Martinem i z Gaslym. Decyzja o jeździe obu kierowców z jedną zmianą kół pozwoliła im zostawić za sobą Sebastiana Vettela i odrabiającego pozycje Lando Norrisa. Ich główny rywal był tak mocny, że na świeżych oponach nie pozostawił im wątpliwości. Alpine złagodziło najmocniej jak się dało skutki słabszej formy już kolejny raz w tym sezonie.

Nie tak wyobrażał sobie to Fernando Alonso, a Gasly walczący z nimi praktycznie w pojedynkę powinien nieco martwić. Jasne, celem jest sezon 2022. Tylko czy to w ogóle jest możliwe? Wieści z Enstone nie napawają optymizmem, kiedy widzi się kolejną restrukturyzację. Davide Brivio ściągany z MotoGP ma wracać, bo to nie to. Plotki mówią o chęci zatrudniania Otmara Szafnauera, który ma być na wylocie z Astona Martina. Wygląda to nerwowo i zmiana struktury przed sezonem po pożegnaniu się z Cyrilem Abiteboulem wygląda na jeszcze większą łatankę. Pozostaje poczekać, jaki będzie to miało wpływ na przyszły rok.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Fanatyk Formuły 1, ale praktycznie obok żadnego sportu nie przechodzę obojętnie. Współtwórca największego podcastu o królowej sportów motorowych w Polsce - Budnik i Pokrzywiński o F1. W newonce.radio współprowadził PIT STOP.