Czy Marsylia jest zależna od Payeta? Duet Milik-Harit nową furtką w laboratorium Sampaolego

Zobacz również:Bolesne nauki polskich bramkarzy w Ligue 1. Pomyłki Bułki i Majeckiego
Dimitri Payet i Arkadiusz Milik
Fot. John Berry/Getty Images

Olympique Marsylia pierwszy raz w tym sezonie sprawdza, czy w dwóch meczach z rzędu da się funkcjonować bez Dimitriego Payeta. Ostatnie ligowe zwycięstwo z Brestem (4:1) pokazuje, że drużyna nie zawsze musi kręcić się wokół jednej gwiazdy. Korzystają choćby Arkadiusz Milik i Amine Harit. Być może właśnie oglądamy narodziny nowej współpracy, która wreszcie oddali medialną szopkę wokół Polaka.

To zawsze są ciekawe sprawdziany. Możemy upewnić się, że żadna postać nie jest najważniejsza i że pewne absencje czasem są odświeżające dla energii grupy. Payet od początku roku wydaje się być przygaszony. Po niedawnej porażce z Clermont wylewał żale o zatrutych głowach piłkarzy, ale nagle doznał kontuzji i siłą rzeczy dostał tydzień na złapanie dystansu. Nadmiar żółtych kartek wykluczy go również z czwartkowego rewanżu z Bazyleą w Lidze Konferencji. Marsylia ma tylko jedną bramkę przewagi, to dla niej jeden z najważniejszych momentów w sezonie i czas, by dobitniej pokazać, że nie jest od Payeta zależna.

Do tej pory Sampaoli miał przekonanie, że wszyscy są do ruszenia, tylko nie Francuz. Widział jak słabo drużyna radziła sobie bez Payeta w jesiennych meczach z Lokomotiwem i Galatasaray, gdzie udało się zdobyć tylko punkt. To był czas, gdy kapitan OM zastępował Milika na pozycji nr 9 i wykręcał fantastyczne liczby.

Dzisiaj widzimy zmianę w hierarchii. To Polak odpalił magazynek, ma już 11 goli w 2022 roku, podczas gdy Payet ledwo uzbierał dwa. Nie kreuje gry już tak często, a jeśli już, to spychany na lewą stronę biega tak daleko od Milika, że ta współpraca po prostu nie istnieje.

Trudno jest dziś odtworzyć warunki z wiosny 2021, gdy Milik u Samapolego strzelił siedem goli, a Payet wystawił mu siedem piłek. Obok biegał jeszcze kreatywny Florian Thauvin, a cała trójka w wywiadach opowiadała jak to świetnie potrafią rozumieć się bez słów.

Rok później w Marsylii nie ma mowy o jakimś zgranym tercecie. Jorge Sampaoli tak często zmienia graczom pozycje, że drużynie brakuje solidnych fundamentów i dobrze zakorzenionych automatyzmów. Tylko Milik i Caleta-Car zawsze występowali na swoich pozycjach, podczas gdy przykładowy Gerson grał już wszędzie poza środkiem obrony. W tym laboratorium trudno było stworzyć piłkarza, który tuż za plecami Milika da mu odpowiednie wsparcie.

Dwa mecze absencji Payeta są dla Marsylii okazją. W normalnych okolicznościach Sampaoli nigdy nie odstawiłby go na ławkę, a tak w spokoju może próbować innych wariantów. Najważniejszą postacią jest Milik i to pod niego musi być ustawiona gra. Harit już w pierwszych minutach meczu z Brestem pokazał, że potrafi posłać prostopadłą piłkę do Polaka. Nawet na heatmapach widać jak blisko siebie operują i że być może jest to czas, by ten duet związać trwalszymi linami.

Harit do tej pory nie był ulubieńcem Samapolego. Na początku marca usłyszał, że po sezonie wróci do Schalke. Bywały momenty, gdy nie było dla niego miejsca w meczowej kadrze, a tymczasem na finiszu sezonu wyskakuje z pudełka i wnosi do drużyny nowe możliwości.

W meczu z Brestem zaangażowany był w trzy gole. Widać po nim, że gdy jest w formie, potrafi grać dużo bardziej dynamicznie i kreatywnie niż Gerson, który latem kosztował 20 mln euro i po którym spodziewano się więcej. Harit potrafi obsłużyć Milika, ale często wchodzi też razem z nim do linii ataku i wówczas potrafi ściągać na siebie obrońców, dając Polakowi więcej miejsca. Z Payetem prawdopodobnie deptaliby sobie po piętach, trwałaby cicha rywalizacja o to, kto jest tym ważniejszym. Tutaj Harit idealnie potrafi wpasować się w rolę, dobrze wiedząc, że numerem 1 na końcu zawsze musi być Milik.

Ciekawe jest to, że w mediach cały czas czytamy o trudnych relacjach Polaka z Sampaolim. Spekuluje się o jego odejściu. Czasem można odnieść wrażenie, że dzieje się tam naprawdę coś złego, po czym Milik wychodzi na boisko i znowu pakuje gola.

Na 30 ostatnich meczów tylko w 18 wyszedł w pierwszym składzie, a mimo to strzelił 16 bramek. Ostatnie dwa trafienia w meczu z Bazyleą pokazują, że Marsylia jest w tym momencie dużo bardziej zależna od Milika niż od Payeta. W chwili, gdy Francuz szuka formy z jesieni, powinien przemyśleć ten układ na nowo i zaakceptować zmianę w hierarchii.

Ciekawym sprawdzianem będzie niedzielny hit Ligue 1 z Niceą, gdy obaj znowu pojawią się obok siebie. Będą chcieli zademonstrować swą wielkość i znowu mogą wrócić demony z najgorszych meczów Marsylii.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.
Komentarze 0