Choć uwielbiają go media wielkomiejskie, przekonał do siebie też małomiasteczkowych. Jak to się stało, że Dawid Podsiadło wyprzedaje w Polsce koncerty równie sprawnie i spektakularnie jak The Rolling Stones czy Depeche Mode?
Taco Hemingway kończył akurat na głównej scenie Luxembourg. Tłum ciągnął się daleko – kilkaset metrów przez połacie pola. Aż po namiot Alter Stage. Nieco dalej nawet nie urywał się, bo gdzieś w okolicach słynnej figury Totem Maurycego Gomulickiego formował kolejną ciżbę. Frekwencja robiła równie wielkie wrażenie jak podczas występów Migos, The Strokes czy Radiohead na tej samej głównej scenie kilka lat wcześniej. I była raczej większa niż wtedy, gdy tego samego wieczoru grali The Killers. Na samym końcu tych gwarnych dziesiątek tysięcy tworzył się niespotykany dotąd korek. Spóźnialscy podążający do Tent Stage – na drugim końcu festiwalowej przestrzeni – zderzali się ze ścianą ludzi. I to już w poprzedzającej część koncertową strefie gastro. Osobiście – przez niemal 20 lat uczestniczenia w większości open’erowych edycji – nigdy nie spotkałem się z taką sytuacją. Niemal niemożliwe było nie tylko dojście w pobliże sceny, ale i do jakiegokolwiek punktu, w którym byłaby ona widoczna. Ciężko było przepchać się nawet pod umieszczony na zewnątrz stelażu telebim. Zdaje się, że odbywał się tam prawdopodobnie jeden z najbardziej obleganych koncertów w całej historii tenta. Domyślacie się, kogo można było tam zobaczyć. Swoje piosenki śpiewał w tym miejscu – pokrywający się częściowo z Taco – Dawid Podsiadło.
Dla tych, którzy śledzą rynek koncertowy, opisana sytuacja z tegorocznego Open’er Festival nie powinna być dużym zaskoczeniem. Polscy wykonawcy są w stanie wypełniać pola festiwalowe. Ba, mogą być większym magnesem dla publiki niż niejedna gwiazda z USA czy z UK. Co prawda w tym wypadku licznemu przybyciu słuchaczy sprzyjały okoliczności. Po pierwsze, popandemiczna edycja gdyńskiej imprezy okazała się rekordową, jeśli chodzi o frekwencję. Około 250 tys. osób przewinęło się przez festiwal przez wszystkie cztery dni jego trwania. Po drugie, uczestnicy Open’era – w czasie koncertów Taco Hemingwaya i Dawida Podsiadło – nie mieli specjalnej alternatywy, jeśli chodzi o występy innych wykonawców. Niemniej, obaj artyści – tuż obok niegdyś Miuosha, a dzisiaj Maty czy sanah – współtworzą grupę polskich rekordzistów, jeśli chodzi o gromadzenie dużej liczby słuchaczy w jednym miejscu. I do rekordzistów słuchalności w ogóle.
Polak bije rekordy
Jednak Dawid Podsiadło w tym gronie coraz bardziej sprawia wrażenie twórcy wybijającego się na czoło peletonu. Dokonuje rzeczy historycznych. Jako pierwszy Polak – tuż po wydaniu nowej płyty Lata dwudzieste – w miesiąc zdobył trzy miliony słuchaczy na Spotify. Ten album pozwolił mu także wspiąć się na czwarte miejsce globalnej listy premier tej szwedzkiej platformy streamingowej. A przecież wokalista jeszcze niedawno świętował gigantyczny sukces koncertowy. Jako pierwszy rodzimy artysta wyprzedał w pojedynkę Stadion Narodowy. I to trzy lata po tym, gdy wcześniej sztuki tej dokonał w duecie ze wspomnianym wyżej Taco. Osiągnięcie jest o tyle spektakularne, że planowany na 2023 rok gig pomieści nie 60 tys. ludzi – jak było w przypadku występu z Filipem Szcześniakiem – a 80 tys. Wszystko za sprawą specjalnie ustawionej na tę okazję sceny, która przesunięta zostanie na środek obiektu. Tym sposobem organizatorzy wygospodarują miejsce na pobicie rekordu Polski w występie Polaka dla nadwiślańskiej publiczności.
I w tym miejscu warto postawić pytanie. Dlaczego to właśnie Podsiadło – jeszcze przed ukończeniem trzydziestki – może magnetyzować swoim show na takim poziomie, jak rozpalające masową wyobraźnię występy Depeche Mode, Beyoncé czy The Rolling Stones? Skąd wzięła się ta wielka miłość do chłopaka z Dąbrowy Górniczej?
Narodowa mobilizacja
Polacy – choć w obiegowej i dość wyświechtanej opinii postrzegani są jako społeczeństwo spolaryzowane – lubią mobilizować się wokół jakichś zjawisk. A jeszcze bardziej kochamy, gdy nasi biją rekordy i są widoczni poza granicami kraju. Czemu w ogóle piszę o tym w kontekście Podsiadły? Bo właśnie w tej kategorii zdobywa on dodatkowe punkty. Z jakiegoś powodu tematem nagłówków w okołomuzycznych mediach stają się ostatnio rekordy polskich muzyków – a nie sama muzyka. Tak jakby granie popu czy rapu było w Polsce traktowane niczym zawody, w których społeczna mobilizacja ma wywindować danego artystę na najwyższe miejsce podium wyświetleń i sprzedaży.
Dlatego lokalne redakcje rzadziej wypuszczą szczerą opinię na temat danego albumu. Chętnie za to – i w tonie emocjonalnym – podzielą się informacją o tym, która Polka lub który Polak pojawił się na billboardzie na Times Square. Czyli na evereście marketingu i promocji, mylonym często z dowodem muzycznej jakości. Bo podanie dalej tej wieści zapewni zawsze jakieś zasięgi. Nawet jeśli nie wejścia – to chociaż podkręci licznik lajków.
POLSKA GUROM, ale nie za wszelką cenę
Memiczne frazy, takie jak gamingowe Polska przejmuje ten serwer czy zapożyczone od Mariusza Pudzianowskiego POLSKA GUROM, nie wzięły się w końcu znikąd. Polskie klipy – nie tylko rapowe, ale i disco-polowe – potrafią przebić liczbą wyświetleń topowych raperów z USA czy z Wiekiej Brytanii. Kochamy polską muzykę i kochamy konsumować ją w dużych ilościach. Zdaje się więc, że Dawid Podsiadło zaskarbił sobie uwagę chętnie zrzeszającego się tłumu rodzimych słuchaczek oraz słuchaczy. Tylko największą siłą tego twórcy jest to, że nie musiał tego robić szukaniem usilnie atencji czy tworzeniem jak najprostszych melodii. Jego osiągi to efekt długotrwałej pracy. To niezaprzeczalne. Ale nie da się ukryć, że tej karierze sprzyja od początku coś jeszcze. To bardzo ciepły wizerunek medialny.
Wokalista zatem nie musi podbijać youtube’owej Karty na czasie, aby sprzedawać w mgnieniu oka dziesiątki tysięcy biletów na swoje koncerty. Nie musi być twarzą memów i podkładem z TikToka, by generować pokaźne przychody z dystrybucji płyt i streamingów. Jego przewaga lokuje się gdzieś indziej. Czołowy polski artysta jest gościem o niewątpliwie świetnym głosie. Ale i tym, który przy okazji jawi się jako dobry materiał na kumpla, wnuczka, kompana od zajawek i przede wszystkim zięcia. Czy to ma znaczenie dla słuchalności? Zapewne pozwala przyciągać mu ludzi do swojej osoby.
Kim zatem jest Podsiadło? Adamem Małyszem polskiej muzyki. To porównanie zbudowane jest nie tylko na podstawie charakterystycznych wąsów, jakie zdobią górne wargi obu panów. Wokalistę Curly Heads – jako byłego zwycięzcę X-Factora oraz dwunastokrotnego laureata Fryderyków – postrzega się z pewnością w kategoriach profesjonalisty w swoim zawodzie. Jednocześnie charakteryzuje go wysoki dystans do siebie oraz słabość do niegroźnej ironii. A przede wszystkim odznacza się on tym, za co Polacy – zwłaszcza starsi – mogą cenić znane osoby. Czyli skromnością.
Skromność największą cnotą?
Jak tłumaczył w tekście Sylwii Czubkowskiej o lansie (Dziennik Gazeta Prawna) doradca budowania marek Paweł Tkaczyk – polska kultura na tle Zachodu jest bardziej kolektywistyczna. Zatem w przekonaniu Polaków nie wypada za bardzo wyłamywać się na tle reszty społeczeństwa. Wypowiadający się także w artykule antropolog prof. Waldemar Kuligowski dodawał, że skromność była cnotą, którą chwalono w rodzimych podręcznikach do wychowania. Zarówno w tych z lat 70., jak i późniejszych.
Spójrzmy teraz na postaci darzone przez Polaków sympatią. Adam Małysz? To właśnie za skromność ceniono tego sportowca. Oczywiście – w pierwszej kolejności był bohaterem, który przyniósł sukces i zapewnił widoczność Polakom. Ale przy tym ogromie zasług zachował skromną postawę – czym wielokrotnie zachwycali się komentatorzy sportowi pokroju Włodzimierza Szaranowicza. Popularny skoczek znany był w końcu z tego, że zazwyczaj po wykonanym skoku powtarzał, że tylko wykonuje swoją robotę.
Podsiadło z kolei – mimo że to artysta z szeregu gwiazd Męskiego Grania, uwielbianych przez szeroko rozumianą polską klasę średnią lub aspirującą – odznacza się wysokim poziomem bezpretensjonalności. Wręcz lubi sprowadzać swój sukces na ziemię. Wielu mogło zapamiętać, że przy okazji premiery najsłynniejszego do tej pory singla Małomiasteczkowy wyznał w rozmowie z natemat.pl, że jest wieśniakiem. Utwór – który notabene już zdążył wpisać się do kanonu polskiej muzyki na dobre i regularnie grany jest na weselach – podkreśla dystans artysty do stołecznych rantów i koterii. I tym z pewnością Podsiadło poszerzył swoje audytorium – puszczając oko do sporego grona słuchaczy wywodzących się z mniejszych miejscowości. Jak duże to grono? Według danych GUS – na wsiach mieszka 40% populacji, ale i tak większość mieszkańców miast żyje w tych małych i średniej wielkości. Nie mówiąc już o tych, którzy migrowali, tak jak Podsiadło, do aglomeracji, ale urodzili się poza granicami wielkich ośrodków.
Małomiasteczkowy, ale progresywny
Jednocześnie artysta pozwala sobie na otwarte deklaracje światopoglądowe. A to już wielu Polakom nie w smak. I tu wymyka się trochę szufladkom. Bo przykładowo przywoływany wyżej skoczek z Wisły, na co zwracało nawet uwagę Polskie Stowarzyszenie Public Relations w tekście Wszyscy kochamy Adama Małysza, polityki się wystrzegał. Poza małymi wyjątkami. Podsiadło jednak wykazuje się zaangażowaniem. Wsparł m.in. protesty w sprawie wyroku Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 roku, którego skutkiem było zaostrzenie regulacji prawnych dotyczących przerywania ciąży. Ostatnio głośno jest także o jego planach dokonania apostazji. Jasne – manifestacje organizowane przez Strajk Kobiet, zwłaszcza w początkowej fazie, według sondażu Kantar wspierało ok. 70% Polek i Polaków. To był moment, w którym większość opinii publicznej stanęła po stronie niezgody na barbarzyńskie dla kobiet prawo. W kontekście skandali związanych z Kościołem Katolickim i danych CBOS świadczących, że coraz więcej mieszkańców naszego kraju odcina się od tej instytucji – także i publiczne deklaracje o apostazji nie budzą już w dużych miastach wielkich kontrowersji. Przynajmniej nie tak wielkich jak w czasach, gdy Sinéad O'Connor, drąc zdjęcie Jana Pawła II w geście sprzeciwu wobec tuszowania pedofilii przez Watykan, spotkała się z potępieniem i ostracyzmem.
Ale nie umniejszając gestom Podsiadły – nie się ukryć, że nie kłania się on rządowi i konserwatywnej części społeczeństwa. Z pewnością punktuje tym wśród bardziej liberalnych odbiorców, ale na pewno nie można nazwać go oportunistą – do czego żartobliwie próbował pić w jednym z ostatnich programów Kuba Wojewódzki, który gościł wokalistę.
Muzycznie zachowawczy
Oczywiście to wszystko nie byłoby możliwe bez kwestii muzycznych, które… mocno odzwierciedlają tę osobowość. Płyta Małomiasteczkowy – przełomowa dla popularności i artystycznej drogi Podsiadły – na pewno miała sporo dobrych momentów, jeśli chodzi o brzmienie. Tym twórca zyskał wśród dziennikarzy muzycznych. Towarzyszyła jej też przy okazji świeża oprawa wizualna oraz otoczka promocyjna. M.in. happening z kioskiem z płytami, które sprzedawał sam główny zainteresowany.
A co można powiedzieć o Latach dwudziestych? Akcja z osobistym zapraszaniem przez artystę przypadkowych przechodniów do odsłuchu tej płyty świadczy o tym, że wokalista i jego ekipa poszli sprawdzoną drogą. Na poziomie liczb na razie wszystko się zgadza. Pytanie tylko, czy na płycie są kawałki, które powtórzą sukces Nie ma fal i Małomiasteczkowego. Wydaje się, że wybrane na pierwsze single POST i To co masz Ty! nie mają takiego potencjału. Więcej energii zdaje się być ukrytej w TAZOSach czy w otwierającym album WiRUSie z refrenem przywołującym na myśl… Everybody Backstreet Boys. Całościowo jednak – na poziomie artystycznym – to nieco generyczny materiał. Ot, funkująca wersja inspiracji późnym Coldplay, z refrenami komponowanymi pod stadionowe zaśpiewy. Dla fanów to pewnie wystarczy. I chyba o to chodzi.
To, co wydaje się jednak najważniejsze – nawet jeśli nie lubi się muzyki Dawida Podsiadły, ciężko nie lubić go jako osobowości. Być może dlatego trudno w mediach głównego nurtu znaleźć krytyczne teksty na temat jego muzyki.
Z pewnością warte docenienia są gesty wsparcia Podsiadły wychodzące naprzeciw konserwatywnej opresyjności – zwłaszcza że jakkolwiek rozumiana polityczność jest często przez lokalną publikę niemile widziana. Nie przeszkadza to mu jednak łączyć Polaków wokół swojej osoby. Przepis na to osiągniecie? Muzyczna zachowawczość, ale wymuskana produkcyjnie. Skromność, kompetentność. Progresywność, ale nie buntowniczość. I przede wszystkim sympatyczne usposobienie. Oto główne tajniki sukcesu ulubionego wokalisty Polaków.
Komentarze 0