Dick pics: o ch*j w tym chodzi?!

Zobacz również:Wałęsa, Kwaśniewski, Kaczyński, Komorowski, Duda… Jak wyglądały wybory prezydenckie od 1990 roku?
dick picki ART

Dawniej ekshibicjoniści straszyli po parkach i zaułkach. Dotykała ich od razu społeczna stygmatyzacja i podpadali – w najlepszym wypadku – pod kodeks wykroczeń. Publicznego obnażania miało w ten sposób doświadczyć u nas kilkanaście procent kobiet. Creeperiada nabrała jednak niesłychanego rozpędu wraz z AirDropem, aplikacjami randkowymi, Snapchatem i niewinnymi DM-ami. Zostawiając na boku bezproblemową sytuację obopólnej zgody, pochylamy się nad kutasiarską szarą strefą z Sarą Tylką (psychosekslogicznie), psycholożką i seksuolożką.

Artykuł pierwotnie ukazał się w sierpniu 2022 roku.

Takie pytanie, jak to z tytułu – choć w grzeczniejszej formie – badacze stawiają sobie od lat. I poszukują odpowiedzi, starając się określić specyfikę zjawiska. Weźmy dr Cory L. Pedersen z Kolumbii Brytyjskiej. Byliśmy tym zainteresowani – zwłaszcza, że nie przeprowadzono wcześniej badań empirycznych na temat motywacji, stojącymi za rozsyłaniem przez mężczyzn nieproszonych zdjęć genitaliów. Hipotez było wiele. Podobnie jak rozważań teoretycznych i anegdotycznych. Brakowało jednak naukowego ujęcia sprawy – tłumaczyła psycholożka. Jej publikacja w The Journal of Sex Research z 2019 roku jest przywoływana za każdym razem, gdy pada temat dick pików. Niech więc tradycji stanie się zadość. Z badania przeprowadzonego na grupie 1087 mężczyzn wyszło, że 48% z nich dopuściło się takiego procederu. A dlaczego? 82% wierzyło, że w ten sposób wywoła podniecenie u odbiorcy; niecałe 50% liczyło na odwzajemnienie. Prawdziwe creeperstwo znalazło odbicie w dolnych, ale nie marginalnych, rejestrach – 10% respondentów przyznawało, że wysyłanie zdjęć penisa dawało im poczucie kontroli nad adresatem, 6% traktowało to jako satysfakcjonujący akt niechęci wobec kobiet.

Za każdym razem, gdy naukowcy pochylają się nad dick pikami, dane są generalnie dosyć zbliżone. Mniej więcej połowa kobiet otrzymała kiedyś niechcianą fotkę genitaliów (nie brakuje badań ze znacznie wyższymi wynikami), której powstanie w ok. 30-40% było umotywowane fantazjami o rewanżu bądź flircie, a w poniżej 10% chęcią wywołania szoku czy wstydu. Wyłania się z tego pełne spektrum – od narcyzmu do hardkorowej mizoginii. Jeżeli ktoś miał wątpliwości, na ile może być to akt mile widziany i oczekiwany – z pomocą przychodzą autorzy raportu Women’s and Men’s Reactions to Receiving Unsolicited Genital Images from Men, którzy dwa lata temu przepytali ponad 2045 kobiet. Zdecydowanie dominowały wśród nich reakcje negatywne (m.in. 50% czuło obrzydzenie). Podniecenie zadeklarowało zaledwie 8% z nich.

A mężczyźni i tak nieustannie próbują. I to od setek, jeśli nie tysięcy lat, bo niektórzy pierwsze dick piki chcieliby datować na długo przed wynalezieniem materiałów światłoczułych. Sztuką falliczną zawalone były choćby Pompeje; graffiti z penisem odkryto na Wale Hadriana w Kumbrii. Archeologiczne przykłady padają jednak oczywiście pół żartem, pół serio. Już całkiem na poważnie – sam termin miał podobno zostać użyty po raz pierwszy w 1993 roku na Usenecie. Wtedy był to jeszcze rodzaj egzotyki na grupie dyskusyjnej. Minęły dwie dekady, a cyberekshibicjonizm przybrał rozmiary epidemii. Przyczyn upatrywać należy – Thank You, Captain Obvious! – w rewolucji technologicznej i złudnym poczuciu internetowej anonimowości. Jeśli chodzi o konkret, wskazuje się tu combo z początku poprzedniej dekady. Kamieniem milowym było wdrożenie przez Apple funkcji AirDrop, która stała się Świętym Graalem dla współczesnych ekshibicjonistów, pozwalając im rozsyłać intymne zdjęcia przypadkowym osobom w promieniu 10 metrów. Do tego doszło jeszcze pojawienie się Snapchata ze znikającymi wiadomościami oraz aplikacji randkowych, które zatarły granice między romansowaniem na żywo i w sieci. Ale należałoby przecież zacząć od rzeczy najważniejszej, czyli od powszechnego dostępu do smartfonów, wyposażonych w tylny i przedni aparat.

Cyberflashing jest więc stosunkowo świeżym zjawiskiem, do którego prawodawstwo dopiero dojrzewa. W awangardzie znajdują się tutaj Brytyjczycy, którzy opracowali projekt nowoczesnej ustawy – Online Safety Bill. Wśród zapisów, mających na celu złapanie za mordę trolli czy postawienie tamy fałszymym informacjom na temat COVID-19, znalazł się również taki, który obwarowuje rozsyłanie niechcianych zdjęć genitaliów karą do dwóch lat więzienia. Na naszym rejonie nie jest równie kolorowo. W Polsce wysyłanie dick pików bez zgody nie jest karalne. Chyba że udowodnisz, że ktoś wysyła zdjęcie cudzego penisa, to wtedy potencjalnie wchodzi w grę art. 191a kk, czyli naruszenie intymności seksualnej: „Kto utrwala wizerunek nagiej osoby lub osoby w trakcie czynności seksualnej, używając w tym celu wobec niej przemocy, groźby bezprawnej lub podstępu, albo wizerunek nagiej osoby lub osoby w trakcie czynności seksualnej bez jej zgody rozpowszechnia, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5” – mówił przy okazji jednego z artykułów Adam Kuczyński, prawnik z Fundacji Przeciw Kulturze Gwałtu. A jeśli to jest notoryczne, można to podpiąć pod nękanie z art. 190a kk. Próbowałbym raczej cywilnie spróbować walczyć o dobra osobiste – dodawał.

Nadal obowiązują więc oldschoolowe przepisy, napisane z myślą o parkowych ekshibicjonistach, którzy z poważnymi konsekwencjami spotykali się dopiero wtedy, gdy mieli pecha obnażyć się przed osobą poniżej piętnastego roku życia. Właśnie dlatego tak kluczowe jest wypracowanie mechanizmów reakcji nierozłącznie związane z nabywaniem odpowiedniej wiedzy. A to trzeba klasycznie wziąć na siebie zważywszy na białą flagę wywieszoną przez państwo w dziedzinie edukacji seksualnej.

W takiej sytuacji pojawia się moment zastanowienia – czy odpisać, czy od razu zablokować nadawcę; zagrozić zgłoszeniem. Każda taktyka stopująca będzie dobra. Kiedy jednak odbiorcą jest młoda osoba, może sobie z tym nie poradzić. Teraz pytanie: czy nastolatek albo nastolatka przyjdzie do rodzica, pokaże swojego smartfona i powie: „mamo, tato – dostałem taką fotę”? Wątpię. Może się bardzo przestraszyć albo wejść w niebezpieczną interakcję. Tak samo kluczowa jak reakcja jest więc edukacja ze strony opiekunów. Oni powinni stać na straży, żeby temu dzieciakowi nic się nie stało – podsumowuje Sara.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Senior editor w newonce.net. Jest związany z redakcją od 2015 roku i będzie stał na jej straży do samego końca – swojego lub jej. Na antenie newonce.radio usłyszycie go w autorskiej audycji „The Fall”, ale też w "Bolesnych Porankach". Ma na koncie publikacje w m.in. „Machinie”, „Dzienniku”, „K Magu”,„Exklusivie” i na Onecie.
Komentarze 0