Ten to ma moc - ledwie kilka lat w branży, a już doczekał się własnego festiwalu. Impreza Radzimira Dębskiego rozpoczyna się już jutro, a jeśli jeszcze nie macie planów na weekend, to chętnie pomożemy.
Gliwice. Według niemieckiego językoznawcy Heinricha Adamy nazwa tego 19. co do wielkości miasta w Polsce pochodzi od... stajni; to tam szlacheckie tabory miały wymieniać konnicę podczas podróży. Prawa miejskie Gliwice uzyskały już w XIII wieku i zastanawiamy się, czy od tamtej pory odbyło się tam aż tak wielkie wydarzenie, jakie będzie miało miejsce w piątek i sobotę. JIMEK+ czyli ogromny międzynarodowy festiwal muzyczny, do tego w nowiutkiej Arenie Gliwice - gwarant dobrej muzyki i jeszcze lepszego nagłośnienia jest. Pytacie, czy warto? Oczywiście!
1. OK, byliście w ogóle kiedykolwiek w Gliwicach?
Bo my na przykład nie, a fajnie odwiedzać nowe miasta na naszej całorocznej, festiwalowej trasie. Aglomerację śląską znamy z OFF-a i Taurona Nowej Muzyki, czas na coś nowego. No właśnie, słowo nowy jest tu kluczowe: nowy festiwal, nowa hala, nowe miasto na muzycznej mapie. Jeśli JIMEK+ będzie odbywał się i za 50 lat to pamiętajcie - wy byliście na pierwszym.
2. Będzie Jimek
A na tego człowieka bilety rozchodzą się jak świeże bułeczki. Tu zagra i w piątek, i w sobotę, do tego przejedzie wraz z orkiestrą i zaproszonymi gośćmi przez całą swoją twórczość. Wejściówki jeszcze są!
Przy okazji - dwa miesiące temu Jimek opowiedział sporo o festiwalu na antenie newonce.radio.
3. Będzie nie tylko Jimek
Ale i wykonawcy zagraniczni: Bokante, The KutiMangoes, Alune Wade i Rumba de Bodas. Cztery kraje, cztery różne spojrzenia na tzw. muzykę tradycji i źródeł. Koncerty zahaczające o etno są w ogóle z reguły świetne, bo na nich wykonawcy zawsze wkładają masę emocji; nierzadko to wyraziciele głosu całych narodów. Jak choćby w przypadku Bokante, mieszających jazz, world music i... zaangażowane, polityczne teksty. Z polskich artystów na scenie pojawią się Krzysztof Zalewski i The Dumplings.
4. No i sporo rapu!
Z Polski - Miuosh oraz Kaliber 44. Do tego gwiazda zagraniczna: Phaorahe Monch! W latach 90. był jednym z członków słynnego Organized Konfusion. Pod koniec dekady, w 1999 roku, wydał solowy album Internal Affairs, na którym pojawił się hitowy Simon Says, numer – definicja bangera tamtych czasów.Wiele lat później ten sam raper wydał poruszający longplay Post Traumatic Stress Disorder, na którym walił bez ogródek; na tapetę wjechały jego wieloletnia depresja, problemy z używkami, samotnością czy przerostem ambicji. Bo taki to zresztą jest raper: muzyka to jedno, ale słowo i konkretne, mocne teksty są zawsze na pierwszym miejscu. Zresztą Pharoahe Monch doskonale odnajduje się także na niwie… jazzowej. Nie dalej jak kilka dni temu wystąpił w Warszawie podczas wspólnego koncertu z trębaczem Keyonem Harroldem. Ma też w swoim portfolio jeszcze jeden wielki hit, nagrane wspólnie z Mos Defem i Nate Doggiem Oh No.
Tu znajdziecie oficjalny event do tego wydarzenia, a już jutro szukajcie na naszych łamach wyjątkowego wywiadu z Miuoshem!