Dlaczego współczesne filmowe hity są aż tak długie?

john wick 4.jpg
fot. archiwum dystrybutora

Avatar: istota wody – 192 minuty. Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu – 161 minut. Batman – 176 minut. Zbliżamy się do sytuacji, w której żeby obejrzeć kinowy przebój w tygodniu należy wziąć urlop na kolejny dzień?

Artykuł pierwotnie ukazał się w maju 2023 roku

I od razu musimy poprawić tytuł tego tekstu, wykreślając z niego słowo współczesne. Kinowe przeboje były długie, odkąd tylko pozwalała na to technika.

Jak nie zdobyć Oscara? Wystarczy zmieścić się w 90 minutach

We wczesnych latach kina czas trwania filmów był powiązany właśnie z ograniczonymi możliwościami projektorów, stąd najstarsze tytuły trwały po kilka minut. Ale już dwa pierwsze eposy amerykańskiego kina, Narodziny narodu (1915) i Nietolerancja (1916), oba w reżyserii Davida Warka Griffitha, to odpowiednio 190 i 163 minuty projekcji. Najbardziej dochodowy film w historii USA przy uwzględnieniu inflacji, Przeminęło z wiatrem (1939), trwa niecałe cztery godziny. Inne klasyki z pierwszej dziesiątki kasowych hitów wszech czasów? Dziesięcioro przykazań (1956) – 220 minut. Doktor Żywago (1965) – 200 minut. Dźwięki muzyki (1965) – 174 minuty. Titanic (1997) – 195 minut. Avatar (2009) – 162 minuty. Dopełniające zestawienie Gwiezdne Wojny: Nowa nadzieja (1977) i E.T. (1982) ze swoimi dwiema godzinami czasu trwania mogą w tym towarzystwie uchodzić za krótkie metraże.

Rhett And Scarlett
Kadr z "Przeminęło z wiatrem", fot. Silver Screen Collection/Archive Photos/Getty Images)

Historycy kina uważają, że odpowiedź na tytułowe pytanie jest prostsza niż nam się wydaje – idzie o... rozmach. Kasowy hit musi być epicki. A jeśli epicki – to długi, żeby widz wiedział, za co płaci, nawet jeśli na myśl o trzech godzinach w kinie robi mu się słabo. Masowe hity od zawsze były długie. Ale artystyczne hity... też od zawsze były długie.

W 95-letniej historii Oscarów jedynie 27 razy nagrodę za najlepszy film wygrywał obraz trwający poniżej 120 minut (z czego bliska połowa tych przypadków to tytuły liczące 115 minut i więcej). Tylko trzy razy zwyciężały filmy z przedziału 90-100 minut: najkrótszy laureat w historii, półtoragodzinny Marty (1955), 93-minutowa Annie Hall (1977) i 99-minutowe Wożąc panią Daisy (1989). Widzowie mogli oglądać niezobowiązujące, krótkie filmy w domu, tylko dla spektakularnej opowieści warto było podnieść się z kanapy i wydać ciężko zarobione pieniądze – pisze w tekście Why Are Movies So Long Now Rebecca Rubin, krytyczka magazynu Variety. Nawet jeśli tą spektakularną opowieścią był nakręcony za cztery miliony dolarów Lot nad kukułczym gniazdem (135 minut).

Dlaczego Netflix rozpaskudził reżyserów

To o tyle ciekawe, że w czasach analogowych długi film oznaczał więcej kłopotów. Zwiększona liczba rolek taśmy filmowej, które trzeba było przewieźć z jednego miejsca w drugie. Mniejsza liczba seansów na dzień. Dłuższy czas kręcenia i postprodukcji. Oraz, co za tym idzie, większy budżet. Dlatego producenci zwykli ciąć, ile popadnie, z reguły jeszcze na etapie scenariusza. Za dobrze pamiętają, co nawyrabiał pod koniec lat 70. niepilnowany Francis Ford Coppola, kręcący w dżungli 230 godzin materiału do Czasu Apokalipsy (wersja kinowa trwała 153 minuty, reżyserska – 202). I mocno przekraczający założony budżet.

Problemem była też telewizja. Ludzie odpowiadający za ramówki musieli stawać na głowie, żeby zmieścić trzygodzinny film przy jednoczesnym uwzględnieniu wszystkich zaplanowanych na dany dzień programów cyklicznych: magazynów informacyjnych, seriali, teleturniejów... I reklam, choć akurat w tym przypadku ładowanie w dzienną rozpiskę długiego filmu mocno się opłaca, w końcu jest więcej materiału do przedzielania reklamami. Kto kiedykolwiek oglądał Titanica na Polsacie, ten wie.

Titanic-1.jpg
Kadr z "Titanica"

Ale w erze streamingu ten problem znika, a właściciele platform, zamawiający u znanych reżyserów konkretny film, zwykle pozwalają im popuścić lejce, w końcu liczy się to, jakie nazwisko mają w swojej stajni, a nie to, ile będzie trwać dany film. Stąd długaśne produkcje dla Netfliksa: 154-minutowe Pięciu braci Spike'a Lee, 135-minutowa Roma Alfonso Cuarona czy flagowiec z 2019 roku, 210-minutowy Irlandczyk Martina Scorsese. Reżyserzy się cieszą, bo w końcu nikt im nie ingeruje w film. A przyzwyczajeni do binge-watchingu widzowie traktują takiego kolosa jak kolejny serial. To kolejny ważny powód – userialowienie odbiorcy. Jeszcze przed pandemią wielu widzów nie miało problemu z przykuciem się do ekranu na cztery godziny, czyli mniej więcej tyle, ile trwa standardowy, dokumentalny true crime. Poza tym w domu zawsze można włączyć pauzę.

Kurła, Janusz, kiedyś to było

Ale wróćmy do tego, że – jak wydaje się wielu ludziom – kiedyś hity nie były aż tak długie. I ci ludzie częściowo mają rację. Bo OK, trzygodzinny Titanic czy Tańczący z wilkami, dwuipółgodzinny Terminator 2... Natomiast w latach 80. i 90. dywersyfikacja hitowych produkcji była faktycznie większa. O ile dziś roczne podsumowania box office są niemal w całości zdominowane przez kino komiksowe lub blockbustery sci-fi, o tyle, jeśli spojrzeć na pierwszą 50-tkę największych kasowych hitów lat 90., znajdzie się tam i kino wojenne (Szeregowiec Ryan – swoją drogą trwający 170 minut), i kryminał (Siedem), i nawet taniutki, nakręcony za jedyne 40 milionów dolarów Szósty zmysł. Długie kino spod znaku Spielberga i Camerona dominowało, ale otaczała je masa produkcji mieszczących się w standardowych dla kina widełkach czasowych od 100 do 120 minut. Dopiero eksplozja popularności produkcji ze stajni Marvela i DC zmieniła bieg kina.

władca pierścieni.jpg
fot. kadr z filmu "Drużyna Pierścienia"

Oraz... adaptacje wielkich sag książkowych. Pierwsza dekada XXI wieku to przecież box office'owy pojedynek Władcy Pierścieni z Harrym Potterem. Te filmy po prostu nie mogły być krótsze, bo stworzono je na bazie równie epickich powieści. Po premierze Harry'ego Pottera i Kamienia Filozoficznego (152 minuty) reżyser Chris Columbus wspominał dyskusje z producentami zaniepokojonymi o to, czy dzieci wytrzymają tyle w kinie. Wytrzymały – film zarobił ponad miliard dolarów i do dziś, a przecież minęło ponad 20 lat od premiery, znajduje się w pierwszej 50-tce najbardziej kasowych filmów w historii (choć w tym przypadku mówimy o liście nieuwzględniającej inflację). Dlatego można było już kręcić kolejne epickie produkcje z większym spokojem, a tytuły pokroju Avengers solidnie czerpały z rozbuchanej formuły, jaką zaproponowały filmowe adaptacje książek Tolkiena i Rowling. Praktycznie jedynymi produkcjami, które oparły się tej gigantomanii, były i są animacje. Żadna z premier Pixara nie przekroczyła dwóch godzin; najbliżej byli Iniemamocni 2 – 117 minut. W przypadku Disneya udało się to Fantazji (126 minut), natomiast to nie tyle regularny film, ile osiem krótkometrażowych ilustracji wielkich dzieł muzyki klasycznej.

Najważniejszy wydaje się trend na epickość, pod który powoli podczepiają się inne wielkie serie. Najdłuższym Bondem spośród wszystkich 25. był oczywiście ostatni, Nie czas umierać (163 minuty). Pierwsza część Szybkich i wściekłych trwała 107 minut, ostatnia 141. Producenci mogą sobie na to pozwolić z jeszcze jednego powodu – nie czują już presji ze strony kin, które miały sporo do powiedzenia jeszcze w latach 90., erze zdominowanej przez lokale jednosalowe. Dzisiaj, gdy niemal pełną pulę zgarniają multipleksy, można spokojnie puścić jeden hit na pięciu różnych salach i nikt nie będzie narzekał – jak wtedy, kiedy Titanica grano przez 9 miesięcy bez przerwy na trzech, góra czterech seansach dziennie. Poza tym kiniarzom na rękę jest zwiększone spożycie przekąsek i napojów, zależne rzecz jasna od długości prezentowanego filmu.

john wick 4.jpeg
fot. archiwum dystrybutora

Ten trend będzie wciąż istniał, bo historia ponownie zatoczyła koło. Kilkadziesiąt lat temu długie filmy wyciągały widzów sprzed telewizorów, potem sprzed telewizorów i podłączonych doń magnetowidów, a teraz – telewizorów z wbudowanymi aplikacjami streamingowymi. W pierwszej szóstce największych amerykańskich aktorskich przebojów minionego roku nie ma ani jednej produkcji poniżej dwóch godzin, a tegoroczny kinowy hit, John Wick 4, to trzygodzinna zabawa. Teraz Oppenheimer Christophera Nolana trwa 180 minut, a wchodzący w najbliższy piątek Czas krwawego księżyca Martina Scorsese – ponad 200. Widzowie narzekają na długość, ale chodzą, bo przecież nie mogą przegapić głośnych premier, a producenci i kiniarze chichocą i liczą pieniądze.

Aczkolwiek jednego z drugim branżowego kozaka, który jest za tym, żeby stopniowo wydłużać czas projekcji filmów, zachęcamy do seansu Szatańskiego tanga, arthouse'owego przeboju dystrybuowanego przez firmę Gutek Film i grywanego co jakiś czas w kinach. Siedem i pół godziny czarno-białego, węgierskiego filmu złożonego z zaledwie 39 scen skutecznie poskromi nawet najbardziej rozbuchane zapędy.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.
Komentarze 0