Dominacja w Polsce, dominacja w Europie. Liga Mistrzów znów dla ZAKSY

Zobacz również:Trzecia polska próba wygrania Ligi Mistrzów. ZAKSA ma szansę większą niż kiedykolwiek
Trentino Itas - Grupa Azoty ZAKSA Kedzierzyn-Kozle
Fot. Łukasz Laskowski / Pressfocus

Szli jak burza niemal przez wszystkie rozgrywki. Po porażce w Superpucharze Polski Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wygrała PlusLigę, a teraz obroniła tytuł najlepszej drużyny Europy. W powtórce finału sprzed roku Trentino Volley ponownie nie miało czym zaskoczyć polskiej ekipy. Zawodnicy Gheorghe Cretu wracają do kraju ze złotymi medalami po przekonującej wygranej w trzech setach.

Najpierw wymagająca grupa z Nowosybirskiem i Lube, a później pewna wygrana z Jastrzębskim Węglem (wcześniej przez zawieszenie Dynama Moskwa przeszła przez ćwierćfinał bez gry). Europa w ubiegłym roku po kilkudziesięciu latach przerwy zobaczyła polski klub na czele Ligi Mistrzów. W tym sezonie było podobnie. ZAKSA nie zejdzie z mistrzowskiego tronu przynajmniej przez kolejne dwanaście miesięcy.

Trentino przeżyło modernizację i miało zemścić się na Polakach. W praktyce wyszedł im jeszcze słabszy mecz niż rok temu. Wtedy dali radę przedłużyć rywalizację do czwartego seta. Tym razem wystarczyły trzy, choć ostatni miał w sobie tyle dramaturgii, że przykrył dwa wcześniejsze.

ZMIANA NA STANOWISKU DOMINATOREK

Zanim do boju stanęli panowie, o zwycięstwo w Lidze Mistrzyń walczył Vakifbank Stambuł z Imoco Volley Conegliano. Zespół Joanny Wołosz w ubiegłym roku cieszył się z trofeum po wygranej z Novarą. W tym sezonie przeszkodę finałową stanowił zespół Giovanniego Guidettiego. Wcześniej, w drodze do finału, pokonali między innymi Developres Bella Dolina Rzeszów.

Choć Włoszki uchodzą za najlepszy zespół świata ostatnich lat, to w tegorocznym finale Champions League nie miały zbyt wiele do powiedzenia. Praktycznie jedyną siłą, która potrafiła przeciwstawić się Vakifbankowi była Paola Egonu. Na 75 punktów zdobytych łącznie przez drużynę Daniele Santarellego, atakująca zdobyła aż 39. Poza nią potencjał ofensywny obrończyń tytułu nie istniał.

Według niepotwierdzonych jeszcze informacji Egonu od następnego sezonu będzie przywdziewać koszulkę Vakifbanku. W takim wypadku Guidetti będzie miał w swoim zespole istny dream team. Już teraz potrafił przeciwstawić się hegemonowi z Conegliano. Na 39 punktów Egonu, Gabi odpowiedziała zdobywając „tylko” 23, lecz na korzyść Brazylijki działała reszta zespołu (Isabelle Haak – 19 punktów)… i same Conegliano.

Imoco zepsuło piętnaście serwisów, Vakifbank siedem. Włoszki popełniły aż siedemnaście błędów w ataku, podczas gdy Turczynki zrobiły to tylko sześciokrotnie. Santarelli nie miał innego sposobu na grę niż liczenie na Egonu. Siatkówka jest grą zespołową i nawet jeśli ma się w składzie być może najlepszą siatkarkę świata, to gdy reszta drużyny za nią nie nadąża, zbyt wiele nie może zaradzić.

Oprócz Gabi, świetny mecz rozegrała Cansu Ozbay. Rozgrywająca obok Michelle Bartch-Hackley była najczęściej zagrywającą siatkarką Vakifbanku. Ponadto dobrze prowadziła grę, dystrybuując piłki głównie do Gabi i Isabelle Haak. Po drugiej stronie siatki stała Joanna Wołosz. Polka nie mogła jednak zbyt wiele wskórać. Piłki posyłane do Kathryn Plummer często nie przynosiły oczekiwanego skutku.

Pracujący w Stambule od czternastu lat Guidetti wraz z zespołem zanotował kompletnie udany sezon. Wcześniej wygrał wszystko, co mógł – Klubowe Mistrzostwo świata, ligę, Puchar i Superpuchar Turcji. Teraz dorzucił piąte złoto Ligi Mistrzyń.

NOWY STARY FINAŁ

ZAKSA podchodziła do tegorocznego finału Ligi Mistrzów w jeszcze lepszych nastrojach niż rok temu. Wtedy do Werony lecieli jako wicemistrzowie Polski. Dosyć nieoczekiwanie przegrali skróconą rywalizację z Jastrzębskim Węglem, choć wcześniej dominowali nad resztą ligi. W tym sezonie było niemal podobnie, z tą różnicą, że na szyjach „Koziołków” zawisły medale ze złotego kruszcu. Do rozstrzygnięcia kwestii tytułu potrzeba było czterech spotkań. Jastrzębianie ugrali triumf tylko w meczu numer trzy. W pozostałych zawodnicy Gheroghe Cretu pokazywali swoją wyższość.

Trentino podobnie jak kędzierzynianie doświadczyli przed sezonem zmian w składzie. Odszedł najskuteczniejszy zawodnik zespołu, Nimir Abdel-Aziz, a także Ricardo Lucarelli czy Simone Gianelli. Pozostał jednak trzon środka, a także wschodząca gwiazda włoskiego volleya, Alessandro Michielletto. Więcej o zmianach w Trydencie pisaliśmy zresztą na początku sezonu.

Trento, triumfator ostatniego Superpucharu Włoch, podobnie jak przed rokiem pożegnało się z Serie A w półfinale. Znów lepsze okazało się Cucine Lube Civitanova, późniejszy mistrz. Wydawało się, że do Lublany z Włoch przyjedzie bardziej nieobliczalny zespół niż rok temu, gdy w Weronie przegrał z ZAKSĄ 1:3.

MASZYNA DO TRIUMFÓW

W praktyce Włosi byli dla zawodników Cretu bardzo „obliczalni”. Od początku pierwszego seta ZAKSA grała pewnie i skutecznie. Trentino zanotowało falstart, a punkty zdobywało dzięki błędom rywali. Z czasem ekipa Lorenzettiego złapała rytm. Sęk w tym, że kędzierzynianie mieli go od początku. Szybko stało się wiadome, kto jest wiodącą siłą Polaków. Kamil Semeniuk prezentował standardowo bardzo dobrą skuteczność w ataku. Tym razem dodał również równie świetną grę w obronie.

Przyjęcie z kolei zawodziło w Trentino. W korespondencyjnym pojedynku libero lepszy był Julian Zenger, ale za Niemcem nie poszła reszta ekipy. Dobre ze słabymi momentami przeplatał Michieletto. Jak się okazało, ostoją spokoju i doświadczenia był 37-letni Matej Kazijski, legenda klubu. Riccardo Sbertoli często posyłał do niego piłki, a ten – szczególnie w kluczowych momentach – zadziwiał kibiców.

To jednak ZAKSA była zespołem przez wielkie „Z”. Trudno powiedzieć, czy ktoś mógł zagrać lepiej. Wydaje się, że poza Semeniukiem byliśmy świadkami występu idealnie zgranego kolektywu. Dwukrotnie w serca sympatyków „Koziołków” wdały się obawy o zdrowie zawodników. Najpierw Erik Shoji, a później Marcin Janusz potrzebowali chwilę na dojście do siebie. Można to połączyć z przeciążeniami sezonowymi. Mecz z Trento był pięćdziesiątym dla klubu z województwa opolskiego w tym sezonie.

Przeglądając statystyki aż trudno pomyśleć, że w polskiej drużynie rola ofensywna przypadła głównie jednemu bohaterowi. Nieraz można było odczuć wrażenie, że każdy przykłada cegiełkę do wygrania kolejnego seta, a mimo to Semeniuk z 60 punktów zespołu, zdobył aż 27. Co bardziej imponujące, zrobił to na 74-procentowej skuteczności. Żaden z siatkarzy nie mógł się poszczycić lepszą, nawet jeśli atakował znacznie rzadziej. W skali drużynowej również ZAKSA prezentowała się lepiej (55 vs 48 procent).

Ciekawą sprawą są asy serwisowe, a raczej ich mała liczba. Trentino zdobyło serwisem trzy punkty, ZAKSA dwa. Widzieliśmy za to wiele błędów, szczególnie w emocjonującej końcówce meczu. W tym przypadku kędzierzynianie wychodzą na niekorzyść. Popełnili siedemnaście błędów, podczas gdy Włosi jedenaście. Ale mimo tego, mimo jednego bloku więcej i lepszego przyjęcia libero, Trentino wyraźnie odstawało od mistrzów PlusLigi.

ŚWIAT PATRZY NA POLSKĘ

Trzecie złoto Ligi Mistrzów dla Polski stało się faktem. Nadal lista zwycięzców liczy dwa zespoły – Płomien Milowice i Grupę Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Lata temu złoto najlepszych rozgrywek Europy wydawało się z jednej strony celem bliskim, ale zarazem dalekim. Marzenia o triumfie odbierały Polakom zespoły z Rosji i Włoch. Tych pierwszych od ćwierćfinałów w Lidze Mistrzów nie było. Drudzy od dekad uchodzą za potęgę, głównie za sprawą prestiżu Serie A i większych pieniędzy.

ZAKSA nie pokazuje, że pieniądze nie mają znaczenia. Nawet jeśli to nie jest najbogatszy polski klub, to nie został on stworzony za pięć złotych. Historia ostatnich sezonów udowadnia za to, jak ważny jest dobór zawodników i skonstruowanie „teamu”. W ostatnim sezonie w Kędzierzynie-Koźlu doszło do małego rozbioru. Mimo tego sprowadzono zastępstwa w skali 1:1, a kto wie – może i lepsze? Kolejny rok z rzędu możemy cieszyć się, że w lidze mistrzów świata gra najlepszy klub Europy.

Teraz czas na rozgrywki reprezentacyjne. ZAKSA jest klubem, który opiera się na Polakach. W związku z tym możemy liczyć na to, że za kilka tygodni podczas Ligi Narodów zobaczymy kilku „Koziołków” w biało-czerownej koszulce. Z kolei na jesieni będą walczyć o to, by PlusLiga nadal mogła nazywać się ligą mistrzów świata. Trzeba przyznać… najlepszy klub Europy grający w lidze mistrzów świata brzmi dumnie, nieprawdaż?

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Podróżuje między F1, koszykarską Euroligą, a siatkówką w wielu wydaniach. Na newonce.sport często serwuje wywiady, gdzie bardziej niż sukcesy i trofea liczy się sam człowiek. Miłośnik ciekawych sportowych historii.
Komentarze 0